Samoobrona. Przekrój
Zapisałam się na kurs samoobrony. Ot, tak na wszelki wypadek. Wiadomo, że każde skupisko ludzi, to przekrój charakterów. Grupa współkursantek była wyjątkowo barwna. Szeregi zasilała „kształtna blondynka”(z naciskiem na blondynka), „herszt w spódnicy”, „intelektualistka”, „śpiąca królewna”. Kurs prowadził umięśniony pan Waldek. Wyglądem przypominał boksera wagi ciężkiej i zapaśnika sumo razem wziętych. Szczerze mówiąc, gdyby oceniać go po wyglądzie, mógłby służyć za podobiznę zbira i zboczeńca. Przy bliższym poznaniu, stawał się nawet całkiem miły, gdyby jeszcze zechciał tak nie ryczeć (czyt. krzyczeć), tłumacząc nam techniki samoobrony. Przywitał nas hasłami: „każdy facet, to potencjalny napastnik”, „miej oczy szeroko otwarte”, „bądź czujna na każdy ruch”. Oczywiście hasła zostały wykrzyczane w imponujących decybelach. Po przywitaniu, wziąwszy jedną z kursantek, biedną „intelektualistkę” za „fraki” trzepnął ją kilkoma ruchami i powalił na materac. Zamarłyśmy z przerażenia. Zaczynałam żałować, że się na kurs zapisałam. Zadowolony z wrażenia jakie na nas zrobił, poinformował, że pod koniec kursu, każda z nas będzie umiała tak powalić napastnika. Podziękował „intelektualistce” za to, że była jego ochotniczką. Biedactwo zwlokła się z materaca i słaniając się na nogach powróciła do szeregu.
Zapomniałam nadmienić, że drogi pan Waldek, kazał nam ustawić się w szeregu. Nastąpiła chwila pytań, o które z zachęcającym uśmiechem nas poprosił. Nieśmiało odezwała się „kształtna blondynka”. Przede wszystkim chciała wiedzieć, czy tipsy nie zaznają uszczerbku przy tak brutalnej sztuce samoobrony? Czy to nie przesada mówić, że każdy facet to potencjalny zboczeniec, ona osobiście jest innego zdania (tu zamrugała filuternie rzęsami).
Kolejne pytanie dotyczyło obawy, czy każda z kursantek musi być rzucana na „deski” z takim impetem? O dziwo, pan Waldek zamiast zdenerwować się tak bzdurnymi pytaniami, miękł w oczach. Ze spokojem odpowiedział na wszystkie jej obawy, by na koniec krzyknąć: ”jak się nie podoba, to won!” Co ciekawe, „kształtna blondynka” zamiast wybiec na te słowa z płaczem, przeprosiła. Następnie głos zabrał „herszt w spódnicy”, widać było, że kursantka wie po co tu przyszła. Pytanie miała jedno: „jak walić, by chłop popamiętał?” „Śpiąca królewna” milczała. Na pytanie pana Waldka czy chce o coś zapytać, odparła znużona: ”kiedy koniec lekcji?”. Ja rzecz jasna na wszelki wypadek postanowiłam o nic nie pytać i jak najmniej rzucać się w oczy.
Kurs trwał dwa tygodnie. Była to droga przez mękę. Po każdej lekcji bolała mnie dosłownie każda kosteczka, włosy na głowie. Po kilku lekcjach byłam tak wypompowana, że prosiłam by narzeczony po mnie przyjeżdżał. Widać było, że bije się z myślami, gdy patrzy na mnie jak „wtaczam” się do samochodu. Wreszcie nie wytrzymał i zapytał: „i po co ci to?” – Wiesz- odpowiedziałam- sama zadaję sobie to pytanie.