Jak państwa zdają egzamin?

Autor: 
Jan Pokrywka

Nie było sukcesu spor-towego, nie było też finansowego, więc zastosowano inny chwyt: państwo zdało egzamin, my zdaliśmy egzamin. Wszyscy nas chwalą za organizację Euro, więc „jest gites i ten-teges”. Tymczasem, o ile Polacy zdali ten egzamin oraz UEFA, za organizację na stadionach, to państwo już nie.

Jednym kij innym marchewka
Z infrastrukturą nie wyszło, jeśli nie liczyć bankructw małych firm na końcu łańcucha wykonawców, a więc tragedii ich właścicieli i pracowników. Duże firmy zniknęły z kasą ogłaszając upadłość. Gdy zdesperowani pracownicy grozili blokadą w czasie Euro, przedstawiciele państwa obiecywali zapłatę po zakończeniu imprezy. Teraz jakoś w tej sprawie cisza.
Podobną sytuację mamy teraz z firmami turystycznymi. Tu również rozpoczęła się seria upadłości, na czym najgorzej wyszli klienci pozostawieni bądź to na piaskach Egiptu, bądź na lotniskach jeszcze przed wylotem. Tu również państwo, a konkretnie urzędy marszałkowskie zobowiązane zostały do usuwania skutków upadłych biur podróży, a więc płacenia za winy innych. Z naszych pieniędzy. To właśnie to oraz bezkarność różnych przekrętów, wobec których organa ścigania wykazują dziwną bezsilność, prowadzą do „upadłości”. To właśnie z winy państwa, które zamiast dbać o praworządność i ścigać przestępców – tak naprawdę ich finansuje – tak się dzieje.
Za to surowość władza wykazała w innym przypadku, sytuacji w jakiej znalazła się pewna rodzina z Kartuz, wobec której prokuratura wszczęła postępowanie. Całe przestępstwo polegało na tym, że rodzina ta postawiła na gruncie darowanym jej przez teściów przyczepę campingową, którą ociepliła. Właśnie to ocieplenie jest przestępstwem wedle prawa budowlanego, gdyż stanowi ono samowolkę budowlaną. Małżonkowie tłumaczyli się tym, że chcieli w niej zamieszkać do czasu wybudowania własnego domu, co trochę musi potrwać, a klimat mamy jaki mamy i w chłodniejsze dni w przyczepie może być za zimno.
Prawo nasze, w rzekomo wolnym, demokratycznym i praworządnym państwie, jest bardziej restrykcyjne niż za Bismarcka i kulturkampfu w zaborze pruskim, gdzie pewien chłop – Drzymała nie mogąc uzyskać zezwolenia na wybudowanie konwencjonalnego domu postawił wóz, w którym zamieszkał, stając się jednym z symboli walki z germanizacją. Nie dla wszystkich, rzecz jasna.

Na poczcie bez zmian
Za to dobrze się mają instytucje państwowe. Kilka lat temu pisałem o Poczcie Polskiej jako jednej z nielicznych instytucji, które od czasu PRL-u nie udało się zreformować, podobnie jak kolei. Niedawno, Najwyższa Izba Kontroli uznała, że PP nie jest gotowa na działanie w ramach wolnej konkurencji, gdy w 2013 r. utraci pozycję monopolisty. Żeby było śmieszniej, mimo iż PP wydała 8 mln zł na na projekty firm doradczych, żadnego nie wprowadziła w życie. NIK podkreśla, że przy różnych przetargach, np. na zakup systemów informatycznych, działały mechanizmy korupcyjne, ale głównym problemem poczty – wg NIK – jest to, co miało jej pomóc. Dla oszczędności Poczta zamknęła ok. 400 placówek, a właśnie niedostępność usług pocztowych jest tu największym problemem.

Metropolie i peryferie
Lektura Raportu Polska 2030,z 2009 roku opracowanego przez zespół Michała Boniego ukazuje to, co rząd wprowadza w życie poza wiedzą i poza świadomością większości wyborców. Polska ma się rozwijać zgodnie z modelem „polaryzacyjno-dyfuzyjnym”, w którym „dynamicznie rośnie przewaga metropolii nad regionami peryferyjnymi. (…) Polaryzacja dochodów w wymiarze terytorialnym jest zjawiskiem naturalnym w dynamicznie rozwijającej się gospodarce.(…) Szansa relatywnie biednych obszarów polega przede wszystkim na uczestniczeniu w sukcesie najsilniejszych regionów, a nie na doraźnej pomocy w ramach polityki redystrybucji i przywilejów”.
Rząd planuje też przeprowadzenie 14 proc. Polaków ze wsi do metropolii. Już teraz rocznie ok. 30-40 tysięcy mieszkańców opuszcza wsie i małe miejscowości przenosząc się do miast. „Zachętą” ma być zamykanie szkół, poczt, likwidacja sądów, w ramach inżynierii społecznej wymuszającej zmiany sprzeczne z tym, czego ludzie chcą.
Obecny rząd Platformy Obywatelskiej nie jest w tym oryginalny. Mimo, iż za przykład podaje wielkie metropolie świata, bliższa koszula ciału. Hasło: „miasto na wieś, wieś do miasta” połączone z akcją odkułaczania wsi przez komunistów miała miejsce zaraz po wojnie. To kolejny dowód, że historia zatoczyła koło i wróciła do punktu wyjścia, tyle, że na innym poziomie.

Alternatywy
Oskubywanie obywateli odbywające się pod hasłami koniecznych reform uzasadniane jest tym, że inaczej być nie może. Jest to oczywista nieprawda, ponieważ na świecie wiele jest państw działających na zupełnie innych zasadach niż te w „naszym kręgu cywilizacyjnym”.
Weźmy za przykład kraje islamu i tamtejszą bankowość, która na obecnym kryzysie sporo zyskała: w skali światowej rynek tamtejszych finansów wzrasta o ok. 20% rocznie.
W islamie gospodarka oparta jest na założeniu, że to Bóg wszystko stworzył i do Niego wszystko należy, ludziom zaś bogactwo jest tylko użyczone. Dlatego ich powinnością jest takie jego używanie, zarządzanie i pomnażanie aby zgodne było z nakazami Boga.
Islam nie jest przeciwnikiem pomnażania kapitału, ani kupiectwa. Wprost przeciwnie. Prorok Mohamed o handlu i zysku wyrażał się pochlebnie. Chodzi o sposób, w jaki się go osiąga. Generalnie zasada jest taka: udziela się kredytu z góry określoną prowizją. Oprocentowanie, związane zazwyczaj z czasem, uznawane jest za grzeszne. Czasem dysponować może jedynie Bóg. Zwykły śmiertelnik nie może go używać do spraw świeckich zwłaszcza do zarabiania pieniędzy. Na legalny zysk trzeba sobie zasłużyć. Choćby biorąc na siebie część ryzyka związanego z handlem czy inną transakcją i dzieląc się ewentualną stratą.
Odsetki, lichwa, czyli tzw. riba w islamie są zakazane. Ścisły zakaz naliczania odsetek obowiązuje w 4 krajach: Arabii Saudyjskiej, Pakistanie, Sudanie i Malezji. W innych krajach zakaz jest mniej ścisły. Koran zna przypadki, gdy odsetek nie daje się uniknąć, ale wtedy zyski winny być przeznaczone na cele charytatywne.
Z kolei w państwie Bhutan gospodarka oparta jest na wartościach buddyjskich. Pojęcie Produktu Krajowego Brutto (PKB) zastąpiono innym: Szczęście Krajowe Brutto (SKB), co stanowi efekt prymatu duchowości nad materią, zespołowości nad indywidualizmem. Król Bhutanu stwierdził, że naturalnym dążeniem człowieka jest szczęście, wobec czego obowiązkiem państwa jest stworzenie warunków do jego poszukiwania i osiągania. Ludzie żyją tam w pewnej izolacji od świata. Nawet turystyka jest tam ograniczona tak, aby nie zniszczyć wartości duchowych i kulturowych kraju. Potencjalny turysta napotka przeszkody dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, tamtejszy rząd ustala limit zwiedzających, który jest niewielki, kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. Po drugie, opłata w wysokości 250 $ dziennie, w co wliczone są: opieka przewodnika i wyżywienie. Mimo to chętnych nie brakuje.
O ile mi jednak wiadomo, żadne z polskich biur podróży nie organizuje wycieczek do Bhutanu. Może to i lepiej.

Wydania: