Religia ekologizmu
Formalna światowa propaganda lansuje tezę o świeckości państwa i neutralności światopoglądowej. To oczywiście mit, ponieważ jedna religia lansowana jest niemal wszędzie, a jest to kult globalnego ocieplenia z zieloną agendą, dogmatami, kapłanami WHO i Światowego Forum Ekonomicznego.
Póki co, szczytem absurdu jest postulat jednej z amerykańskich klinik, aby pacjenci zrezygnowali ze znieczulenia i w ten sposób zmniejszyli ślad węglowy. To swoista ofiara, więc akt religijny.
„Kapłani” postulują złożenie ofiary poprzez aborcję i eutanazję aby zapobiec przeludnieniu planety, zmniejszenie kosztów ochrony zdrowia i ubezpieczeń społecznych.
Lansuje się jedzenie owadów, wstrzykiwanie preparatów zamiast praktykowania zdrowego stylu życia, stosowanie elektryczności zamiast benzyny, wyrzeczenia własności prywatnej i swobody poruszania się, akceptację kontroli i ograniczeń podstawowych praw, rodziny, itd.
„Kościół ekologiczny” określający siebie jako inkluzywny, nie toleruje odmienności i dyskusji z tymi, którzy kwestionują jego dyktat określając heretykami, którzy muszą być karani, eliminowani ze społeczeństwa i uznani za wrogów publicznych.
Jak każda religia i ta ma „kaznodziejów” i „misjonarzy”, którzy pracują na rzecz szerzenia globalistycznej wiary: aktorów, piosenkarzy, celebrytów, polityków, czyli potężną, świetnie zorganizowaną sieć, nie tylko na szczytach instytucji, ale także na uniwersytetach i w sądach, w firmach i szpitalach, we władzach samorządowych, stowarzyszeniach kulturalnych i sportowych. Co prawda, niektórzy wypadają groteskowo jak Al Gore, który powiedział, że w Polsce jest tak zanieczyszczone powietrze, że trzeba zjechać do kopalni, aby pooddychać świeżym, czy Greta Tunberg, dziewczyna z zespołem Aspengera, ADHD i zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi.
Mimo to terror postępuje zgodnie z leninowską zasadą, iż w miarę postępu socjalizmu walka klasowa zaostrza się.
Auta elektryczne – nowy przesąd nowej świeckiej religii
Według kapłanów religii globcio mają one zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, a tym samym zahamować ocieplanie się klimatu. To ostatnie zjawisko ma tyle wspólnego z prawdą co mit covidopandemii. Rzecz w tym, że obietnica wielkich udogodnień dla nabywców elektryków, na co wielu już dało się nabrać, nie równoważy szkód, półprawd, czy wręcz kłamstw bezczelnych.
Pierwsza sprawa: transport. Ten duży, towarowy, ale i mały, osobowy na duże odległości, nie może odbywać się za pomocą silników elektrycznych. Ten pierwszy wymaga silnych diesli, ten drugi ma defekt
w postaci krótkich odległości jakie wytrzymuje bateria. Bo też auto elektryczne to w rzeczywistości jednorazowa bateria na kółkach. Poza tym nie ma takich silników elektro, które dałoby się zastosować w maszynach drogowych i budowlanych, czołgach, czy innym sprzęcie wojskowym. Da się na tym przejechać osobówką ok. 300 km, po czym trzeba ładować, a to wymaga czasu, w ten sposób wydłużając podróż i zwiększając jej koszty. Od biedy małe auta elektryczne mogłyby mieć zastosowanie w mieście, ale mają ten feler, że przy zwarciu instalacji elektryczniej zapalają się i nie da się takiego pożaru ugasić. Dlatego straż nabywa specjalne kontenery, które nakłada na płonące auta i czeka aż się wypali. To główny powód dla którego niektórzy armatorzy promowi nie biorą ich na pokład, a niektóre parkingi, zwłaszcza te podziemne, nie zezwalają na ich parkowanie.
Co równie ważne, nie wiadomo jak do tego podejdą ubezpieczyciele, ale można się spodziewać, że warunki umów będą dla kierowców skrajnie niekorzystne, lub, co bardziej prawdopodobne, kosztami obciążeni zostaną użytkownicy innych silników przez podniesienie wysokości składek. Wszak firmy ubezpieczeniowe to także element globalnego układu.
Prawda – jak oliwa (powoli) na wierzch wypływa
Hiszpańscy dermatolodzy uznali, że szczepionki kovidowe mogą indukować reaktywację herpeswirusa. Herpeswirusy są rodziną wirusów pasożytujących na kręgowcach, u ludzi wywołujących opryszczkę pospolitą, wargową, ospę wietrzną, półpasiec, czy chorobę Epsteina-Barra. Dodatkowo „szczepionki” antykowidowe powodują uszkodzenia mózgu i serca. To z pewnością jest powodem odmowy przeprowadzenia sekcji zwłok anormalnych zgonów w USA i Wielkiej Brytanii. Czasopismo „Vaccines” opisuje poszczególne przypadki sekcji przeprowadzonej w Niemczech, które dowodzą, że to szczepionki a nie infekcja spowodowała uszkodzenia serca i mózgu, ponieważ w tych organach znaleziono tylko białko kolczaste. Gdyby takie uszkodzenia spowodowała infekcja, to oprócz białka kolczastego byłoby widać białko nukleokapsydu. W jednym z tych przypadków ofiara otrzymała trzy szczepionki i zmarła 3 tygodnie po ostatniej dawce.
Pismo „Lancet” z 17 lutego br. powołując się na badania przyznaje, że naturalna odporność nabyta w wyniku przebytej infekcji covid-19 zapewnia trwalszą ochronę na poziomie wyższym, niż szczepionki mRNA. Poinformował o tym Robert F. Kennedy Jr. konkludując: „Tylko tsunami propagandy i cenzury ze strony farmaceutycznego i rządowego kartelu biobezpieczeństwa oraz kontrolowanych mediów, przekonało opinię publiczną, że Pfizer i Moderna lepiej chronią ludzki układ odpornościowy niż Bóg i ewolucja”.
Maseczki opadły:
Polskie Szwalnie
Problem w tym, że pamięć współczesnych jest dobra, ale krótka, sięgająca zaledwie kilku dni. Mało kto więc zapewne pamięta wielki projekt pt. „Polskie Szwalnie”, którego okrętem flagowym miała być szwalnia w Stalowej Woli, w której uroczystym otwarciu udział wziął premier i oficjele drobniejszego płazu. Szwalnia miała produkować 30 milionów maseczek miesięcznie na zakupionych nowoczesnych liniach produkcyjnych. Okazało się, że nie wyprodukowano ani jednej. Całością projektu kierować miała Agencja Rozwoju Przemysłu, a więc twór par excellence biurokratyczny. Projektem zajęła się Najwyższa Izba Kontrolki, której prezes – jak wiadomo – urwał się z PiS-owskiej smyczy i od czasu od czasu dokazuje ujawniając to i owo. No i właśnie ujawniono, że na 13 umów zawartych przez ARP „w 10 przypadkach nie było śladów umożliwiających wskazanie kto, kiedy i na podstawie jakich kryteriów zdecydował o ich zawarciu”.
Program kosztował 250 mln zł, a efektem były miliony maseczek nie nadających się do użytku. Np. kancelaria premiera dostała 105 mln maseczek medycznych i 67 mln niemedycznych za 313 mln zł, co jest o tyle dziwne, że do zakładanego użytku, tj. ochrony przed koronawirusem, nadaje się wyłącznie ta pierwsza, a druga co najwyżej służy ku ozdobie. Po co więc te niemedyczne? Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, więc ktoś na tym zarobił. Jest to jednak niewielki odcinek przewałów kowidowych, drobiazg przy zyskach ze szczepionek, respiratorów, i in., ale jakże znamienny.