Warto przypomnieć - Edmund Smoliński
Rocznik 1955. Znak zodiaku: Skorpion. Kłodzczanin od urodzenia. Ojciec dwojga dzieci: syn Radek 25 lat, córka Iga 16 lat - gimnazjalistka na ostatnim roku. Żona Beata.
Z wykształcenia rolnik, górnik i niedoszły prawnik.
- Wizytówka już jest - a teraz powiedz, dlaczego warto Ciebie Kłodzczanom przypomnieć...
- ... zacznijmy od początku. Od 1975 do 1979 roku prowadziłem fermę hodowli drobiu w Brwinowie k/ Warszawy. Po śmierci ojca w 1977 r. za namową mamy wróciłem do Kłodzka. Podjąłem pracę w Sanepidzie w Nowej Rudzie prowadząc równocześnie fermę, którą zlikwidowałem w 1980 roku.
W latach osiemdziesiątych ub. wieku centralnie prowadzona była akcja by każdy pracował w swoim wyuczonym zawodzie. Wówczas otrzymałem propozycję pracy w Urzędzie Miasta w Nowej Rudzie w branży rolniczej. Dość szybko jednak awansowałem na inspektora miejskiego w Wydziale Finansów i Planowania w Nowej Rudzie, a po rozdzieleniu tego wydziału i utworzeniu rejonów podatkowych awansowałem na stanowisko przewodniczącego Miejskiej Komisji Planowania Gospodarczego. Na tym stanowisku pracowałem do końca 1985 roku. Na początku grudnia ‘85 zostałem wezwany do Urzędu Wojewódzkiego w Wałbrzychu i otrzymałem propozycję objęcia funkcji z-cy Naczelnika Miasta Kłodzka. Funkcję tę pełniłem do 1989 roku, czyli do końca Polski „państwowej”.
- Byłeś wówczas bardzo młodym człowiekiem...
- Tak. Kiedy zostałem z-cą Naczelnika byłem najmłodszy na takim stanowisku w Polsce. Miałem wówczas 30 lat.
- Należałeś?
- Pewno pytasz, czy należałem do PZPR? (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza - przyp. red. dla młodych). Tak. Bo stanowisko, które objąłem ujęte było w nomenklaturze. Przynależność do PZPR była warunkiem i tej pracy i dalszego awansu.
- Przyszedł rok 1989. Koniec - jak to powiedziałeś - Polski państwowej i...
- i po 1989 r. przeszedłem do sektora prywatnego, czyli otworzyłem sklep odzieżowy męski przy zbiegu ulic Armii Krajowej i Tumskiej który zresztą funkcjonuje do dziś jako firma rodzinna.
- Zacząłeś od fermy, teraz jesteś znów „na swoim”...
- No tak, od rolnictwa poprzez urzędy do sklepu.
- Jakoś łatwo to powiedziałeś. Bez walki, bez żalu opuściłeś urzędy i już...
- Odpowiedź jest prosta - przyszło „nowe”...
- .... i co? Nie „zmieściłeś się” w nowej rzeczywistości? Przecież byłeś w „kwiecie wieku, w kwiecie zdolności”...
- Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale nie dostałem żadnej propozycji od tych, którzy tworzyli tę nową rzeczywistość Kłodzka.
- Może nie trzeba było czekać na propozycje a po prostu „zabrać się” z „nowymi”. Były przecież Komitety Obywatelskie w których aktywnie uczestniczyli także i „partyjni”. Nie było wówczas ważne skąd przychodzisz, ale co chcesz dobrego teraz zrobić.
- To nie było tak, że byłem całkowicie bierny. Nawet w latach dziewięćdziesiątych startowałem na radnego do Rady Miejskiej, ale nie uzyskałem głosów elektoratu, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że „jestem niepotrzebny”.
- ... ale przecież miałeś wiele atutów, młodość a jednocześnie doświadczenie i umiejętności ... przecież nawet w PZPR nie otrzymywało się stanowisk „za darmo”. Trzeba było być dobrym w swoim fachu.
- Zgadza się. Rzeczywiście nie wystarczyło mieć legitymację partyjną, aby zajmować eksponowane i odpowiedzialne stanowiska. Trzeba było mieć osiągnięcia w pracy.
- No to porozmawiajmy o Twojej pracy w latach osiemdziesiątych.
- Nadzorowałem strefę gospodarki komunalnej (jednak bez „mieszkaniówki”) w Kłodzku. W tamtym okresie wyremontowaliśmy wiele dróg, chodników, przejść, nowe elewacje otrzymały stare kamienice ... Kłodzko liczyło się na mapie Polski w kat. małych i średnich miast, czego dowodem było np. uczestniczenie w konkursie Turnieju Miast. Wówczas bardzo popularnym, a Kłodzko mierzyło się z Krotoszynem....
- Dzisiaj masz 58 lat. Dalej w kwiecie wieku (zwłaszcza w działalności politycznej) i w dalszym ciągu jesteś „niewykorzystany”...
- Myślę, że po części to moja wina. Nie angażowałem się w życie miasta, choć i tu muszę powiedzieć, że burmistrzowi Lipskiemu złożyłem propozycję współpracy...
- Co chciałeś robić?
- Chciałem zająć się tym, na czym się znam - czyli gospodarką komunalną, która jest mi znana „na wylot”.
- Jak była odpowiedź burmistrza Lipskiego?
- Powiedział, że może mnie zaprosić „na herbatę”.
- No dobrze - mamy 2014 rok. I co dalej?
- Zbliżają się kolejne wybory samorządowe. Mam zamiar wystartować na radnego miejskiego, ale przyszłość (czy powrót do pracy w urzędzie) widziałbym w dziale gospodarki komunalnej w gminie Kłodzko. Wszak teraz infrastruktura komunalna „wiejska” nie różni się od „miejskiej”. Wszystko jednak zależy od wyborców, decydentów...
- Może ktoś rzeczywiście zechce skorzystać z Twoich umiejętności nie patrząc na Twoją PZPR-owską przeszłość?
- Niektórzy są niemile widziani. Ja w PZPR byłem do końca i uważam, że zachowałem się lojalnie. Nie rzuciłem legitymacji, by „załapać się na konfitury”.
- Jak oceniasz Kłodzko i gminę Kłodzko w tych nowych czasach?
- Różnica polega na tym, że do 1989 roku władze terenowe były dyspozycyjne względem władz wojewódzkich. Musiały zmieścić się w ramach ogólnie przyjętych przez władze wojewódzkie. Dzisiaj jest lepiej, jest swoboda w działaniu. Władza samorządowa ma swobodę w działaniu. Posiada luksus pozyskiwania pieniędzy od podatników, a i też ze źródeł zewnętrznych. I może te pieniądze wykorzystać według uznania Rady. Kiedyś tak nie było.
- A czy te środki finansowe są dobrze wykorzystywane?
- Wiele działań jest na plus. Mówię to jako mieszkaniec Kłodzka. Podoba mi się również, że wsie w Gminie Kłodzko tak bardzo się zmieniły.
- A personalnie - kogo cenisz najbardziej?
- Jeżeli chodzi o menadżera - to Czesława Pogodę, jako samorządowca Ryśka Wójcika, no i cały czas poważam Ryśka Niebieszczańskiego, który jest po prostu niesamowity. Pewnie jest wielu innych, młodych, których nie znam, ale na pewno mają „gorącą krew”.
- Dziękuję za rozmowę.