Przesąd. Trudności
Prezydent elekt, jak niesie wieść gminna, nie chce urzędować w Pałacu Prezydenckim lecz w Belwederze. Cóż, być może obawia się ducha poprzednika? Nie jest to nawet dziwne, biorąc pod uwagę, że „fani” z opozycji dążą do zrobienia z pałacu mauzoleum. Ale ja nie o tym, lecz o przesądach w ogóle.
Wielu z nas wierzy w pewne przesądy, zabobony. Jednakże nie utrudniają one nam życia, bo zwyczajnie umiemy racjonalnie do nich podejść. Są niestety i tacy, którzy podporządkowali swoje życie przesądom. Ta swoistego rodzaju „fobia” nie przysparza im nawet większych trudności w codziennym życiu, pod warunkiem jednak, że wypracują sobie odpowiedni plan działania. Plan dotyczy rzecz jasna zachowania się w „takiej” lub „takiej” sytuacji, gdy stanie się oko w oko z przesądem. Trochę wytchnienia pozostaje, bo przecież nie codziennie stykamy się z sytuacjami zmuszającymi przesądnych do działań zachowawczych. Niemożliwością jest na przykład, by codziennie przebiegał nam drogę czarny kot. No chyba, że jest on naszym sąsiadem, no ale w takiej sytuacji, to chyba nie możemy uważać go za omen jakiegoś niepowodzenia, które nas czeka.
Jeżeli jesteśmy ludźmi wyrozumiałymi, to widząc „przesadnie” przesądnego, nie będziemy na niego zwracać zbytniej uwagi. Czasem jednak, nawet wyrozumiałość nie pomaga, gdy dane nam jest przebywać w towarzystwie takiego przesądnego „egzemplarza”. Przebywanie z kimś takim utrudnia konwersację i przede wszystkim podzielność uwagi. Bo nie wiemy, czy wspominając o „tym”, czy o „tamtym”, nie natrafimy przypadkiem na temat zahaczający o przesąd. Co ciekawe, przebywając dłuższy czas z takim „egzemplarzem”, sami popadamy w takie zachowanie. Kiedyś rozmawiałam z pewnym X, nagle przerwał rozmowę i splunął trzy razy siarczyście przez lewe ramię, ledwo udało mi się uchylić. Na szczęście przebywaliśmy w otwartej przestrzeni, strach myśleć, co by było, gdyby to była restauracja. Następnie podbiegł do pnia drzewa i odpukał. Okazało się, że niestosownie wspomniałam o czymś i należało odczynić urok. Na początku zachowanie to było nawet zabawne, jednak po dłuższym czasie stało się irytujące i…no właśnie i zaczęło oddziaływać i na mnie. Wracając do domu, przebiegł mi drogę czarny kot i co? Rzecz jasna, przystanęłam zrobiłam trzy kroki w tył i dopiero poszłam dalej. Zdałam sobie nagle sprawę, że pomimo trzeźwego patrzenia na przesądy, posiadam o dziwo, zaskakująco dużą wiedzę na temat tak zwanych odczynników złych uroków. Dlaczego nie wstaję z łóżka lewą nogą? Dlaczego zapytałam koleżankę, czy pod poduszkę w wózku swojej malutkiej córeczki włożyła czerwoną wstążeczkę? Dlaczego odpukuję w niemalowane? Uhm…tak dla pewności, oczywiście.