Co zmieniło referendum a co zmienią wybory?

Autor: 
Jan Pokrywka

Referendum spełniło swoje zadanie, podobnie jak Paweł Kukiz – posegmentować nastroje społeczne, te najbardziej gorące wypuścić niczym parę przez zawór bezpieczeństwa. To stara taktyka, ale skuteczna. Najpierw system dla własnej ochrony gromadzi niezadowolonych. Paweł Kukiz zgromadził niezadowolonych z systemu pod hasłem antysystemowości, potem ustępujący prezydent Komorowski tę grupę przejął ogłaszając z góry skazane na porażkę referendum.
Portal Nowa Konfederacja to projekt obliczony na stworzenie takiego polskiego ośrodka myśli politycznej, czegoś na kształt think-thanku. Jest to – moim zdaniem – projekt bez szans na powodzenie, co nie znaczy, że nie ma swoich zalet. Weźmy ostatni numer, a w nim tekst o Polsce jako o państwie pasożytniczym. Taki jest wszystko wyjaśniający tytuł. Autor, powołując się na wielu myślicieli politycznych świata analizuje naszą rzeczywistość słusznie dostrzegając szereg patologii, jak ukryty poza oficjalnym, ośrodek władzy, tworzony przez różne grupy i kliki, dbające o własny interes kosztem reszty społeczeństwa, co jest klasycznym pasożytnictwem. Mamy więc zinstytucjonalizowaną korupcję, wzrost obciążeń fiskalnych obywateli, kreatywną księgowość, konkurencję w sferze politycznej zamiast w gospodarczej, patologie sektora publicznego, degeneracja oświaty i sądownictwa, itd. Krótko mówiąc, państwo zostało wchłonięte przez układ. Wszystko to prawda, ale nie cała, bo problem polega na tym, że socjalizm oraz jego siostra – demokracja, to herezja, a każda herezja ma na celu sprowadzenie ludności do statusu taniej siły roboczej i przejęcia rynków. Jest to zjawisko globalne a nie polskie i te same zjawiska widać w państwach „o dojrzałej demokracji”, przykryte propagandą. Ale sama propaganda może nie wystarczyć, dlatego „system”, będący emanacją owych grup interesów nie tylko rodzimych, posiada instynkt samozachowawczy i sprawdzone metody obrony. Tworzy np. wirtualną rzeczywistość lansowaną w sferze kultury głównie poprzez film, a w sferze politycznej przez system wyborczy ustawiony w taki sposób, aby „tak czy owak (wygrał) sierżant Nowak”. To kanalizacja niezadowolenia społecznego: zamiast z bronią na ulicę – z kartkę wyborczą (lub referendalną) do urn.
W październiku mamy wybory, i jak zwykle propaganda popiera jednych przemilczając lub ośmieszając innych. Jak zatem poznać kto jest systemowcem prawdziwym, kto jego przeciwnikiem, a kto farbowanym lisem? Po tym, jak podchodzą do spraw naprawdę ważnych: wolności, własności, prawa, emigracji „uchodźców”, czy polskich interesów zagranicznych.

Emigranci-uchodźcy
Przedstawicielka lewicy Paula Dahlberg, zaadoptowana przez rodzinę Szwedów Kolumbijka, oskarżyła szwedzkie apteki o rasizm, ponieważ sprzedają zbyt jasne plastry, nie pasujące do odcienia jej skóry, więc zgodziłaby się na przeźroczyste ale i tych nie ma. Na to przedstawicielka szwedzkiej sieci aptek państwowych, musiała publicznie przepraszać za to, że kierownictwo sieci nie kupiło plastrów, które zadowoliłyby „nowych Szwedów”. To wersja soft, ale jest i hard: oto Turek, w Kamiennej Górze zabija siekierą dziewczynkę, bo odmówiono mu zasiłku.
To wiąże się z problemem tzw. uchodźców, czy emigrantów, jak kto woli. Czy to skojarzenie jest zasadne? Może nie, a może tak. Ale spójrzmy na to z innej strony, bo za chwilę i u nas, w Kłodzku, mogą powstać problemy nie tyle śmieszne, co straszne.
Za uchodźcami stoją wielkie pieniądze. Po pierwsze, to owe tysiące dolarów czy euro, jakie muszą oni zapłacić za przerzut do Europy. Jeżeli są to ich własne pieniądze, to znaczy, że nie są biedni; niejedną polską rodzinę nie stać na wczasy zagraniczne za połowę tej kwoty. Chyba, że serio potraktujemy słowa nagranej Elżbiety Bieńkowskiej, że za 6 tys. zł pracuje tylko idiota albo złodziej. Bieńkowska miała więcej, a i tak czmychnęła na emigrację do Brukseli. No ale, jeżeli ktoś nie jest biedny, bo kilka tysięcy dolarów czy euro w warunkach Bilskiego Wschodu i Afryki to sporo, nie jest też prześladowany; te dwie sprawy się łączą. Jest też inna możliwość: za emigrację uchodźców ktoś płaci, co oznacza, że mamy do czynienia z planem szerszym, większym i poważniejszym, ot, np. zniszczenia Europy w jej warstwie kulturowej i cywilizacyjnej, co raz już miało miejsce
u schyłku Cesarstwa Zachodnio-Rzymskiego.
Tak czy owak Europa a przynajmniej jej socjalistyczna wersja – Unia Europejska, znalazła się w przededniu zagłady. Oczywiście urzędnicy w Brukseli myślą inaczej, ale myślenie urzędników gdziekolwiek się znajdują, zawsze oderwane jest od rzeczywistości. Urzędnicy snują różne pomysły głównie po to, aby uzasadnić swoje istnienie, w innym wypadku zajęliby się czymś dużo pożyteczniejszym.
Moim zdaniem plan wygląda następująco: uchodźcy przyjęci zostaną przez Niemców. Tam dokonana zostanie selekcja; ci, którzy są potrzebni – zostaną, resztę wyrzuci się do Polski na przykład. Unia już orzekła, że będą oni wolni w granicach polskich, ale nie będą mogli przekraczać granic. Zresztą, inni na to nie pozwolą; ani Niemcy, ani Czesi, ani Słowacy, o Rosjanach i Ukraińcach nie wspominając. Jednak, aby przekaz ten nie dotarł do szerszych kręgów społeczeństwa, osładza się go.
I tak np. Janina Ochojska powiada, że za każdym uchodźcą pójdzie 10 tys. euro, nie mówi jednak, że pieniądze te przechwycą różne organizacje pozarządowe jak ta, którą ona sama zarządza, a także, że kwota ta zostanie wypłacona jednorazowo.
10 tys. eurosów szybko się rozejdzie a uchodźcy pozostaną na dłużej. A wtedy kwestia barwy plastra w aptekach będzie najmniejszym z naszych problemów.

Prezydent medycznych korporacji?
Ani przed wyborami ani po nich nie przejawiam ekscytacji osobą prezydenta już Andrzeja Dudy. No i nie trzeba było za długo czekać aby potwierdziło się, kim Andrzej Duda jest i czyje interesy reprezentuje.
Oto kilka dni temu podpisał był „ustawę o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi”. Nas interesuje ta druga, bo ogranicza ona wolność rodziców do swoich dzieci w stopniu nieprawdopodobnym, mimo protestów tychże w liczbie 20 tys., tyle bowiem podpisów widnieje pod apelem. Nakłada ona obowiązek przymusowych szczepień przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego HPV i pod tym względem wyprzedzamy cały świat, bo nigdzie nie jest to przymus. Ale wyjaśnijmy o co chodzi dokładnie.
