Kryzys. Uciążliwość
Kryzys rozpanoszył się na dobre. Wszystko co złe, to jego wina. Nie jestem specjalistką od ekonomii, ale według mnie temat kryzysu jest mocno przesadzony. „Wielcy” tego świata, zwyczajnie znaleźli dobrą wymówkę, dzięki której mogą zrzucić na karb tajemniczego kryzysu, swoją odpowiedzialność za złe rządzenie. Dlatego sztucznie podsycają pewne informacje, straszą co rusz nowymi „rewelacjami” i zapewniają, że walczą o nasze dobro. Z tym tylko, że Oni nadal pławią się w luksusie, a my - szaraczki biedniejemy w oczach. Ale to oczywiście tylko moja, subiektywna opinia na ten temat.
Problem wszechobecnego kryzysu, podsunął mi ciekawy temat, którym chciałabym się z Szanownymi Czytelnikami podzielić. Dotyczy on również kryzysu, ale… wieku średniego u przedstawicieli płci brzydkiej.
Do poruszenia tego jakże wdzięcznego tematu, zachęciły mnie wnikliwe obserwacje jakich dokonałam w swoim środowisku. Jedno jest pewne, światowy kryzys to „pikuś”, przy męskiej andropauzie.
Andropauza (objawowo), dopada większość gatunku męskiego. Panowie przechodzą ją z większą, bądź mniejszą intensywnością. Jaka by jednak ta „intensywność” nie była, zawsze jest bardzo uciążliwa dla środowiska, które zmuszone jest przebywać w towarzystwie „przekwitającego” jegomościa.
Do tej pory znany mi był jeden szczególny objaw męskiego klimakterium, mianowicie ślepy pęd za minioną młodością i rzucanie się w związku z tym w ramiona dużo młodszej kobiety. Jak się jednak okazuje, ten rodzaj „przechodzenia” andropauzy, przechodzi powoli do lamusa. Wielu teraz (zwłaszcza połowice przekwitających), pewnie zakrzyknie: i bardzo dobrze! Niestety, muszę trochę ostudzić ten entuzjazm. Jak to w życiu bywa, jeden problem, zamieniany jest kolejnym. I tak właśnie dzieje się w temacie męskiego przekwitania.
Kolejna odmiana andropauzy, to totalna depresja. Chłopina nagle zdaje sobie sprawę, że ma już z górki. Zamiast znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie, chociażby zacząć naukę języka obcego, woli rozsiąść się wygodnie w fotelu, przed telewizorem. Wgapiony w ekran, bezmyślnie przerzucający pilotem programy w TV, co rusz wzdycha nad nieuchronnym przemijaniem. Wstaje tylko do lodówki po piwo. Na pełne wyrzutu spojrzenia małżonki, wzrusza ramionami i mówi, że tylko tyle mu jeszcze pozostało w życiu przyjemności. I co robić w takiej sytuacji? Drogie panie, nie ruszać delikwenta. Najgorsze co możecie zrobić, to nierozważnie podsunąć ukochanemu pomysł, by zajął się czymś produktywnym. Mężczyzna w okresie przekwitania, nie myśli jasno, podsuwanie pomysłów może grozić poważnymi konsekwencjami. Najlepszy przykład, to tata mojej koleżanki. Wziął dosłownie słowa małżonki, no i zajął się pan Kaziu „produktywnym” spędzaniem czasu. Stał się zagorzałym fanem TV programu „Animals”. Wzruszał się losem zapchlonych psiaków i co najgorsze zmuszał innych domowników, by łączyła się z nim w bólu nad biednymi zwierzakami. Następnie stał się fanem TV programu „Kuchnia TV”, pokłosiem były „naloty” na kuchnię i doprawianie (czyt. dewastowanie), przygotowanych przez żonę potraw.