Opowiadanie - Żart Anatola (cz. 4)

Autor: 
Katarzyna Redmerska

- Czemu mnie nie zbudziłeś? – weszła zaspana do kuchni i usiadła przy stole.
- Nie miałem serca. Tak słodko spałaś.
-Skąd wiesz, że słodko?! - spytała podejrzliwie.
Zaśmiał się i postawił przed nią kubek gorącej kawy. - Pamiętam, że zawsze uroczo wyglądałaś, gdy spałaś. Zjesz jajecznicę?
- Z chęcią. Jestem głodna jak wilk. To chyba wpływ wiejskiego powietrza.
- Starała się prowadzić lekką konwersację. Po wczorajszym incydencie czuła się nieswojo. Dziwne było to, że zachowywał się jak gdyby nic nie zaszło.
- Słuchaj, co do wczorajszego wieczoru…nie miałem prawa tak zareagować. Jesteśmy po rozwodzie, możesz spotykać się z kim chcesz.
O mało nie zakrztusiła się słysząc jego słowa. - Dzięki za pozwolenie- mruknęła.
Usiadł naprzeciw. Patrzył jak ze smakiem je. Na jej śliczną buzię. Poczuł się jak dawniej-szczęśliwy. Westchnął.
Popatrzyła na niego. Na moment ich spojrzenia spotkały się. W jego wzroku było coś takiego…
- Co tak wzdychasz? Dotarło wreszcie do ciebie, że musimy się tu gnieździć ze sobą tyle czasu? - głos jej lekko drżał.
- Może? - Ponownie to spojrzenie. Co jest cholera- pomyślała nerwowo.
- A może jednak?- Nagle w jej umyśle zrodził się szalony pomysł. Zaśmiała się cicho.
- Co cię tak śmieszy?
- Nic, mam dobry humor.
- To dobrze, bo czeka nas dzisiaj sporo pracy.
* * *
W powietrzu czuło się nadchodzącą burzę. Było bardzo parno. Zdjęła robocze rękawiczki, otrzepała kolana z ziemi i usiadła na schodach tarasu. Dzisiejszy dzień poświęciła na plewienie grządek wokoło tarasu. Usiadła na jednym ze stopni, rozprostowawszy zgrabne nogi przyodziane w kuse szorty, zdjęła letni kapelusz i rozczesała palcami długie włosy. Wojtek opiłowywał i przyklejał płytki do schodów. Od dłuższej chwili przyglądał się jej.- Boże, dlaczego ona jest taka atrakcyjna- myślał. Ileż go to wszystko kosztowało. Cholera...zaklął cicho.
- Coś mówiłeś?
- Zapowiadają fale upałów.
- Napijesz się lemoniady? Rano zrobiłam, jest w lodówce.
- Z chęcią.
Ptaki cicho śpiewały, gdzieś w oddali słychać było dziecięce śmiechy.
- Nie zastanawia cię, dlaczego Anatol zrobił nam taki psikus?
Nie odpowiedział. Dziwne, wyglądał nawet na skrępowanego. Kolejny raz poczuła to dziwne uczucie. Co też ją podkusiło, by to powiedzieć. Cisza powodowała, że atmosfera się zagęszczała. Zastanawiała się jak z tego impasu wyjść, gdy w ogrodzie pojawił się Eustachy, sąsiad i mąż Józefy.
Była to barwna postać. Wysoki, barczysty z dużym brzuchem i bujną brodą. W życiu jak mawiał: ”boi się jednego, żony. A to tylko dlatego, że jest ostrożny”. Po tych słowach wybuchał zawsze rubasznym śmiechem.
- Witam, witam drogich sąsiadów!- zawołał. - Aż miło popatrzeć. Ech… młodość - westchnął. - Pamiętam te czasy.
Zaśmiali się oboje.
- Ależ panie Eustachy, z pana jeszcze młody chłop- ze śmiechem odpowiedział Wojtek.
- Jak patrzę na takie kobiety jak pani Alicja, czuję się młodo - zarechotał rubasznie i pogłaskał się po brodzie. - Że też pan oddał wolność takiej kobiecie- mrugnął porozumiewawczo w stronę Wojtka. - Ja bym taki skarb trzymał, oj trzymał z całych sił.
- W życiu można wszystko naprawić panie Eustachy.
Alicję aż zatkało z wrażenia.
- Nie wszystko można naprawić- starała się mówić spokojnie.
- W miłości nie ma słowa „niemożliwe”.
- Sentymentalne bzdury.
Sąsiad z uśmiechem przyglądał się tej wymianie zdań.
- Oj tak, oj tak- klepnął się po brzuchu. – Co to ja chciałem powiedzieć? Aha. Przyszedłem przeprosić za zachowanie Józefy.
- To nie pana wina, że ma pan taką żonę.- Wojtek aż sapnął ze złości na jej słowa.
- Alicja nie to miała na myśli…
- zaczął. Eustachy mu przerwał.- Dobrze wiem co za gagatka mam w domu- zarechotał.
- Może napije się pan piwa? - spytała.
- Nie odmówię.
Gdy zostali sami zapytał:
- I co?
- A dajże pan spokój. Chyba nic z tego nie wyjdzie.
- Wyjdzie, zobaczysz chłopcze- klepnął go po ramieniu.
* * *
Przygotowywała kolację, Wojtek kończył pracę przy schodach. - Cóż spró-bujmy - powiedziała cicho do siebie. Stanęła w miejscu, w którym była pewna, że będzie ją dobrze słyszał. Wykręciła numer w telefonie.
- Witaj skarbie - odezwała się aż nadto głośno. - To ja. I co porabiasz Filipku?
Odgłos kopniętej skrzynki z narzędziami upewnił ją, że słychać ją było bardzo dobrze. c.d.n

Wydania: