Lądeckie impresje (127)
Pozwolę sobie kontynuować jeszcze moje noworoczne porządki w redakcyjnej szufladzie.
W katowickim „Dzienniku Zachodnim” spotykam ciekawy cykl regionalnych publikacji pióra Marka Szołtyska. Na marginesie ta popularna katowicka gazeta wychodząca od 1945 r. obejmowała początkowo również obszar Dolnego Śląska, docierała więc i na Ziemię Kłodzką. W świątecznym odcinku „Heklowane Jezulatko” autor pisze o spotkanej w Cieszynie figurce będącej kopią praskiego Jezulatka czyli Dzieciątka Jezus. A przecież podobną kopię mamy również na naszej Ziemi Kłodzkiej a konkretnie w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Jaszkowej Dolnej. Niestety nie wspomina o niej autor. Miejscowa figurka pochodząca z przełomu XIX i XX w. była darem biskupa praskiego. To wtedy miejscowa parafia, jak zresztą wiele innych, była kanonicznie podległa praskiemu biskupstwu, mimo że ziemie należały wtedy już do państwa niemieckiego. Zainteresowanym odsyłam do książki Marka Perzyńskiego „Niezwykła Gmina Kłodzko”, o której już kiedyś pisałem.
Ciekawa jest natomiast pewna legenda związana z praską figurką, którą podaje Marek Szołtysek, a której brak
w kłodzkiej książce. Otóż „wielki kult Jezulatka" zaczął się pod koniec krwawej wojny 30-letniej, kiedy podczas plądrowania kościoła figurce zniszczono ręce. Wówczas Jezulatko miało powiedzieć jednemu z zakonników - zmiłuj się nade mną a ja zmiłuję się nad wami… oddaj mi ręce a ja oddam wam pokój. I niedługo potem zakończyła się ta niezwykle krwawa wojna. Nic więc dziwnego, że z wdzięcznością za upragniony pokój, rozpoczął się wielki kult praskiego Jezulatka, który objął też bliskie kulturowo śląskie ziemie…”. O jaszkowskiej figurce praskiego Jezuska pozwoliłem więc sobie poinformować Pana Marka, wszak kłodzkiej promocji nigdy nie za wiele.
W samą Wigilię dostałem wprost pod choinkę wyjątkowy prezent. Wprawdzie nadszedł pocztą, ale też dzień i okoliczności były wyjątkowe. Prezentem tym był trzeci już tom „Popularnej Encyklopedii Ziemi Kłodzkiej” obejmujący hasła od litery N do S. Kolejny niezwykle starannie wydany kłodzki tom. O jego zawartości może w kolejnym odcinku. Osobiście bardzo wysoko cenię to dzieło i sam trud jego wydania. Każdy taki tom przybliża nam znacznie kłodzki region, jego historię, zabytki, miejsca i samych ludzi z tym regionem związanych. Po przewertowaniu haseł wiem tylko jedno, że o Ziemi Kłodzkiej wiem nadal niezwykle mało. Przy okazji apel do wszystkich, którym bliska jest ich Mała Ojczyzna. Nadsyłajcie wydawcy swoje uwagi, kolejne informacje czy uzupełnienia, ale i nowe hasła, które należy umieścić w suplemencie. Trwają już bowiem prace nad tomem czwartym i samym suplementem. Dziękuję wydawcy tj. Kłodzkiemu Towarzystwu Oświatowemu oraz Mietkowi Kowalcze za tak wspaniały choinkowy prezent.
Skoro choinka to były i marzenia. Przemierzając Ziemię Kłodzką spotykam niestety popadające w ruinę pałace, zabytkowe domostwa, kapliczki itp. Wiele już się ratuje, inne czeka niestety zagłada. I to też boli najbardziej. Tak jak boli postępująca dewastacja kłodzkich linii kolejowych. Nie wspomnę już o licznych dworcach. Próbuje się coś zrobić, ale efekty jak na razie mierne. Jaka jest polska kolej widać gołym okiem, na nią nie ma już co liczyć. Niewiele też pomogą spotkania czy konferencje na dworcach, o których przewoźnik już dawno zapomniał. Może wreszcie czas oddać połączenia np. południowym sąsiadom, gdzie wciąż rozbudowuje się kolejową infrastrukturę. Może też czas oddać zrujnowane dworce samorządom. Jutro będzie już bowiem za późno. Bez sprawnej i rozbudowanej komunikacji nie ma też co myśleć o rozwoju turystyki na której tak bardzo nam przecież zależy.
Dobrze, że mamy wreszcie za sobą wyborczą kampanię samorządową. Nastał czas pewnego wyciszenia, ale i czas na poważną realizację tamtych obietnic. Niestety kampania ta podzieliła też wielu. Oberwało się i mnie. Od czasu kiedy w jednej z publikacji napisałem pozytywnie o pewnym kandydacie, gmina jakby się na mnie obraziła. Przestały nagle nadchodzić od nich informacje czy odpowiedzi na moje pytania. Niemniej nadal wyjątkowo cenię ową gminę, podobnie jak życzę nowemu włodarzowi wszystkiego najlepszego. Życzę mu również, aby umiał dostrzec w gronie licznych pochlebców ludzi, którzy naprawdę chcą mu pomóc.
Skoro już jestem przy minionej kampanii wyborczej odniosę się jeszcze do felietonu naszej redakcyjnej koleżanki pt. „Wybory. Sława” /nr 50 /. Scena jakby wyjęta z powieści Moniki Szwaji „Zupa z ryby Fugu”. Otóż jedna z bohaterek zachęcona anonimowością i zapewne niskim poczuciem swojej wartości, wypisuje w internecie dosłownie co jej ślina na język przyniesie. Można bowiem na internetowych forach wylewać bezkarnie swoje żale i często urojone pretensje. Cóż internet niejedno ma oblicze a mnie tylko współczuć Kasi.
Na koniec dziękuję wszystkim za nadesłane ostatnio życzenia świąteczno- noworoczne. Dziękuję za pamięć i miłe słowa. Dobrze mieć bowiem takich Przyjaciół…