Wspomnienie Sybiraków
Zarobki zesłańców były liche. Głód dokuczał wszystkim. Ci, którzy mieli zapasy odzieży i pościeli, wymieniali ją na żywność u miejscowej ludności. Pomoc z Unry dotarła do nas tylko jeden raz i to nie do Soworska, a tylko do Tei, oddalonej od nas o 37 km. Po te dary poszedłem do Tei z Polakiem, Szłapą. Wzięliśmy sanki - i w drogę. W ciągu dnia dotarliśmy do Tei. Tam zanocowaliśmy u Polaka, Siedleckiego, mieszkającego tam z dwiema córkami. Siedlecki poczęstował nas zupą ziemniaczaną. Nazajutrz udaliśmy się po dary Unry do magazynu. Prowadził go Rosjanin. Dostaliśmy masła 25 kg (dwie skrzynki), jedną skrzynkę mydła, 8 litrów oleju. Było tego dość dużo (jak na nasze siły), by dostarczyć to do Soworska po zaśnieżonej drodze. Postanowiliśmy zabrać tylko żywność. Po mydło Szłapa miał przyjść następnym razem. Z masłem i olejem na sankach ruszyliśmy w drogę. Po dziewięciu kilometrach zrobiliśmy odpoczynek. Na postoju znaleźliśmy siekierę. Ucieszyliśmy się ze Szłapą. Można było urąbać drzewa i bronić się w razie napadu. Śnieg był puszysty. Ciągnąć sanki z ładunkiem było coraz ciężej. Ja byłem przecież jeszcze dzieckiem. Walonki miałem za duże. Watowane spodnie i kufajka wydawały się ciężkie. Męczyłem się bardzo. Co chwila odpoczywaliśmy. Szłapa ponaglał mnie. A mnie ogarniała straszna senność. Oddałbym wszystko za chwilę snu. Zbliżała się noc, a do Soworska jeszcze kawał drogi! Co chwila zasypiałem. Szłapa krzyczał do mnie: - Janek, nie zasypiaj, chodź dalej, nie zasypiaj, bo zamarzniesz! Zorientował się jednak, że ja już dalej, z takim ciężarem na sankach, nie dam rady iść. Zatrzymaliśmy się i postanowiliśmy zostawić skrzynki z masłem. Wykopaliśmy dołek. W dołku ułożyliśmy masło w nadziei, że wrócimy po nie. Wzięliśmy olej, parę konserw i trochę chleba. Poszliśmy dalej.