Wirus (HPV - human papillomavirus) ma być odpowiedzialny za powstawanie nowotworów m.in. szyjki macicy. Taka jest narracja strony rządowej.
Jednakże wirus nie u wszystkich wywołuje chorobę, a w niewielkiej zaledwie grupie osób podatnych. Co więcej, spośród czynników kancerogennych w środowisku, w którym żyjemy, nie jest on najważniejszy. I tu wchodzi propaganda strasząca rodziców małych dziewczynek rakiem szyjki macicy i szczepionkami jako jedynym remedium nań. Propagandy zaś, nie uprawia się za darmo, o czym należy pamiętać.
Najbardziej zainteresowanym w sprzedaży szczepionek są ich producenci, pośrednicy handlowi i sami sprzedawcy. Do niedawna szczepienia były dobrowolne i – jak się okazało – bardzo rzadko stosowane. Przyczyn było kilka: cena jednorazowej szczepionki (a trzeba szczepić trzykrotnie) to od 400 zł wzwyż i działa zaledwie kilka lat. Np. jeśli zaszczepiona 11-letnia dziewczynka nie zachoruje w ciągu 8 lat, szczepienie uważa się za skuteczne, mimo że nie ma żadnej pewności, czy do 18-19 roku życia zachorowałaby bez szczepienia. Co więcej, zmniejsza ryzyko zachorowania na raka szyjki macicy zaledwie o ok. 70% i nie chroni przed wszystkimi przypadkami raka szyjki macicy. Co gorsza, zdarzają się powikłania poszczepienne jak porażenie wiotkie, zapalenie mózgu, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, posocznica, wstrząs septyczny, reakcja anafilaktyczna, reakcje alergiczne i inne, które tak samo nie są pewne jak działanie szczepionki.
Interes więc mógłby być znakomity ale nie jest, chyba, że wprowadzi się przymus szczepień pod sankcją kary od 500 zł do kilku tysięcy. Wtedy jest to interes już znakomity, taki samograj, bo każdego roku
w wiek objęty obowiązkiem szczepień wchodzi kilkadziesiąt tysięcy dziewczynek. Za szczepienia zapłaci budżet państwa a więc my. To my pod przymusem musimy złożyć daninę koncernom farmaceutycznym, bo tak sobie umyślił „prezydent wszystkich Polaków”. Do ogolenia!

Skarby mogą być u nas
„Niemiec zakopał, Polak odkopał a Żyd wziął” - tak skomentował na swoim TV Mariusz Max Kolonko temat złotego pociągu zakopanego gdzieś pod Wałbrzychem. MMK w skarby nie wierzy, w pociąg także i słusznie. Cała sprawa jest dość dęta od owego tajemniczego wyznania na łożu śmierci jakiegoś Niemca innemu, a ten z kolei dobrał sobie Polaka i razem (Polak – Niemiec – dwa bratanki?) poszli do urzędu domagać się znaleźnego. To scenariusz bardziej absurdalny niż opowiastki Ewy Kopacz w pociągu za kilka miliardów, który jeździ ale niezbyt szybko, bo nie ma odpowiednich torów. Zresztą pani premier występuje w złotym pociągu także; w internecie można znaleźć zdjęcie jak eksplorator znajduje skałę, za którą jest zakopany złoty pociąg, wierci w niej dziurę, wkłada kamerę i co widzi? Pociąg z Ewą Kopacz w środku.
A więc nawet tu mamy politykę, co dowodzi, że każda rzeczywistość jest polityczna, a tu tym bardziej, bo oto w Wałbrzychu pojawił się minister Siemoniak, startujący jako „jedynka” w naszym okręgu z listy PO, niby przypadkowo, bo jako szef obrony sprowadzający wojsko do poszukiwania skarbu. Wszystko to działa na podświadomość wyborców i o to chodzi.
Przy okazji Wałbrzych uzyskał darmową reklamę ogólnoświatową. Niestety, obawiam się, że na tym się skończy, bo żeby coś zareklamować skutecznie, to poza złotym pociągiem trzeba jeszcze coś mieć do pokazania i zaoferowania a z tym jest gorzej, ale zostawmy to na boku. Ważniejsze jest, czy tę okazję wykorzysta Kłodzko, co tam, całe nasze hrabstwo. Możemy bowiem całkiem skutecznie włączyć się w sieć poszukiwaczy skarbów, a to choćby z powodu tzw. listy Grundmanna.
Günter Grundmann, konserwator prowincji dolnośląskiej, był odpowiedzialny za tutejsze dzieła sztuki. Podobno pod koniec wojny to on je spakował, wywiózł ciężarówkami (a nie pociągiem!) i ukrył w 80 „skrytkach”. Na skarb składają się kosztowności osób prywatnych i starych rodów, zbiory muzealne, dokumenty, w tym technologie wojskowe, rezerwy Banku Rzeszy w przeliczeniu na dzisiejsze warte 6 mld $ oraz depozyty bankowe i papiery wartościowe (w tym ostatnim przypadku ciekawe byłoby, czy gdyby zostały odnalezione, to byłyby przedawnione czy też na ich podstawie można by dochodzić jakichś roszczeń). Odnaleziona część listy zawiera spis miejscowości; jest tam m.in. Kamieniec Ząbkowicki, Henryków, Kłodzko (kaplica gimnazjalna i podziemia twierdzy), Nowa Ruda, Szczytna.
Piszę o tym po to, aby pokazać dwie strony. Jedna to prywatnaReferendum spełniło swoje zadanie, podobnie jak Paweł Kukiz – posegmentować nastroje społeczne, te najbardziej gorące wypuścić niczym parę przez zawór bezpieczeństwa. To stara taktyka, ale skuteczna. Najpierw system dla własnej ochrony gromadzi niezadowolonych. Paweł Kukiz zgromadził niezadowolonych z systemu pod hasłem antysystemowości, potem ustępujący prezydent Komorowski tę grupę przejął ogłaszając z góry skazane na porażkę referendum.
Portal Nowa Konfederacja to projekt obliczony na stworzenie takiego polskiego ośrodka myśli politycznej, czegoś na kształt think-thanku. Jest to – moim zdaniem – projekt bez szans na powodzenie, co nie znaczy, że nie ma swoich zalet. Weźmy ostatni numer, a w nim tekst
o Polsce jako o państwie pasożytniczym. Taki jest wszystko wyjaśniający tytuł. Autor, powołując się na wielu myślicieli politycznych świata analizuje naszą rzeczywistość słusznie dostrzegając szereg patologii, jak ukryty poza oficjalnym, ośrodek władzy, tworzony przez różne grupy i kliki, dbające o własny interes kosztem reszty społeczeństwa, co jest klasycznym pasożytnictwem. Mamy więc zinstytucjonalizowaną korupcję, wzrost obciążeń fiskalnych obywateli, kreatywną księgowość, konkurencję
w sferze politycznej zamiast w gospodarczej, patologie sektora publicznego, degeneracja oświaty i sądownictwa, itd. Krótko mówiąc, państwo zostało wchłonięte przez układ. Wszystko to prawda, ale nie cała, bo problem polega na tym, że socjalizm oraz jego siostra – demokracja, to herezja, a każda herezja ma na celu sprowadzenie ludności do statusu taniej siły roboczej i przejęcia rynków. Jest to zjawisko globalne a nie polskie i te same zjawiska widać w państwach „o dojrzałej demokracji”, przykryte propagandą. Ale sama propaganda może nie wystarczyć, dlatego „system”, będący emanacją owych grup interesów nie tylko rodzimych, posiada instynkt samozachowawczy i sprawdzone metody obrony. Tworzy np. wirtualną rzeczywistość lansowaną w sferze kultury głównie poprzez film, a w sferze politycznej przez system wyborczy ustawiony w taki sposób, aby „tak czy owak (wygrał) sierżant Nowak”. To kanalizacja niezadowolenia społecznego: zamiast z bronią na ulicę – z kartkę wyborczą (lub referendalną) do urn.
W październiku mamy wybory, i jak zwykle propaganda popiera jednych przemilczając lub ośmieszając innych. Jak zatem poznać kto jest systemowcem prawdziwym, kto jego przeciwnikiem,
a kto farbowanym lisem? Po tym, jak podchodzą do spraw naprawdę ważnych: wolności, własności, prawa, emigracji „uchodźców”, czy polskich interesów zagranicznych.
Emigranci-uchodźcy
Przedstawicielka lewicy Paula Dahlberg, zaadoptowana przez rodzinę Szwedów Kolumbijka, oskarżyła szwedzkie apteki o rasizm, ponieważ sprzedają zbyt jasne plastry, nie pasujące do odcienia jej skóry, więc zgodziłaby się na przeźroczyste ale i tych nie ma. Na to przedstawicielka szwedzkiej sieci aptek państwowych, musiała publicznie przepraszać za to, że kierownictwo sieci nie kupiło plastrów, które zadowoliłyby „nowych Szwedów”. To wersja soft, ale jest i hard: oto Turek, w Kamiennej Górze zabija siekierą dziewczynkę, bo odmówiono mu zasiłku.
To wiąże się z problemem tzw. uchodźców, czy emigrantów, jak kto woli. Czy to skojarzenie jest zasadne? Może nie, a może tak. Ale spójrzmy na to z innej strony, bo za chwilę i u nas, w Kłodzku, mogą powstać problemy nie tyle śmieszne, co straszne.
Za uchodźcami stoją wielkie pieniądze. Po pierwsze, to owe tysiące dolarów czy euro, jakie muszą oni zapłacić za przerzut do Europy. Jeżeli są to ich własne pieniądze, to znaczy, że nie są biedni; niejedną polską rodzinę nie stać na wczasy zagraniczne za połowę tej kwoty. Chyba, że serio potraktujemy słowa nagranej Elżbiety Bieńkowskiej, że za 6 tys. zł pracuje tylko idiota albo złodziej. Bieńkowska miała więcej,
a i tak czmychnęła na emigrację do Brukseli. No ale, jeżeli ktoś nie jest biedny, bo kilka tysięcy dolarów czy euro
w warunkach Bilskiego Wschodu i Afryki to sporo, nie jest też prześladowany; te dwie sprawy się łączą. Jest też inna możliwość: za emigrację uchodźców ktoś płaci, co oznacza, że mamy do czynienia z planem szerszym, większym
i poważniejszym, ot, np. zniszczenia Europy w jej warstwie kulturowej i cywilizacyjnej, co raz już miało miejsce
u schyłku Cesarstwa Zachodnio-Rzymskiego.
Tak czy owak Europa a przynajmniej jej socjalistyczna wersja – Unia Europejska, znalazła się w przededniu zagłady. Oczywiście urzędnicy w Brukseli myślą inaczej, ale myślenie urzędników gdziekolwiek się znajdują, zawsze oderwane jest od rzeczywistości. Urzędnicy snują różne pomysły głównie po to, aby uzasadnić swoje istnienie, w innym wypadku zajęliby się czymś dużo pożyteczniejszym.
Moim zdaniem plan wygląda następująco: uchodźcy przyjęci zostaną przez Niemców. Tam dokonana zostanie selekcja; ci, którzy są potrzebni – zostaną, resztę wyrzuci się do Polski na przykład. Unia już orzekła, że będą oni wolni w granicach polskich, ale nie będą mogli przekraczać granic. Zresztą, inni na to nie pozwolą; ani Niemcy, ani Czesi, ani Słowacy, o Rosjanach i Ukraińcach nie wspominając. Jednak, aby przekaz ten nie dotarł do szerszych kręgów społeczeństwa, osładza się go.
