Opowiadanie "Żart Anatola" cz. 9
- Usiądź, proszę.
- Nie! - krzyknęła.
- Widzisz! - krzyknął również. - Oto cała ty. Nie wiesz co chcę ci powiedzieć, a już się wściekasz.
Zaskoczyły ją te słowa. Musiała jednak przyznać mu rację. Usiadła przy stole.
- Proszę - odezwała się siląc się na spokój - powiedz o co chodzi?
Usiadł obok niej. Dłonie nerwowo splótł i oparł o stół.
* * *
Powoli docierało do niej to co powiedział. Dziwne, nie czuła gniewu, tylko żal i bezsilność. Popatrzyła na niego. Widać było, że dużo go kosztowało wyjawienie tego wszystkiego.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego do cholery nic nie zrobiłeś- odezwała się ostro.
- Twoje zachowanie wskazywało, że myślisz jak ojciec.
- A niech cię Wojtek. Najlepiej zrzucić winę na innych.
Wstał i otworzył drzwi tarasu, tak jakby nagle potrzebował przestrzeni. Oparł się o framugę drzwi.
- Nigdy nie mówiłaś mi co czujesz. Byłaś skryta. O niektórych rzeczach dowiadywałem się od matki. Jej umiałaś się zwierzać, mnie nie.
Jego słowa zabrzmiały jak wyrzut.
- Wiedziałeś, że cię kocham. A to, że tak się zachowywałam…zrozum, straciłam matkę jako małe dziecko. Horacy poświęcił mi całe życie. Był skryty i stanowczy, taki miałam wzór do naśladowania. Czy jestem temu winna?
- Myśmy nie umieli być małżeństwem - odezwał się nagle. - Nie umieliśmy ze sobą rozmawiać, mówić co czujemy
i czego pragniemy.
Podszedł do niej i chwycił ją za ramiona lekko potrząsając.
- Zniszczyliśmy nasze małżeństwo. Słyszysz! Zniszczyliśmy je. I co teraz?- spojrzał na nią.
Spuściła głowę.
- Czy możemy jeszcze odbudować to, co zburzyliśmy?
- Nie wiem - odparła szczerze. - Ja…teraz nie mogę myśleć - głos jej drżał. - Wstała.
- Alu…
- Nie teraz - pokręciła głową i z płaczem wyszła z jadalni.
Zrezygnowany usiadł na krześle.
Z rozmyślań wytrącił go głos Konstancji:
- Najlepiej będzie jak wyjadę.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Wyjadę jeszcze dzisiaj. Posłuchaj mnie uważnie, jeżeli teraz nie uda się wam wszystkiego poskładać, to nie uda się już nigdy.
* * *
Dni mijały. Nie wracali do tego co się wydarzyło. Zawarli swoistego rodzaju „pakt o nieagresji”. Każde z nich zdawało sobie jednak sprawę, że do rozmowy wcześniej, czy później musi dojść.
* * *
Siedziała na tarasie i malowała lakierem bezbarwnym sklejki. Musiała pogodzić się z tym, że od kiedy miała zwichniętą nogę, tylko takie, lekkie prace dawał jej Wojtek. Irytowało ją to. - A niech to…- mruknęła pod nosem. - Do tego jeszcze ten upał, cholera…- bąknęła zła.
Nagle usłyszała głośny stukot dobiegający ze strychu, jakby coś spadło. Zaniepokojona pokuśtykała do domu i stanęła u podnóża schodów.
- Wojtek!- zawołała.
Za chwilę jego głowa wychyliła się z nad poręczy. - O co chodzi?
- Wszystko w porządku? Słyszałam hałas.
- To tylko wiertarka mi upadła, wszystko ok.
- Uważaj. Bo jeżeli ty jeszcze coś sobie zrobisz, to nie wiem co będzie.
Zaśmiał się. - Przestań się martwić. Jestem ostrożny. Jak tam sklejki? Pomalowane?
- Pomalowane - prychnęła. - Świetną mi dajesz robotę. Czuję się jak obibok.
- Nie przesadzaj. Bardzo mi pomagasz.
- Doprawdy? Ja to widzę inaczej.
- Chcesz większą robotę?
- Pewnie.
- To idź na taras, zaraz tam przyjdę.
Po chwili wszedł z laptopem.
- Jak ci wspominałem pracuję nad projektem. Trzeba zrobić pewne obliczenia. Gdybyś zechciała mnie wyręczyć… byłbym wdzięczny.
- No, wreszcie coś konkretnego.
Zainstalował laptop.
- Chcesz jeszcze czegoś? Bo idę dalej na strych.
- Mógłbyś mi przynieść jeszcze wody z cytrynką.
- Już się robi.
- I proszę, nasyp kotu karmy.
Właśnie chciała się zabierać do pracy, gdy pojawił się Gucio wprowadzany na taras przez Wojtka. Odziany w rybaczki w kratkę, kolorowy podkoszulek i adidasy włożone w białe skarpetki frotte. Miał dziwnie skrępowaną minę.
- Przyprowadziłem ci gościa.
- Cześć. Miło, że wpadłeś. Siadaj. Co cię sprowadza?
- Ehm - chrząknął.
- To ja was zostawię.
- Nie - zareagował Gucio. - Ja przyszedłem do was obojga. Otóż…Ziuta i ja… pobieramy się - wystękał.
- Gratulacje - odparli oboje.
- Przyszedłem zaprosić was na ślubi wesele. Wiem, że jeszcze jesteście
w żałobie, ale…nie musicie tańczyć. Noga też ci do tego czasu wydobrzeje.
A nam będzie miło. Przyjdziecie?
Popatrzyli na siebie.
- Z chęcią przyjdziemy - odezwał się Wojtek. - A kiedy ma nastąpić ta podniosła uroczystość?
- 14 sierpnia.
Ala zaskoczona spojrzała na Wojtka.
- My również pobieraliśmy się tego dnia - mówiły jego oczy.
c.d.n.