Władza. Godność
„Gliński lekiem na całe zło!”, „Gdzie diabeł nie może, tam Glińskiego pośle”, „Na kłopoty Gliński” itd. Mogłabym mnożyć uszczypliwe teksty na temat tego skądinąd szacownego wykładowcy akademickiego.
Obserwuję od pewnego czasu profesora Piotra Glińskiego i jego powolne acz systematyczne „staczanie” się na dno godności. Jak bardzo ten człowiek musi pragnąć władzy i splendoru z nią związanego, że pozwala tak się ośmieszać. Pan profesor stał się osobą groteskową, która na dzień dzisiejszy, proszę wybaczyć kolokwializm: „weźmie każde stanowisko rządowe, aby tylko było”. W pogoni za władzą niszczy, jeżeli już nie zniszczył swój naukowy dorobek. Być może oceniam pana Profesora niesprawiedliwie, ale fakty mówią same za siebie. Co najgorsze, ten człowiek ośmiesza po części środowisko naukowe, którego jest częścią.
Na naszym wojewódzkim podwórku, nie lepiej. Marszalek Sejmiku Dolnośląskiego, owszem profesorem nie jest, ale pełni ważny państwowy urząd. I co? W pogoni za wygraniem stanowiska w przyszłorocznych wyborach samorządowych „promuje” Dolny Śląsk turystycznie (czyt. siebie), zdobiąc billboardy. Widnieje na nim w stroju kolarza, niczym Lance Armstrong. Oparty na luzie o rower mówi: „Razem odkryjmy Dolny Śląsk”. A raczej bardziej stosowne byłyby tu słowa: „Patrzcie i uczcie się. To się nazywa dobre lansowanie”.
Władza nie idzie w parze z godnością. Co widać gołym okiem nie tylko na przykładzie tych dwóch wyżej wspomnianych jegomościów. Rządni władzy zrobią wszystko, by ją dostać, a następnie by ją utrzymać. Najgorsze jest jednak to, że „metody” dorwania się do władzy stają się coraz bardziej nie na miejscu.
Kiedyś były to czcze obietnice wyborcze, czy jak kto woli „kiełbasa wyborcza”. Kto chciał, wierzył. Następnie zeszło na uliczne happeningi w stylu: wysypywania zboża na tory, czy występowania w teledysku gwiazdy disco polo. Obecnie w pogoni za władzą, zatraca się własny rozum. Niczym pseudo gwiazdka o mózgu wielkości orzeszka, kandydaci na wysokie państwowe urzędy zmieniają się w stańczyków, względnie komediantów.
Który z polityków rozpoczął ten komediowy bum? Chyba był nim Marcinkiewicz. Nazywany był jednym z bardziej zapracowanych premierów.
I owszem, bywanie na studniówkach, tudzież w kołach emerytów, to czasochłonne zajęcie. W historię wpisał się również Palikot. Szczerze mówiąc, ten jegomość pojechał po bandzie bez trzymanki. No, ale opłacało się. Wjechał jakby nie było do sejmu na czapce stańczyka z trzecim wynikiem wyborczym!
Niemały udział w promowaniu nowej wyborczej mody ma i Ziobro. Jego piskliwe przemówienie na jednym z wieców oraz maraton konferencji prasowych, już przeszły do historii.
Na uwagę zasługuje fakt, że i starzy polityczni wyjadacze, którzy wydawać by się mogło, że sobie „odpuścili” gonitwę po władzę, jednak do niej tęsknią. Przykład Kwaśniewskiego jest tu jak najbardziej na miejscu. Nasz były prezydent uaktywania się co jakiś czas i niczym Etna „zalewa” media i to dosłownie.
Co będzie dalej, strach się bać. Na co jeszcze odważą się żądni władzy? Co nas czeka z ich strony?
Pal licho, że błaźnią siebie i depczą swoją godność. Ale na litość boską, toż oni reprezentują nas - Naród!
Nie wiem jak Szanowni Czytelnicy, ale ja mówię stanowcze - nie! Dość tego, chcesz błaznować, wstąp do cyrku. Owszem, moje zdanie, to głos wołającego na puszczy. Ale chociaż mi ulżyło.
Ja ze swojej strony, mogę Państwa uspokoić. Nigdy się tak „nie stoczę”. Choćby nie wiem jakie dopadło mnie parcie na szkło. Obiecuję.