Meandry kłodzkiej polityki, czyli o historii burmistrzowania z lat 1994-1998 w zderzeniu ze współczesnością – cz. V

Autor: 
Janusz Skrobot
skrobot-autor.jpg

Jeszcze nie skończyło się lato 1994 roku, kiedy 22 lipca powołano po kolejnych wolnych wyborach na stanowisko burmistrza Kłodzka pana mgr inż. Stefana Cygnarowicza, ekonomistę, szefa oddziału PZM. Rządząca koalicja KKO-SLD-PSL powołuje do pomocy dwóch wiceburmistrzów: dra Józefa Migdała i Ryszarda Jastrzębskiego (absolwenta Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Nowej Rudzie, byłego posła PSL I kadencji RP). Podczas tajnego głosowania jego kandydaturę poparło 20 na 22 obecnych radnych.
Tu warto przypomnieć, że Rada Miejska miała 28 radnych, w tym 9 niezależnych. Autor felietonu, obecny na sesji Rady Miejskiej, konstatuje po dokonaniu wyboru Zarządu Miasta- „No to średnio zarząd ma maturę”. Salę rajców po raz pierwszy w II kadencji wypełnił gromki śmiech. Ale nie po raz ostatni niestety.
Mimo wielu zalet, których ówczesny Burmistrz Kłodzka nie ujawniał, wady
w pełnieniu przez niego obowiązków burmistrza wzięły jednak górę. Pan Cygnarowicz kochał ponad wszystko swoją byłą pracę w PZM-ocie i często - gęsto zrywał się z pracy, by uczyć jeździć przyszłych kierowców. Pasja instruktora była w nim tak wielka. W ówczesnym Kłodzku mówiło się głośno, że nie podpisywał żadnych decyzji - od tego miał zastępców. Nawet listę płac podobno podpisywała małżonka burmistrza – jak głosiła wieść gminna. Dlatego Wiceburmistrzowie mogli rozwinąć skrzydła.
W Kłodzku zostaje zakończona budowa hali targowej „Merkury”, której pierwszym dyrektorem z konkursu zostaję w styczniu 1995 roku. Tu ciekawostka - ówczesny Burmistrz mimo decyzji komisji konkursowej próbuje przez półtora miesiąca forsować na to stanowisko swojego syna, Tomasza, mimo że prawo zabrania nepotyzmu. To staje się jedną z wielu przyczyn odwołania pana Stefana Cygnarowicza z funkcji burmistrza miasta już po roku rządów. Z dziennikarskiego obowiązku podam, że poza kontynuacją budowy pierzei i hali nic w Kłodzku się nie dzieje – oczywiście w dziedzinie inwestycji.
W 1995 roku podczas specjalnej wizyty w Kłodzku przewodniczącego sejmiku wrocławskiego, po wielkich bojach, wychodzeniu z obrad części radnych popierających kandydatkę Małgorzatę Kwiatkowską i widmie komisarza, którą uświadomił ojcom miasta, prof. Leon Kieres, burmistrzem zostaje Małgorzata Kwiatkowska. Ciekawe było głosowanie na urząd burmistrza. Kandydowali Ryszard Wójcik i Pani Kwiatkowska, uzyskując remis w głosowaniu przy jednym głosie pewnej radnej oddanym na obu kandydatów, czyli głosie teoretycznie nieważnym. Tu jednak Przewodniczący RM, pan Janusz Krombach, zwrócił się o opinię prawną do wspomnianego już profesora prawa, przewodniczącego prezydium sejmiku samorządowego we Wrocławiu. Profesor był wówczas także reprezentantem Polski w Kongresie Władz Lokalnych i Regionalnych Rady Europy - wiceprzewodniczącym Izby Regionów Kongresu Władz Lokalnych i Regionalnych RE. Podczas wizyty we Wrocławiu u prof. L. Kieresa Małgorzata Kwiatkowska w towarzystwie autora felietonu została przywitana słowami, o ile dobrze pamiętam: „Witam Panią Burmistrz”. I dalej: „Moja decyzja zakwalifikowania tego głosu na korzyść Pani jest podyktowana wyłącznie dobrem miasta, z którym jestem związany od wielu lat, gdyż mam tam rodzinę. Z Kłodzka pochodzi także moja żona.” Nowo wybrana Burmistrz Kłodzka od dnia 28 września 1995 roku rozpoczęła swoje rządy od umów partnerskich z Nachodem i belgijskim Fleron oraz budowania przewagi w Radzie Miasta pod przyszłe absolutorium. W 1996 roku Zarząd Miasta Kłodzka wyraził zgodę na budowę hali B (w planach dyrektora, czyli moich, miała ona pomieścić giełdę rolną). Wybudowałem przed halą parking, który obecny właściciel marketu jedynie dostosował dla swoich potrzeb. Tu przypomnę, że owe inwestycje realizowano z dochodu hali (9-12 mld rocznie). Za moich rządów hala także wspomagała finansowo Zderzenia Teatralne małe i duże oraz sport, m.in. wyjazdy piłkarek ręcznych do Francji, trampkarzy i juniorów Nysy Kłodzko do Niemiec.
W tym miejscu trochę prywaty. Hala targowa była prowadzona przeze mnie faktycznie do końca listopada 1996 roku. Burmistrz podjęła decyzję, że dyrekcja musi się zmienić. Plotka wówczas krążąca po mieście głosiła, że Pani burmistrz musi zdobyć kilka głosów z frakcji byłego burmistrza Cygnarowicza - chodziło o poparcie przy absolutorium. Nie wiem do dzisiaj, czy to prawda, ale na moje miejsce przyszedł w styczniu 1997 roku Tomasz Cygnarowicz, syn radnego miejskiego. Ja zostałem dyrektorem hali targowej w Kudowie Zdroju, czyli „Czarnego Rynku” prowadzonego przez belgijską firmę Bella Leder. Kulisy mojego zwolnienia poznałem kilka lat później dość szczegółowo i może kiedyś opiszę. Ważne jednak jest jedno. W odwoływaniu bez powodu i powoływaniu kierowników jednostek podległych UM ówczesna Burmistrz i obecny Burmistrz mogą sobie podać ręce. To pierwsze podobieństwo. Piszę o tym, gdyż niektórzy adwersarze pytają mnie, co takiego pozostawiłem po sobie w Kłodzku i w ilu firmach pracowałem.
Muszę także wspomnieć o powodzi 1997 roku, która dotknęła wielu mieszkańców Kłodzka osobiście. Jak również z dziennikarskiego obowiązku muszę wspomnieć o inwestycjach miejskich po powodzi. Na konto pani burmistrz Małgorzaty i ówczesnej Rady trzeba zapisać osiedle Centrum Warszawy i budynki przy ul. Korytowskiej, modernizację stadionu i przebudowę basenu. Basen to osobny temat. Powiem tylko, że zlikwidowano nieckę tzw. małego basenu i brodzika, zmniejszono tzw. duży olimpijski basen, zlikwidowano wieżę do skoków. Za to władzy nie pochwalam. Uczciwie jednak muszę powiedzieć, że halę sportową także wówczas zaczęto budować – szkoda, że na terenie zalewowym. Wyremontowano także rynek kłodzki, przekładając m.in. zabytkowy bruk wokół figury wotywnej, ul. Daszyńskiego i pl. Franciszkański.
Czy to mało? Myślę, że, biorąc pod uwagę klęskę powodzi i to, co zrobiono po niej w Kłodzku, należy zapisać inwestycje in plus władzom miasta. Pani Burmistrz rządziła tylko 2,5 roku. To taki cud. Drugie natomiast podobieństwo dostrzegam w tym, że burmistrz Kwiatkowską próbowano odwołać w referendum, które się nie udało. Panu Szpytmie też to ponoć grozi, jak wróble ćwierkają. Kwiatkowska i ówczesny Zarząd Miasta miała niemałe problemy z prokuraturą pan Szpytma też podobno „ mocno” na nie pracuje. Nie życzę osobiście Panu tego. Jednak z przykrością odnotowuję, że wieść gminna o tym coraz szybciej krąży po mieście. Nie chcę porównywać dokonań pani Burmistrz z inwestycjami pana Szpytmy, bo znów mógłbym zostać posądzony o złośliwość. Ale niech tam mnie posądzają. Panie Burmistrzu Szpytma, ile mieszkań Pan wybudował? Na przykład od słynnej prezentacji w rynku tuż przed wyborami w 2010? Bo mnie się wydaje, że ani jednego. Wcześniej zresztą też. Młodym ludziom muszę powiedzieć, że i za M. Kwiatkowskiej dług miasta był przynajmniej
o połowę mniejszy niż dzisiaj. Oczywiście proporcjonalnie, licząc możliwości budżetowe Kłodzka wtedy i dzisiaj.
Miasto w kilka miesięcy po powodzi wróciło do „normalnego życia”, a radni na kulturę przeznaczali 14%
w budżecie miasta. Wprawdzie nie było Zjazdu Dąbrowskich ani Kwiatkowskich, ale były małe i duże Zderzenia Teatrów, KOK i Centrum Edukacji Teatralnej. Dorota Stalińska, Mikołaj i Andrzej Grabowscy, Jan Peszek, Andrzej Frycz, teatr Gardzienice, Scena Plastyczna KUL-u – Leszka Mądzika – byli w Kłodzku artyści, którzy potrafili do białego rana rozmawiać z publicznością, a telewizja nie pokazywała panicznej rejterady z ratusza Wiceburmistrza, ale np. benefis Mariana Półtoranosa z udziałem m.in. Emiliana Kamińskiego i Big Bandu Macieja Pawłowskiego (obecnie szefa muzycznego teatru Roma), gdzie grali nikomu wówczas nie znani Łukasz i Paweł Golcowie.
Można jeszcze porównać tzw. politykę zagraniczną, ale i tu nie ma się Pan czym się pochwalić. Chyba, że bardzo słabą kontynuacją tzw. stosunków z miastami partnerskimi. W jednym natomiast ma Pan przewagę nad panią burmistrz Kwiatkowską - w wykształceniu. Ona był tylko pielęgniarką po szkole policealnej, pan jest polonistą po uniwersytecie. Ona w mieście rządziła nawet lekarzami z Rady i nie opowiadała, co chce robić, tylko robiła. Pan musi mieć gazetę, która musi pisać o Pana sukcesach. Filologicznie przypomnę Panu, że Mark Twain mawiał, iż prawda jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być prawdopodobna. Prawda - nie. W mojej skromnej i nieco subiektywnej ocenie jest Pan mistrzem świata w tworzeniu fikcji prawdopodobnej. Prawda, Panie Burmistrzu?
Następne VI meandry poświęcę tym, którzy rozpoczęli budowę „klimatu” do inwestycji, które Pan
tak dzielnie otwierał.
Tylko dlatego, żeby młodzi z pokolenia moich córek nie myśleli, że to Pana zasługa.

Wydania: