Przez euro, czyli leczyć dżumę tyfusem
Biedny obserwuje bogatego i myśli sobie: jeśli będę robił to co on, to także zostanę bogaty. I widząc jak ten trwoni pieniądze na hazard i rozpustę pożycza pieniądze gdzie się da i czyni to samo. Jak to się skończy? Dla obu jednakowo, ale dla biednego zdecydowanie prędzej.
Przykład ten pokazuje obecna sytuację w Unii Europejskiej, a zwłaszcza stosunek jej władz do sytuacji w Grecji. Zaproponowane lekarstwo to jakby leczyć dżumę tyfusem. Dokładnie rzecz biorąc, Grecja popadła w pułapkę zadłużenia. Jej deficyt budżetowy przekroczył możliwość spłaty. I co proponuje Unia? Naturalnie, dalsze zadłużanie.
Pokrótce chodzi o to, że UE wyemituje obligacje gwarantowane przez rządy Francji I Niemiec, a pieniądze pozyskane z ich sprzedaży przekaże rządowi Grecji w formie pożyczki, która ma sfinansować deficyt budżetowy Grecji przez najbliższe 2 lata.
Potem, gdy gospodarka Grecji poprawi się, rząd tego kraju wyemituje własne obligacje, które sprzeda, a następnie z pozyskanych tą drogą środków, zwróci zaciągnięty kredyt. Krótko mówiąc, obecne problemy finansowe wynikające z zaciągniętych kredytów mają być rozwiązane przez zaciąganie dalszych kredytów.
Tymczasem źródła problemów Hellenów leżą także tam, gdzie panuje powszechne salonowe milczenie. Także, bo jednym z powodów jest hulaszcze życie ponad stan, ale to nie jest wyłącznie ich domeną. Tak samo robią i inne kraje, tyle, że są bogatsze i silniejsze. Prędzej czy raczej później i ich dotknie rozbuchany socjal. Warto jednak zwrócić uwagę na dwa inne, rzadko poruszane czynniki, które wywołały zamieszki na ulicach Aten, Salonik i innych miast.
Pierwszy to wprowadzenie waluty euro. Już tylko to spowodowało podwyższenie cen, o czym wie każdy kto uprawia turystykę w tym kraju. W rezultacie liczba odwiedzających Grecję spadła tak jak wpływy z tej gałęzi gospodarki. Trzeba pamiętać, że unijne przepisy ujednolicają koszty, a sztywny kurs wspólnej waluty nie pozwala na spekulacyjne działania finansowe. Gdy obowiązywała drachma, można było regulować ceny zwiększając lub zmniejszając inflację. Drugi czynnik, może nie najważniejszy, ale dobijający, to olimpiada w Atenach. Zaciągnięte na budowę stadionów i innych obiektów kredyty jeszcze się nie zwróciły.
Warto o tym pamiętać, bo stoimy w obliczu podobnego niebezpieczeństwa. Na szczęście o wprowadzeniu waluty euro możemy na razie zapomnieć, ale grozi nam inne – Euro 2012. Możemy nie podnieść się już po nim, gdyż – przypomnę – zyski przejmie spółka powołana przez UEFA, raczej nieskłonne się nimi dzielić. Już teraz mamy pierwsze symptomy. Firmom podwykonawczym przy budowie stadionu we Wrocławiu brakuje pieniędzy na wypłaty dla pracowników. Spirala zaczyna się nakręcać.
Wracając do porównania na początku tekstu. Rzecz w tym, że ów biedak obserwuje bogatego utracjusza, który trwoni zarobione wcześniej pieniądze. Niestety, nie widzi jego przodka, gdy ten dopiero majątku się dorabiał.
I to byłby właściwy wzór.