Czy nasze emocje są ważne?

Autor: 
Mietek Kowalcze

Takie pytanie słyszę ilekroć proponuję czytanie i mówienie o poezji młodym czytelnikom. Przecież w trakcie lektury wierszy przede wszystkim muszą cierpliwie odczytywać to, co jest zapisem emocji autora. Jak odpowiadam? Zwykle tak, że to, co wspólnie czytamy ma ich namówić do zastanowienia się, czy taki rodzaj uczuć, refleksji, spojrzenia na świat w jakimś stopniu przystaje do ich własnych doświadczeń. Często, choćby w małej cząstce, znajdują indywidualne podobieństwa. A jak tytułowe pytanie ma się do nowego tomu wierszy Zofii Mirskiej pt. „Odchodzi i ulatuje”? Spróbujmy znaleźć tę wspólną cząstkę emocji. Uda się?
Najpierw trzeba jednak nie o wierszach składających się na zbiór, ale o szacie graficznej, bo ona pierwsza zwraca na siebie uwagę. Staranna, wysmakowana i ciepła – dzieło Jacka Rybczyńskiego. Wróćmy do emocji. Autorka prowadzi nas przez cały tom, jaka sama mówi, skrajem nieuchwytnego świata, a robi to i z przekonaniem i jak wytrawna przewodniczka. Kto z nas nie chciałby mieć mądrego przewodnika w takim świecie? Takiego, który często bywa w takiej przestrzeni. Czytelnicy poprzednich tomów Zofii Mirskiej dobrze wiedzą, że ważnym tematem jest dla niej przemijanie. Tutaj także jest często obecne. W tym zbiorze dochodzą nowe jego odcienie, a autorka udowadnia, że ma ono ich sporo. Na przykład przekonanie, że mijamy wśród błahostek, a przecież chcielibyśmy, żeby towarzyszyła nam podniosłość, ważność, a może nawet bycie celebrytą?
Kolejne emocje, które mogą być nasze: jesteśmy obserwowani z różnych przestrzeni, które nas otaczają, a także dotkliwie ograniczają. To wywołuje napięcie, chęć buntu i ucieczki. Nie marzyliśmy o tym nieraz? Żeby to rzucić, znaleźć cichą przystań. Może ogród albo nocne obserwacje nieba. Autorka je znajduje. Świat w przekonaniu poetki jest dwoisty. Realny i papierowy jednocześnie. Życie w nim to suma złudzeń. Czy wobec tego możliwe jest w nim samospełnienie? I wreszcie po co nam ono? Już w tym momencie lektury znaleźlibyśmy parę wspólnych emocji, kilka propozycji rozwiązań, a to przecież nie koniec zbioru. Prześledźmy kolejne pomysły.
Autorka kieruję naszą uwagę ku sprawom ostatecznym. Człowiek-wędrowiec stanie z tłumoczkiem przed Bogiem. Co będzie miał w środku? Co zgromadził? No właśnie. Co w naszym życiowym tobołku nadaje się do pokazania, do pochwalenia się trwałością? Wewnętrzny portret człowieka możliwy jest tylko w milczeniu twierdzi poetka, bo tylko ono jest szczere. I za chwilę dodaje - po co piszę, po co to robię, to znaczy zaklinam moje teraz słowem? Przecież milczenie jest najwspanialsze. Kunszt słowa to kunszt milczenia.
Twardo dodaje, że nadmiar słów zniekształca obraz i nasz i naszego świata, a jedyna prawdziwa nasza postać jest jak spopielały język. Co nam podpowie w takim miejscu wyobraźnia czytelnicza? Jaki obraz? Poetyckie marzenie jest proste, a takie trudne do skutecznego wykonania – nadać doświadczeniu nowe imię, nowe znaczenie. To jednak również złudzenie, bo te przecież są stale obecne. We wszystkim, również w tym, że można ich uniknąć. Z jednej strony ich krytyka, ale z drugiej akceptacja, bo są jednak przyjemne, trochę dziecinne, bo przywracają czas, który minął. Znów czytelnik zapyta: jeśli wszystko jest złudzeniem, to gdzie pewność? Jak ja osiągnąć? Jest na to sposób - podsuwa rozwiązanie poetka - by nie ulegać złudzeniom wystarczy stracić wzrok na trudne marzenia. Łatwiej je wtedy porzucić, nie ulec, nie rozczarować się na końcu. Dość marzeń? Ale zaraz w następnych wersach napięcie, bo czytamy mocne słowa o potrzebie (marzeniu) na temat uzyskania samoświadomości. Szczególnie dlatego, że to zwykle inni więcej wiedzą o nas niż my sami. Autorka jeśli nie chce na próżno marzyć, to na pewno ma pragnienia. Na przykład stwórcze. Chce wykreślać boskim cyrklem mapę swojego życia i swoich myśli, swojej poezji i jej braku. Swój kosmos, w którym krąży zawzięcie z miłością i wielką energią. Tą samą energią, która pozwala jej stwierdzić, że zużywa własny sens. Czyli po prostu go znalazła, ma, teraz traci. I znów wróćmy do wspólnego bagażu emocji. Po chwilach napięcia czas na ironię i dystans. Okazuje się, że wybór spodni do wyjścia to większa zagadka niż wszechświat. Złapać słowo i jego istotę to bowiem jedna strona tej poezji, jak słusznie zauważa Michał Fostowicz, druga to właśnie budowanie obrazu spostrzeżeń, doświadczeń, codziennych i zaraz obok uniwersalnych tematów. Zabawa słowem, jego zagadkowością i wieloznacznością podobnie jak obserwacja zjawisk przyrody naprowadza na myśli, ukonkretnia je, odwraca poczucie złudzenia. Słowna spostrzegawczość to ważna cecha wszystkich wierszy Zofii Mirskiej. Tak jak stała chęć odnawiania znaczeń. Taka jest ta poezja. Świadoma języka, jego ulotności, ale i trwałości, także na poziomie gramatyki. A odtwarzane emocje? Nie starzeją się. To tylko my skutecznie i dotkliwie przemijamy. Mamy dojmującą potrzebę zrozumienia czegoś więcej niż tylko siebie. Zamykający tom „Suplement szydercy” to ironiczny, dość gorzki rozrachunek i właśnie próba zrozumienia – kim jest poeta, jakie próby podejmuje w opisywaniu świata i ludzi i jakie efekty daje jego wysiłek.
I jeszcze jedno. Kłodzko, miasto przez poetkę ukochane, jest odbierane zmysłami. Spojrzeniem już nawykłym i pełnym akceptacji. Jedynie dźwięki nie dają się tutaj przyjąć. Chodzenie i obserwowanie miasta to uruchomienie wyobraźni. I jakie to inspirujące, bo na przykład wąska ulica to aleja, a kocie łby piękna kostka. Poetycka wyobraźnia dotyka i zmienia miejsce, a co z emocjami?
Zofia Mirska, Odchodzi i ulatuje, Kłodzko 2010-02-07

Wydania: