Nowe. Nadszczerość
Przyznam Szanownym Czytelnikom, że jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się, z nadejścia Nowego Roku! Nigdy jeszcze nie ogarniał mnie w związku z Nowym Rokiem ogrom tak wielu uczuć, nie mówię bowiem tutaj jedynie o wspomnianej radości z nadejścia „nowego”, ale także: nadziei i oczekiwaniach lepszego.
Poprzedni rok pod względem atrakcji, nie miał sobie równych. Niestety owe „atrakcje” nie można było zaliczyć do przyjemnych. Wciąż mająca się dobrze pandemia COVID-19, z niezliczoną ilością chorych i umierających – skutecznie dołowała i niestety nadal dołuje. Należy wierzyć, że w tym roku obudzi się rozsądek w Polakach i wreszcie zaczną się masowo szczepić, nie zważając na opinie pseudo specjalistów głoszących swoje urojone teorie. W przeciwnym razie, wirus panoszyć się będzie jeszcze długo.
Poprzedni rok to także szczodra obfitość chaosu, rzucał się w oczy na każdym niemal kroku! Na czoło wysuwało się rzecz jasna „pogubienie” naszego obozu rządzącego – nie tylko w kwestii pandemii, ale całości tematu pn. „Rządzenie”. Tak, tak – działo się, oj działo. Co najgorsze, nadal się dzieje.
Przyznam Szanownym Państwu, że obserwując naszą klasę polityczną, która już dawno nic wspólnego z „klasą” nie ma, zastanawiam się, gdzie, do licha, nas zaprowadzą, bo gdzieś przecież prowadzą. Owszem, mam kilka teorii, gdzie to idziemy, ale może lepiej nie wywoływać wilka z lasu…
Kończący się rok i rozpoczynający się kolejny, zawsze skłania do refleksji. Jak też sobie nieco pokontemplowałam. Pokusiłam się o roztoczenie w wyobraźni wizji lepszego świata, bez wszechobecnych kłótni, strzelania fochów, wzajemnego obrażania się, wypominania sobie przewinień, zazdrości, chamstwa, prostactwa, obłudy etc. Wyobraziłam sobie świat, w którym panuje nadszczerość, wszyscy względem wszystkich są szczerzy do bólu. Wiem, wiem, wizja odważna. Cóż, do odważnych świat należy.
A co, gdyby tak zacząć od siebie? – pomyślałam, no i zaczęłam. Na inaugurację wybrałam spotkanie autorskie, które miałam w jednej z bibliotek. Czytelniczka zwróciła się do mnie z pytaniem, dlaczego piszę. Gdyby kierowało mną zakłamanie i obłuda, odpowiedziałabym, że robię to dla idei, wyższych wartości i wymieniłabym jeszcze kilka ładnie brzmiących frazesów. Ale mną kierowała nadszczerość i odpowiedziałam wprost: bo chcę być sławna i bogata. Po moich słowach na sali zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Kolejne pytanie, jakie padło, dotyczyło poziomu mojego pisarstwa, konkretnie, jak oceniam swoją twórczość. Gdybym była zakłamana, odpowiedziałabym, że muszę się jeszcze dużo nauczyć, że zdaje sobie sprawę z potrzeby ciągłego szkolenia pisarskiego warsztatu. Ja jednak odpowiedziałam kierowana nadszczerością, że jestem bardzo dobra w tym co robię, efektem jest fakt, że moje książki schodzą z półek księgarskich jak świeże bułeczki i są wielokrotnie wznawiane. Moi Drodzy, atmosfera na sali zgęstniała do tego stopnia, że można ją było krajać. Poniósł się szmer i następnie dostałam gromkie brawa. No, no – pomyślałam sobie, ta nadszczerość to dobra sprawa. Nie warto jednak cieszyć się przedwcześnie. Kilka dni później do moich rąk dotarł artykuł, jaki wysmarowała obecna na spotkaniu dziennikarka. Flądra jedna, zatytułowała swój tekst: „Popis tupetu” i stwierdziła w nim, że Katarzynie Redmerskiej woda sodowa uderzyła do głowy. Sukces ujawnił we mnie pokłady tupetu i narcyzmu, a bijąca w oczy nadszczerość, która w opinii autorki (znaczy się mnie) miała dać wyraz autentyczności – jest próbą zmylenia drugiej strony, aby łatwiej osiągnąć swój cel. I bądź tu nadszczery, no nie da się…