I tak np. Janina Ochojska powiada, że za każdym uchodźcą pójdzie 10 tys. euro, nie mówi jednak, że pieniądze te przechwycą różne organizacje pozarządowe jak ta, którą ona sama zarządza,
a także, że kwota ta zostanie wypłacona jednorazowo.
10 tys. eurosów szybko się rozejdzie a uchodźcy pozostaną na dłużej. A wtedy kwestia barwy plastra w aptekach będzie najmniejszym z naszych problemów.
Prezydent medycznych
korporacji?
Ani przed wyborami ani po nich nie przejawiam ekscytacji osobą prezydenta już Andrzeja Dudy. No i nie trzeba było za długo czekać aby potwierdziło się, kim Andrzej Duda jest i czyje interesy reprezentuje.
Oto kilka dni temu podpisał był „ustawę o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi”. Nas interesuje ta druga, bo ogranicza ona wolność rodziców do swoich dzieci w stopniu nieprawdopodobnym, mimo protestów tychże w liczbie 20 tys., tyle bowiem podpisów widnieje pod apelem. Nakłada ona obowiązek przymusowych szczepień przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego HPV i pod tym względem wyprzedzamy cały świat, bo nigdzie nie jest to przymus. Ale wyjaśnijmy o co chodzi dokładnie.
Wirus (HPV - human papillomavirus) ma być odpowiedzialny za powstawanie nowotworów m.in. szyjki macicy. Taka jest narracja strony rządowej.
Jednakże wirus nie u wszystkich wywołuje chorobę, a w niewielkiej zaledwie grupie osób podatnych. Co więcej, spośród czynników kancerogennych w środowisku, w którym żyjemy, nie jest on najważniejszy. I tu wchodzi propaganda strasząca rodziców małych dziewczynek rakiem szyjki macicy i szczepionkami jako jedynym remedium nań. Propagandy zaś, nie uprawia się za darmo, o czym należy pamiętać.
Najbardziej zainteresowanym w sprzedaży szczepionek są ich producenci, pośrednicy handlowi i sami sprzedawcy. Do niedawna szczepienia były dobrowolne i – jak się okazało – bardzo rzadko stosowane. Przyczyn było kilka: cena jednorazowej szczepionki (a trzeba szczepić trzykrotnie) to od 400 zł wzwyż i działa zaledwie kilka lat. Np. jeśli zaszczepiona 11-letnia dziewczynka nie zachoruje w ciągu 8 lat, szczepienie uważa się za skuteczne, mimo że nie ma żadnej pewności, czy do 18-19 roku życia zachorowałaby bez szczepienia. Co więcej, zmniejsza ryzyko zachorowania na raka szyjki macicy zaledwie o ok. 70% i nie chroni przed wszystkimi przypadkami raka szyjki macicy. Co gorsza, zdarzają się powikłania poszczepienne jak porażenie wiotkie, zapalenie mózgu, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, posocznica, wstrząs septyczny, reakcja anafilaktyczna, reakcje alergiczne i inne, które tak samo nie są pewne jak działanie szczepionki.
Interes więc mógłby być znakomity ale nie jest, chyba, że wprowadzi się przymus szczepień pod sankcją kary od 500 zł do kilku tysięcy. Wtedy jest to interes już znakomity, taki samograj, bo każdego roku
w wiek objęty obowiązkiem szczepień wchodzi kilkadziesiąt tysięcy dziewczynek. Za szczepienia zapłaci budżet państwa a więc my. To my pod przymusem musimy złożyć daninę koncernom farmaceutycznym, bo tak sobie umyślił „prezydent wszystkich Polaków”. Do ogolenia!
Skarby mogą być u nas
„Niemiec zakopał, Polak odkopał
a Żyd wziął” - tak skomentował na swoim TV Mariusz Max Kolonko temat złotego pociągu zakopanego gdzieś pod Wałbrzychem. MMK w skarby nie wierzy, w pociąg także i słusznie. Cała sprawa jest dość dęta od owego tajemniczego wyznania na łożu śmierci jakiegoś Niemca innemu, a ten z kolei dobrał sobie Polaka i razem (Polak – Niemiec – dwa bratanki?) poszli do urzędu domagać się znaleźnego. To scenariusz bardziej absurdalny niż opowiastki Ewy Kopacz
w pociągu za kilka miliardów, który jeździ ale niezbyt szybko, bo nie ma odpowiednich torów. Zresztą pani premier występuje w złotym pociągu także;
w internecie można znaleźć zdjęcie jak eksplorator znajduje skałę, za którą jest zakopany złoty pociąg, wierci w niej dziurę, wkłada kamerę i co widzi? Pociąg
z Ewą Kopacz w środku.
A więc nawet tu mamy politykę, co dowodzi, że każda rzeczywistość jest polityczna, a tu tym bardziej, bo oto
w Wałbrzychu pojawił się minister Siemoniak, startujący jako „jedynka” w naszym okręgu z listy PO, niby przypadkowo, bo jako szef obrony sprowadzający wojsko do poszukiwania skarbu. Wszystko to działa na podświadomość wyborców i o to chodzi.
Przy okazji Wałbrzych uzyskał darmową reklamę ogólnoświatową. Niestety, obawiam się, że na tym się skończy, bo żeby coś zareklamować skutecznie, to poza złotym pociągiem trzeba jeszcze coś mieć do pokazania i zaoferowania
a z tym jest gorzej, ale zostawmy to na boku. Ważniejsze jest, czy tę okazję wykorzysta Kłodzko, co tam, całe nasze hrabstwo. Możemy bowiem całkiem skutecznie włączyć się w sieć poszukiwaczy skarbów, a to choćby z powodu tzw. listy Grundmanna.
Günter Grundmann, konserwator prowincji dolnośląskiej, był odpowiedzialny za tutejsze dzieła sztuki. Podobno pod koniec wojny to on je spakował, wywiózł ciężarówkami (a nie pociągiem!) i ukrył w 80 „skrytkach”. Na skarb składają się kosztowności osób prywatnych i starych rodów, zbiory muzealne, dokumenty, w tym technologie wojskowe, rezerwy Banku Rzeszy w przeliczeniu na dzisiejsze warte 6 mld $ oraz depozyty bankowe i papiery wartościowe (w tym ostatnim przypadku ciekawe byłoby, czy gdyby zostały odnalezione, to byłyby przedawnione czy też na ich podstawie można by dochodzić jakichś roszczeń). Odnaleziona część listy zawiera spis miejscowości; jest tam m.in. Kamieniec Ząbkowicki, Henryków, Kłodzko (kaplica gimnazjalna i podziemia twierdzy), Nowa Ruda, Szczytna.
Piszę o tym po to, aby pokazać dwie strony. Jedna to prywatna przedsiębiorczość, spontaniczna, pomysłowa, reagująca niemal natychmiast po „wybuchu” sprawy złotego pociągu, symbolem której są np. czekoladki w kształcie sztabek złota, „złote” menu w restauracji, zapełnione pustawe dotąd hotele i restauracje się zapełniły, wzrost sprzedaży łopat, lin i kilofów i innych akcesoriów górniczych. Z drugiej mamy urzędniczą rutynę, ciągłe, nie wnoszące niczego nowego konferencje prasowe, działania spec służb, które być może wcale odnalezieniem tego, cokolwiek tam jest, nie są zainteresowane. I to jest całe clou sprawy: spontaniczność, przedsiębiorczość, darmowa promocja regionu, gminy i szansa sukcesu, z drugiej stagnacja, utrudnianie, jakaś ukryta gra interesów.

Wydania: