Mężczyzna idealny - opowiadanie (odc. 1)
- I co ty tu dziecko porabiasz? - Marta spojrzała na córkę.
- Odpoczywam, a konkretnie się lenię - uśmiechnęła się do niej Julia.
- Nie rozumiem, dlaczego kolejne wakacje spędzasz tu, w Paszkowie.
- Bo mi się podoba to miejsce. Po co kupiliście z tatą ten dom? Po to, by tu przyjeżdżać, prawda?
- Wiesz dobrze o co mi chodzi. Dziwaczejesz. Asia mi powiedziała, że
i w tym roku nie chciałaś pojechać z nią na zagraniczne wczasy.
- Nie gustuję w takim spędzaniu urlopu.
- Miałabyś okazje wreszcie kogoś poznać.
- Tu cię mam. Wreszcie rozumiem, skąd ten wasz nalot na mnie. No wiesz tato, po tobie się tego nie spodziewałam - popatrzyła na Tomka, który siedział sobie spokojnie w wiklinowym fotelu i pałaszował ze smakiem ciasto.
- Mnie w to nie mieszajcie - wtrącił, nakładając sobie kolejny kawałek szarlotki.
- Stuknęło ci 36 lat. Nie uważasz, że to najwyższa pora, by wyjść za mąż i urodzić dzieci?
- Daj spokój - zirytowała się. - Co cię nagle ugryzło, że z tym wylatujesz?
- Twoja matka spotkała wczoraj kolejną koleżankę, która zatruła ją swoim szczęściem zostania babcią - Tomek postanowił się jednak włączyć do rozmowy.
- No i co z tego - zgromiła męża wzrokiem. - Czy to grzech, że chciałabym zostać babcią?
- No wiesz mamo - wstała z fotela i podeszła do balustrady tarasu. - Mam sobie fundnąć dziecko, bo ty chcesz być babcią?
- Nie przeinaczaj moich słów. Julka, na jakiego ty mężczyznę czekasz, co?
- Na mężczyznę idealnego.
- A jakiż on ma być? Raczysz mnie i ojca oświecić?
- Sama nie wiem - uśmiechnęła się do swoich myśli.
- Tomasz, może byś coś powiedział naszej córce.
- Nic mówić nie będę, jest dużą dziewczynką i sama decyduje, czego chce od życia.
- Świetnie. Jakbyś mógł swojej pupilce zwrócić uwagę. Obydwoje jesteście siebie warci. Zrozum, my z ojcem nie jesteśmy wieczni.
- Teraz to już przesadziłaś droga żono - oburzył się. - Może ty się wybierasz na łono Abrahama, ale mnie tam nie wysyłaj. I jeszcze jedno - tu spojrzał na córkę - mnie się nie spieszy do zostania dziadkiem.
- Dlaczego rzuciłaś Marcina? - jak widać było, Marta nie zamierzała kończyć tematu. - Wiesz, że ma już dwoje dzieci?
Tomasz stęknął.
- Coś się stało? - zwróciła się do męża.
- Nie, nic gołąbeczko.
- Bo był nudny jak flaki z olejem.
A zresztą jak widać, nasze rozstanie wyszło mu na dobre. Szybko się pocieszył. Ożenił i rozmnożył.
- Ty uciekasz przed miłością. Boisz się do kogoś należeć, bo wydaje ci się, że stracisz wtedy niezależność.
- Dość mamo! - zaoponowała gwałtownie. - Te psychologiczne dywagacje zostaw dla swoich pacjentów. Zrozum, mnie jest dobrze, tak jak jest. A jeżeli mam spotkać mężczyznę swojego życia, to go spotkam nawet na takim zadupiu.
- Amen - zachichotał Tomek, ignorując pełne wyrzutu spojrzenie żony. - Córciu, nie wiesz kto kupił dom po Grecie? Widziałem, że remont trwa tam w najlepsze.
- Jakiś profesor z Wrocławia. Tak mi mówiła pani Alicja - usiadła z powrotem przy stole i nalała sobie herbaty.
- Wolny?
- Mamo!
- Tylko pytam - podniosła ręce w obronnym geście.
- Jeżeli to profesor, to pewnie jest stary. W najgorszym wypadku, podstarzały lowelas zadający się ze swoimi studentkami - mruknęła.
- Wypraszam sobie - Tomasz był wyraźnie urażony. - Masz ojca profesora, czy ty dajesz mi coś do zrozumienia?
- Oj tatku - roześmiała się. - Ty jesteś wyjątkowy.
- To rozumiem - rozpromienił się.
A nie wiesz jak się nazywa? Może go znam.
- Nie wiem. Musi być majętny, bo z tego co mówiła mi pani Alicja, na remoncie nie oszczędza. Ogrodu tylko jeszcze nie ruszył. Miejmy nadzieję, że to nie jest jakiś nowobogacki typ bez gustu. Szkoda by było, gdyby zniszczył ten ogród. Greta go tak kochała - westchnęła.
- Pomogę ci posprzątać ze stołu i będziemy się zbierać - Marta podniosła się z fotela.
- Nie możecie zostać do jutra?
- Niestety nie. Twój ojciec ma w poniedziałek konferencję. Chce się do niej jutro przygotować.
***
- Dzień dobry!
Julka podlewała trawnik przed domem, gdy usłyszała męski głos. Odwróciła się w kierunku, z którego dochodził. Przy furtce stał jakiś mężczyzna.
- Pan mówi do mnie? - odezwała się do niego.
- Tak.
Odłożyła wąż i podeszła do furtki.
- Słucham.
- Chciałem się przywitać. Jestem pani nowym sąsiadem.
- To pan kupił dom po Grecie? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak. A czemu jest pani tak zdziwiona?
- We wsi mówili, że dom kupił jakiś profesor. A pan chyba jest za młody na profesora.
- Jestem profesorem i mam swoje lata. Proszę mi wierzyć - uśmiechnął się kącikiem ust, jakby ktoś go szczypał w pośladek. Był wysokim, postawnym, lekko siwiejącym szatynem o zielonych oczach widocznych zza rogowych okularów. Ubrany w jasne jeansy i granatowe polo, sprawiał wrażenie bardzo młodego. - Nazywam się Piotr Obrałt - wyciągnął do niej dłoń.
- Julia Poręba - uśmiechnęła się i również podała mu dłoń.
Omiótł jej sylwetkę wzrokiem. Nagle niestosowny wydał jej się jej ubiór. Obcisła biała bluzeczka na ramiączkach i kuse płócienne, beżowe szorty.
- Mam nadzieję, że nie ma pani rozkrzyczanych dzieci, szczekającego psa i nie lubi pani grillować?
- Nic z tych rzeczy. Rano tylko, zaraz po przebudzeniu dla relaksu jodłuję przez kilka minut - odezwała się z rozbawieniem.
- Nie to, żebym był jakimś oryginałem - tłumaczył się. - Nie lubię jednak zbytniego hałasu. Co do grilla zaś, nie cierpię zapachu przyrządzanych na nich potraw.
- Wszystko rozumiem.
- Ładny ma pani ogród - ponownie uśmiechnął się półgębkiem.
- Dziękuję.
- Ktoś go pani projektował? Widać rękę znawcy.
- Ja to zrobiłam.
- Naprawdę? - nie krył zaskoczenia.
Powinna się pani tym zawodowo zajmować.
- I to robię - roześmiała się na widok jego miny. - Jestem architektem krajobrazu.
- Coś podobnego - kolejny raz obdarzył ją uśmiechem typu „półgębek”. Zaczynało ją to powoli bawić. - Nie będę pani dłużej przeszkadzać. Aha - zatrzymał się przy samochodzie. - Gdyby potrzebowała pani cukru, proszę bez obaw przychodzić. Na tym chyba polega dobre sąsiedztwo?
- Będę pamiętać. Pan również może wpadać w potrzebie.
- No to, do widzenia.
- Do widzenia - patrzyła za znikającym na następnej posesji samochodem. Zapowiada się ciekawe sąsiedztwo - pomyślała rozbawiona.
***
Nagle cień przysłonił jej słońce. Zdjęła okulary i aż podskoczyła na leżaku.
- Co pan tu robi?! - wykrzyknęła zaskoczona, wyjmując z uszu słuchawki iPoda.
- Proszę wybaczyć to najście. Dzwoniłem dosyć długo do furtki, a że była otwarta pozwoliłem sobie wejść. Zwłaszcza, że widziałem otwarte drzwi na taras, więc domyśliłem się, że jest pani w domu.
- Słuchałam muzyki i dlatego nie słyszałam dzwonka. Korzystam ze słońca i trochę nagrzewam po zimie członki - odezwała się tłumacząc.
- Rozumiem - spojrzał na jej skąpy kostium bikini i uśmiechnął się, rzecz jasna półgębkiem. Czy ten facet nie umie się normalnie uśmiechać, cholera?! - pomyślała.
- Co pana do mnie sprowadza? - nałożyła na siebie lnianą, krótką sukienkę.
- Słucham? - nie mógł oderwać oczu od jej krągłości.
- Pytam, po co pan przyszedł.
- Wykazuję się nie lada tupetem przychodząc do pani z pewną propozycją.
- Może pan jaśniej?
- Otóż - zawahał się - chciałbym, aby zajęła się pani moim ogrodem.
- Ma pan na myśli ten tutaj?
- Tak.
- Zaskoczył mnie pan.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uś-miechnął się w ten swój specyficzny sposób. - Liczę się z tym, że może mnie pani zaraz pogonić.
- No tak źle to nie będzie - roześmiała się. - Musi pan wiedzieć o jednym, nie jestem tania.
- Stać mnie.
- W takim razie, zgadzam się.
- Naprawdę? Sprawiła mi pani wielką radość.
- I wzajemnie. Przyznam się panu do czegoś. Ogród Grety traktuję wyjątkowo. Bałam się, że nowy właściciel okaże się palantem, który go zniszczy.
- Cieszę się, że nie okazałem się takim palantem - uśmiech „półgębek” ponownie rozjaśnił jego twarz.
- Może napije się pan kawy? Omówilibyśmy sobie dokładnie temat ogrodu.
- Z chęcią.
- W takim razie zapraszam na taras.
***
- Czego oczekuje pan ode mnie? - nalała kawy do filiżanek, po czym oparłszy się o oparcie fotela, spojrzała na niego pytająco.
- Zdaję się całkowicie na panią. Jest jednak pewna rzecz, którą chciałbym zamontować w ogrodzie.
- Co to takiego?
- Dwie huśtawki.
- Pan ma dzieci? - ogarnęło ją niezrozumiałe uczucie rozczarowania.
- Nie. Mam dwóch cudownych siostrzeńców. Antka, lat siedem i Filipa, lat pięć. Powiedzieli mi jasno: „wujek, nie będzie huśtawek, to nie będziemy do ciebie przyjeżdżać”.
- Sytuacja jest rzeczywiście poważna. Miejsce dla huśtawek musi się więc znaleźć.
- Zdecydowanie.
Wybuchnęli śmiechem.
- Zauważyłem, że z dużą sympatią mówi pani o byłej właścicielce mojego domu.
- Greta była cudowną kobietą - jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. - Była autochtonką. Zakochała się w polskim oficerze i została tutaj. To bardzo romantyczna historia. Pan Jaromir, mąż Grety przybył na te ziemie z 27 Pułkiem Piechoty. Ogród, to jego dzieło. Stworzył go dla Grety. To taka manifestacja jego uczuć.
Patrzył z przyjemnością na jej uśmiechniętą buzię. Była bardzo ładną kobietą. Proste, ciemno brązowe włosy do ramion, przepasane kolorową chustką. Cera koloru brzoskwini. Zielone oczy, zgrabny nosek i usta, największy atut właścicieli. Pełne i zmysłowe, jakby stworzone do całowania - uśmiechnął się do swoich myśli.
- Ale czy ja pana nie zanudzam? - zapytała widząc jego charakterystyczny uśmieszek.
- Bynajmniej - starał się zebrać myśli. - Widzę, że jest pani romantyczką.
- O nie - zaprotestowała rozbawiona. - Twardo stąpam po ziemi. Ale sam pan przyzna, że takie historie wzruszają.
- Nie wierzy pani w romantyczną miłość?
- Już nie.
- Skąd ta rezygnacja?
- Życie mnie do tego zmusiło. Byłam zakochana dwa razy i to o te dwa razy za dużo.
- Aż tak było źle?
- Niestety. Jeden okazał się zimny jak pomnik, drugi niebywale nudny.
- Przykro mi.
- A pan, profesorze? - oparła brodę na dłoni i spojrzała na niego. - Jest romantykiem?
- Moja historia jest bardzo zbliżona do pani. Z tym tylko, że zakochany byłem raz. Na szczęście w porę przejrzałem na oczy.
- Taka była z niej jędza?
- Zdradziła mnie z najlepszym przyjacielem. Zresztą jest teraz jego żoną.
- No to rzeczywiście rewelacja - pokiwała głową.
- Nie chce pani założyć rodziny? Każda kobieta o tym marzy.
- Naprawdę, nie marzę ani o mężu, ani o dzieciach. Czy uważa pan, że to nienormalne?
- Na pewno trochę dziwne - wyznał szczerze.
- Dzięki.
- Jest pani młoda, jeszcze zmieni zdanie, jak przyjdzie co do czego.
- Mam 36 lat, więc już taka młoda nie jestem. Zdanie mogłabym zmienić tylko w jednym przypadku - spojrzała na niego rozbawiona. - Gdybym spotkała mężczyznę idealnego.
- A jakiż on ma być? Jeżeli mogę zapytać?
- Szczerze mówiąc, to nie wiem. Po prostu, jak go spotkam, to będę wiedziała, że to on.
- Życzę więc powodzenia - spojrzał jej w oczy, a ona poczuła, że się rumieni.
- Pan również może jeszcze założyć rodzinę - szybko odbiła piłeczkę.
- Ja jestem już za stary na to.
- A ileż to ma pan lat?
- Pięćdziesiąt.
- To super wiek dla mężczyzny. No i najlepszy czas na zostanie ojcem. Panowie w średnim wieku, rewelacyjnie sprawdzają się w roli taty. Tak przynajmniej donoszą badania.
- Pani teraz ze mnie drwi?
- Nie, jestem naprawdę poważna.
- Zmieńmy może temat.
- Sam go pan zaczął profesorze. Proszę wybaczyć wścibstwo, czego pan jest profesorem?
- Informatyki. Czyżbym panią rozczarował? - spytał po chwili, widząc jej minę.
- Nie. Szczerze mówiąc, nie potrafiłam sobie wyobrazić czego by pan mógł nauczać.
- Tak topornie wyglądam? - ponownie uśmiech „półgębek” wykwitł na jego ustach.
- Tego nie powiedziałam.
- Kiedy mogłaby pani zacząć pracę w ogrodzie? Rozumiem, że ma pani teraz wakacje.
- To żaden problem. Praca w ogrodzie Grety to dla mnie przyjemność. Chociaż, chyba nie powinnam już mówić „ogród Grety”?
- Czemu nie? Podoba mi się ta nazwa. Jeżeli jak pani mówi, nie ma na co czekać, to umówmy się może na jutro. Godzina siedemnasta?
- Świetnie. Obejrzę ogród i zdecyduję od czego zaczynamy.
- No to jesteśmy umówieni. W takim razie nie przeszkadzam dłużej - podniósł się z fotela. - Dziękuję za przepyszną kawę. Zrewanżuję się.
Odprowadziła go do furtki.
- To do jutra - uśmiechnął się do niej.
- Do jutra - uśmiechnęła się również.
***
- Cześć Julciu, co tam u ciebie słychać? - w telefonie zabrzmiał dźwięczny głos Marty.
- Wszystko dobrze mamo. Właśnie zaczynam pracę.
- Jaką pracę?
- Będę doprowadzać do porządku ogród Grety.
- Ogród Grety?
- Tak. Poznałam pana profesora i zaproponował mi to.
- Poznałaś pana profesora?
- Mamo, długo będziesz powtarzać po mnie słowa? - roześmiała się.
- I jakiż ten profesor jest? - Marta nie kryła zainteresowania.
- Profesor „półgębek” jest bardzo miły.
- Profesor Półgębek? Dziwne nazwisko.
- On się nazywa Piotr Obrałt - roześmiała się.
- To czemu nazywasz go półgębek?
- No bo tak się uśmiecha. Szczerze mówiąc, to ten jego uśmiech jest bardzo uroczy. Mamo, muszę kończyć. Właśnie do niego idę.
- Dobrze, dobrze. Pa - odłożyła telefon. - Czy ty znasz profesora Piotra Obrałta? - zwróciła się do Tomka, który właśnie wszedł do pokoju.
- Tyle o ile.
- Kto to jest?
- Informatyk. Mądry facet
- Przystojny?
- Czy ja wiem. Sympatyczny ma wygląd.
- Ile ma lat?
- Gdzieś koło pięćdziesięciu. A co?
- On kupił dom po Grecie.
- Doprawdy?
- Coś tu się zaczyna - zamruczała pod nosem.
- Co i gdzie się zaczyna gołąbeczko?
- Nasza córka po raz pierwszy w życiu powiedziała o mężczyźnie cytuję: „ten jego uśmiech jest bardzo uroczy”.
- No i co z tego? Według mnie profesor Modrakowski, uroczo wygłasza prelekcje i co? Oznacza to, że wpadł mi staruszek w oko? - zachichotał.
- Śmiej się. Ja tam swoje wiem.
- Na kiedy planujesz nalot na Paszków? - spojrzał na nią rozbawiony.
- Poczekajmy jakiś czas, niech się sytuacja rozwinie. C.d.n.