Lądeckie impresje (184)
Wciąż wracam do mojego ostatniego pobytu na „naszej” Ziemi Kłodzkiej. Odwiedziłem wtedy m.in. maleńki Kamieńczyk nieopodal Międzylesia. Wieś założoną w 1564 roku przez braci Dawida i Michała Tschirnhausów. Kiedyś mieszkało tu ponad 500 mieszkańców, dzisiaj znacznie mniej. Ale też daje się zaobserwować zjawisko osiedlania „przybyszów z miasta”, jak się tu na nich mówi. Są to na ogół ludzie szukający ciszy i spokoju, ale też wielcy pasjonaci tego regionu. Przekonałem się o tym wielokrotnie.
Nie można pominąć wzniesionego w 1710 roku kościółka pw. św. Michała, kiedyś kościoła pogrzebowego. To jeden z czterech drewnianych kościółków w tym regionie. Przez uchylone wejście podziwiamy m.in. ołtarz wraz z amboną z 1740 r. odkupiony z czeskiego Lichkova. Wokół kościoła zadbany stary cmentarz dający wieczny spoczynek dawnym mieszkańcom tego miejsca.
Będąc w tych stronach nie można nie odwiedzić mieszkających tu niespokojnych, ale też wielce twórczych duchów tej krainy. Odwiedzam więc Magdę Pośpiech prowadzącą niezwykłą agroturystykę „Siedlisko”. Jej liczne zajęcia (wszak mamy pełnię turystycznego sezonu) nie pozwalają na dłuższą rozmowę. Niemniej dzieli się ostatnimi wieściami z życia tej małej społeczności. Trafiam też do Janusza Sołtysika, który z Wrocławia trafił nad samą granicę, gdzie znalazł swoje wspaniałe siedlisko. Długa też rozmowa m.in. o Towarzystwie Górskim „Róża Kłodzka” któremu prezesuje. Januszu - najbardziej zazdroszczę Ci jednak tego miejsca, skąd Kotlina rozpościera się wprost u naszych nóg. Może następnym razem uda się nam wreszcie wybrać do Czerwonego Strumienia wyznaczoną przez twoje Towarzystwo ścieżką. Naszemu wnukowi obiecałem z kolei wypad do czeskich fortyfikacji, trzymamy za słowo i do ponownego zobaczenia. Dobrze mieć takich przyjaciół …
W Kamieńczyku wjeżdżamy na drogę wijącą się wzdłuż granicy, po czeskiej już stronie. Inny też komfort jazdy, jezdnia równiutka i gładka. Tak docieramy do Neratova - małej granicznej wioski
w dolinie Dzikiej Orlicy. Długo wybierałem się w to miejsce, zawsze było nie po drodze. Na zboczu nad wioską znajduje się wyjątkowy kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Barokowy kościół różni się jednak od podobnych zabytków. Jego częścią jest bowiem szklany dach, przez co niebo jest wprost nad nami. Wzniesiony w latach 1723-33 nie miał szczęścia podczas ostatniej wojny. Trafiony pociskiem spłonął 10 maja 1945 roku. Pożar zniszczył wtedy dach, drewnianą klatkę schodową, stopił się nawet dzwon i zegar. W 1957 roku zawaliło się ostatecznie zawilgocone sklepienie, a mury popadały w coraz większą ruinę. Dwukrotnie podejmowano decyzję o jego wyburzeniu. Dopiero w 1990 roku znowu odżył, to wtedy rozpoczęto odprawiać w nim msze św. pod gołym jeszcze niebem. Dzisiaj jest już zadaszony wspomnianym szklanym dachem, odnowiono jego wnętrze. Nadal trwają prace remontowe, podziwiam więc tych wszystkich co podjęli się niełatwego trudu jego odbudowy. Kościół oprócz funkcji sakralnych jest również miejscem wielu często znaczących imprez kulturalnych. Długo przebywamy w tym niezwykłym miejscu, gdzie nasze modlitwy wydają się tak bezpośrednio płynąć do nieba.
Jadąc po czeskiej stronie widać, że ten region jest doskonale wykorzystany w sensie turystycznym. Liczne pensjonaty, zajazdy, restauracje. Miejsca do uprawiania sportów zimowych, liczne wyciągi wraz z całym potrzebnym zapleczem. Nieopodal drogi rozbił się czeski obóz skautowy, z drogi widać ich domki w kształcie indiańskim wigwamów.
Po drodze odbijamy jeszcze do Niemojowa - malowniczej wioski w dolinie Dzikiej Orlicy otoczonej łąkami. Stąd unoszący się aromat ziół wszelakich. Faktycznie jak głosi ich internetowa strona Niemojów to istna „oaza ciszy i spokoju. Okolica to balsam na skołatane wielkomiejskim życiem nerwy. Ogłoszony w 2006 r. Europejską Krainą Optymizmu, gdzie każdy przybysz błyskawicznie pozbywa się wszelakich trosk…”. Wiele w tym prawdy. Kolejne moje magiczne miejsce odkryte ostatnio na Ziemi Kłodzkiej.
Wieś powstała w 1570 r. w wyniku sporów granicznych, jako strażnica a jednocześnie dwór myśliwski. To tutaj wydobywano rudę hematytu, stąd powstała tu kiedyś kuźnia. Zniszczona podczas wojny trzydziestoletniej. Rozkwit następuje od 1747 r., kiedy to Niemojów nabywa hr. von Althann. Wtedy powstaje folwark, młyn wodny czy bielnik, a wioska staje się jedną z większych w Górach Bystrzyckich. W kolejnym okresie nabywa te dobra dobrze znana nam ks. Marianna Orańska. Od połowy XIX wieku staje się powoli ośrodkiem turystycznym. Po wojnie Niemojów pełni już raczej rolę wioski rolniczej, chociaż ma doskonałe warunki do przyciągania tych wszystkich co cenią ciszę, spokój i to może pozorne odcięcie od współczesnego świata.
Nieopodal mostku, gdzie stoi symboliczny już raczej słupek graniczny szczególne też miejsce, dawny zajazd. Urządzony w stylu retro, przepełniony wprost przedwojennymi przedmiotami. Czego tam nie ma… ale o tym może już w jednym z kolejnych odcinków. Dość powiedzieć, że tuż za zajazdem spotkamy m.in. Don Kichota i jego towarzystwo czy Ogród Skalnej Rzeźby. Dwa kroki dalej ruiny dawnego dworu sołtysów, niestety wyjątkowo zarośnięte. Warto się tu wybrać, nawet w niedzielne popołudnie.