Absurd. Rekrutacja
To tego, że żyjemy w kraju absurdu, każdy się już przyzwyczaił. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że dzięki temu „absurdowi” na brak wrażeń nie możemy narzekać. Dzięki niemu jesteśmy rozpoznawalni na świecie.
Istnieją jednak pewne granice. Według powiedzenia: ”co za dużo…” i absurd może się w nadmiernej ilości przejeść. Najlepszym przykładem przekroczenia takiej granicy jest toczący się od kilku lat ten sam scenariusz rekrutacji do przedszkola. Gdy słyszę doniesienia w TV, że zaczęła się właśnie batalia rodziców, by zapisać swoją pociechę do tego przybytku, nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Rodzice niczym rzymscy wojownicy walczą, by dziecko mogło rozpocząć pierwszy etap edukacji. Stoją w kolejkach przypominających te, jakie były za poprzedniego ustroju. Prześcigają się w pomysłowości przechytrzenia innych rodziców, by tylko zdobyć upragnione miejsce. Zadziwiające jest, że może istnieć coś takiego, jak problem z zapisaniem dziecka do placówki edukacyjnej. Można zrozumieć, że kłopoty mogą istnieć w przedszkolach tak zwanych renomowanych. W takich przypadkach nie dziwi fakt zapisywania dziecka będącego jeszcze w stanie prenatalnym, ale w pozostałych sytuacjach?
Zastanawiające jest też, że istnieją wyjątkowe utrudnienia urzędnicze w przypadku chęci założenia prywatnej placówki. Analizując temat, nasuwa się pytanie: co robić? Uhm, należy chyba robić selekcję. Na wstępie życia takiego młodego człowieka powinna następować segregacja, która rozstrzygnie, które dzieci nadają się do przedszkola i dalszej edukacji, a które nie. Jest to chyba najłatwiejszy sposób pozbycia się problemu rekrutacji. Na czym miałaby polegać taka segregacja? Na kliku elementach. Można byłoby oprzeć ją na zasadach, które do tej pory funkcjonują jeżeli chodzi o sposoby otrzymywania na przykład stanowisk. Najważniejszym atutem przedszkolaka powinien być statut jego rodziców, czyli pozycja społeczna. Nie ukrywajmy ilu z nas przypominając sobie czas przedszkolny czy szkolny ma niemiłe wspomnienia, dotyczące „specjalnego” traktowania przez grono pedagogiczne dzieci nauczycielskich, lekarskich czy prawniczych. Ubiegający się o miejsce w przedszkolu powinien również przejść szczegółowy egzamin wstępny, a w nim: język obcy, egzamin sprawnościowy oraz jeden przedmiot do wyboru i matematyka obowiązkowo. Odrzucając grupę tzw. vipów, którzy dostawaliby się bez egzaminów, tak szczegółowa selekcja egzaminacyjna wyłoniłaby garstkę, która już bez kłopotów dostałaby się do przedszkola. A co z pozostałymi? Cóż, powinni mieć pretensje do rodziców, że ich pozycja społeczna nie jest wystarczająca, no i że już od pierwszych dni życia nie posyłano ich na odpowiednie korepetycje, kursy
i szkolenia. Oczywiście ten pomysł rekrutacji, to taki mały absurd…