Pożegnanie z ...

Autor: 
Jerzy Lica

... Partią! “Kabaret, kabaret, choć śmiechu w nim mało, bo życie przerosło kabaret.”
Wyjść z partii, zmienić partyję, założyć własną. Śp. Kuroń - “nie palcie komitetów, zakładajcie własne”. Nieustająca od tygodni heca z nieszczęsnymi posłankami, które tyle wszak zrobiły, aby utracić łaskę Prezesa. A wszystko to służy realizacji hasła mojego przyjaciela - “o tym nie mówmy”. Czyli w tym przypadku o przerażliwych długach, pozorowanym, a ważnym śłedztwie itp., itd.
Zresztą główna “dramatis persone” Pani Joanna waniała lewizną na mile. Nikt tego nie widział, nie słyszał, nie czuł? Fatalnie to świadczy o polityce personalnej Prezesa, któremu takie wpadki zdarzają się all along, z tak fatalnymi jak erupcja kariery ministra Kaczmarka. Słyszał ktoś coś o “walce buldogów pod dywanem” u konkurencji? Chyba co najwyżej jakiś cichy warkot. Nawet w LSD bywa to z reguły “szorstka przyjażń”.
A już zupełnie rozbrajające są te krokodyle łzy wylewane przez “niezależne media” nad “nieszczęściem” PiS. Bo myśląc logicznie i konsekwentnie powinno być - a “hak im w smak”.
Dla poważnych partii czystka to rzecz najnormalniejsza w świecie, no, chyba że stanowią jedynie towarzystwa wzajemnej adoracji. Tylko, że wtedy poważne już nie są. Mogą być jedynie sierjozną bandą gangsterów. I to zdarza się z partiami najczęściej.
Kiedy tow. “... co usta słodsze miał od malin” gotował się do poniesienia płomienia Wolności i Postępu na “kawarnyj i mierzawyj zapad” to zaczął od mordowania... morderców. To, że pod jego “patronatem” wymordowano dziesiątki milionów, nie przeczy “inicjacji” praciessa i pragriessa.
Także i ja, choć nieznacznie już tylko, pobudzony przez tych merdialnych harcowników weracam wspomnieniami do czasów prawdziwych exodusów /od 13,12.81r. ub. wieku/. A wówczas to już nie daj Boże, jak nie wyrzucano delikwenta z poważnej wtedy /jak się okazało/ Partii a “relegował się” samopas. I tak wywalali go niby oni, a na dodatek i z ro-boty. A i dostawał asystę “bijącego serca Partii”, tj. SB. A te nasze obecne bidulki z ich dietkami, ech...
Jak to mawia mój przyjaciel, kapitan żeglugi wielkiej mórz wszelakich, - kiedyś statki były z drewna, a ludzie z żelaza, a teraz odwrotnie. Oj, obawiam się, że dzisiaj wielu bliżej niż do drewna, to po prostu do g.Wyborco, wróg czyha, bądź czyjny! Coby nie wyszło - “głosuj na mnie, będzie MI lepiej”.

Wydania: