Felieton redaktora naczelnego - Za dużo u nas "leserów"

Autor: 
Mirosław Awiżeń

... owszem, jest kryzys, nie światowy, tylko w Unii Europejskiej i Ameryce Północnej. I to nie recesja, tylko spowolnienie gospodarki. O światowym to nawet mówić nie można, bo przecież taka Turcja (spoza Unii) rozwija się cały czas w tempie ok. 10% rocznie, a już Brazylia, Indie czy Chiny po prostu rozkwitają w kategoriach 15 - 25 % rocznie. Polska zwolniła - z 7-8 % do 3-4%, a i tak wyprzedza Francuzów czy Niemców (1-2%).
Faktem jest, że trzeba przyspieszyć i to przyspieszenie utrzymać, aby utrzymać się w czołówce państw świata. Jak to zrobić aby zwiększyć tempo wzrostu? Na pewno nie poprzez zwiększanie obciążenia społeczeństwa podwyżkami podatków nie redukując kosztów społecznych (wszelkiego rodzaju opiekę socjalną, różnego rodzaju przywileje dla niektórych grup społecznych, np. karta nauczyciela, deputaty, emerytury po 15.latach, ubezpieczenie rolników itp). Nie można pobudzić gospodarki kapitalistycznej bez jednoczesnego przemodelowania funkcjonowania państwa w strukturach korporacyjnych, gdzie awans jest zależny od poddania się woli „starszego”, np. w korporacjach prawniczych. Wówczas dopiero realnie można myśleć o zmniejszeniu podatków.
No dobrze - rozważmy mniejsze podatki. Po pierwsze - to mniej pieniędzy „od zaraz” w kasie państwa - i czym zapchać tę natychmiast powiększającą się dziurę budżetową? Przecież nie pożyczkami „gierkowskimi”, których nie będzie jak spłacić i „niech się martwią zachodni bankierzy”. To nie przejdzie. Zatem, zanim obniżymy podatki musimy ciąć wydatki, a co najmniej je zamrażać. Gdzie w pierwszej kolejności?
W strefie, w której li tylko z podatków utrzymują się pracownicy - czyli w strefie budżetowej. „Budżetówka”musi być supernowocześnie zorganizowana, musi być zrewolucjonizowany system zatrudnienia. Do „budżetówki” nie można przyjmować „magistrów z papierami”, a rzeczywistych fachowców, którzy po prostu na siebie zarobią, np. poprzez tworzenie i realizowanie (aż do finiszu) projektów europejskich współfinansowanych przez Unię Europejską. Często, gęsto urzędnicy podzlecają wykonania projektów i ich pilotowanie firmom
"z zewnątrz”, bo „to taniej”. Na pewno taniej by było, gdyby urzędnikom zlecającm podwykonawcom zadania podziękować, a na ich miejsce przyjąć owych „podwykonawców”.
Nauczyciele nie mogą swoich słabych wyników ukrywać za kartą nauczyciela. Muszą być rozliczani z wyników. Jak kształcimy? - pokazują rankingi wyższych uczelni. Nasz najlepszy uniwersytet, nasza najlepsza uczelnia techniczna - nie mieszczą się nawet w pierwszej pięćsetce najlepszych szkół w świecie. To doprawdy wstyd. Tak samo z naukowcami - i dla naszych naukowców zdałby się od czasu do czasu „Nobel” w dziedzinach nauk ścisłych. Tam, gdzie nie ma hierarchii a liczą się umiejętności i talent pojedynczego człowieka „Noble” mamy (patrz - literatura).
Oczywiście należy sprywatyzować państwowe zakłady przemysłowe, które są dzisiaj ostoją „ciepłych posadek” dla wakujących „polityków” w różnych radach nadzorczych.
Zabierzmy się za pomoc socjalną. „Darmowe” pieniądze należą się tylko niepełnosprawnym, którzy nie mogą pracować. Pozostali niepracujący „bezrobotni” muszą mieć zapewnioną pracę przez państwo w ramach robót publicznych na miarę swoich możliwości i potrzeb państwa (choćby sprzątanie Polski - ustawiczne - począwszy od dróg, rowów, koryt rzek i potoków, sprzątaniu lasów czy segregacji odpadów a skończywszy na pomocy niepełnosprawnym). Pracy u nas dość - zatrudnienia na posadach deficyt.
Nie ma „złotych recept”, że np. jak zmniejszymy podatki „to samo ruszy”. Nie ruszy, bo mamy przeciążony ten autobus (tusk-obus) i do tego „pod górkę”. Pamiętam „Jelcza” (z tym silnikiem w środku przykrytym maską przy kierowcy) - jak w zimie podjeżdżaliśmy pod Wysoką (taka miejscowość w Krakowskiem), to stali pasażerowie wiedzieli jak mają się zachowywać: kobiety, dzieci i starcy na tył, bo autobus miał napęd na tył i trzeba go było w tym miejscu dociążyć. Chłopy jak jeden wyskakiwali z autobusu i od strony „lewy tył” popychali ile się dało, aby pojazd nie stoczył się z drogi i wybrnął „na górkę”. Na górce autobus przystawał, myśmy wsiadali i powolutku jechaliśmy do swoich domów. I nie było tu rozróżnienia na magistrów, robotników, rolników, dyrektorów (tak, tak, wówczas i dyrektorzy jeździli autobusami) ... dyrygującym był kierowca i należało „się go słuchać”. Nie przypominam sobie aby ktoś się ze wspomagania autobusu wyłamał ... nikt nie był na tyle głupi.
Sumując: jestem za tym abyśmy z budżetu nie utrzymywali tych, którzy mogą sami się utrzymać a nie utrzymują się tylko dlatego, „że im się nie chce”. Za dużo mamy u siebie leserów (to tacy cwaniaczkowie, którzy wiedzą jak „doić” naszą Rzeczypospolitą). Jesteśmy na to za biedni. Na „socjal” możemy sobie pozwolić kiedy będziemy „obrzydliwie bogaci” jako społeczeństwo, jak np. kraje skandynawskie czy zachodniej Europy.

Wydania: