Dni Kłodzka 2010
Na Dni Kłodzka czekam co roku z kilku powodów – wtedy właśnie odbywają się moje ulubione imprezy: Targi Staroci, Giełda Minerałów oraz Kiermasz Książek. I w tym roku miałam możliwość je odwiedzić, aby dzięki nim uzupełnić swoje kolekcje. Nabyłam zatem kilka książek (tych nigdy w domu za mało) oraz materiałów do tworzenia kolczyków.
Niestety, nie do końca jestem zadowolona – nie wszyscy sprzedawcy bowiem w pełni rozumieją słowo „targi”. Targ jest przecież miejscem, na którym można się targować, czyli proponować swoją cenę. W krajach Bliskiego Wschodu targowanie się jest nawet do tego stopnia wpisane w kulturę, że osoba, która tego nie robi, popełnia wielki nietakt wobec sprzedawcy. Przychodząc na takie targi oczekujemy zatem dialogu ze sprzedawcą, przekomarzania i w końcu – ubicia targu. Po cóż więc odwiedzają nasze miasto sprzedawcy, którzy nie chcą sprzedać swego towaru na targach staroci? No bo jak inaczej odebrać osobę, która nie dość, że z uporem nie chce zejść z wyznaczonej ceny, to jeszcze po kilku godzinach proponuje o 10 zł wyższą? Zrezygnowałam z zakupu naparstka do mojej kolekcji ze złością – nie dlatego, że nie był on tyle dla mnie wart… bo był. Zrezygnowałam przez odstręczające zachowanie sprzedawcy, który w sobotni ranek żądał za niego złotych 30, a w sobotnie popołudnie już 40.
W niedzielę już nie sprawdzałam – rankiem padał deszcz, więc pewnie cena tego naparstka wzrosła do 50, a może nawet 60 złotych…
Pocieszam się myślą, że taki człowiek niewiele uhandluje i pozdrawiam wszystkich życzliwych uczestników tegorocznych targów – szczególnie pana posiadającego trzy koty, przy którego stoisku spędziliśmy mnóstwo czasu i wydaliśmy sporo pieniędzy. Czekam na kolejne imprezy tego typu, a tymczasem odwiedzać będę naszą kłodzką giełdę, gdzie można nabyć wiele pięknych przedmiotów, po bardzo przystępnych cenach.