Felieton Redaktora Naczelnego: O zdrowiu nieco inaczej

Autor: 
Mirosław Awiżeń

Cały czas o zdrowiu mówimy „globalnie”. O systemie wielce nam panującym, o Ministerstwie Zdrowia, o Narodowym Funduszu Zdrowia. Kto, kogo i kiedy „wpuścił w kanał”, „kto ma układy”, kto „żeruje na służbie zdowia”, kto wreszcie zarabia na niej nieprzyzwoicie. A wszystko to ogólnie, „systemowo”. Przypadek pojedynczego pacjenta, pojedynczego lekarza służy tylko „graczom politycznym i biznesowym” od wyeliminowania z gry konkurenta.
A ja chciałbym dzisiaj powiedzieć o relacji pojedynczego pacjenta do pojedynczego lekarza rodzinnego ze „swoimi” pielęgniarkami...
Mam szczęście, moja rodzina także. Opiekuje się nami pod względem zdrowotnym lekarz nie tylko z wykształcenia, ale też z powołania. Jest również solidny, a i wciąż „na bieżąco” dokształcający się. Traktuje mnie z należytym szacunkiem, odwzajemniam się mu tym samym. Nie ma problemu kolejek, nie ma problemu z wykonywaniem badań podstawowych, też laboratoryjnych. Nie ma również problemów z uzyskaniem skierowania na badania dodatkowe, badania specjalistyczne....
Przepytuję się moich znajomych: czy u was tak samo? Czy też nie narzekacie na „swojego” lekarza rodzinnego?
Noo, może nie z takim uszanowaniem jak moje, ale w zasadzie nikt nic złego do „swojego” lekarza rodzinnego nie ma.
Na swoim przykładzie mógłbym stwierdzić: podstawowa opieka lekarska działa dobrze. „Schody” zaczynają się piętro wyżej; ze specjalistami to już nie jest łatwo ... tu wchodzą w grę różnego rodzaju limity, ten ma, ten nie ma, temu się skończyły, ten jeszcze nie dostał..... Byłem również na leczeniu szpitalnym(w dwóch szpitalach w powiecie kłodzkim). Nie narzekam na obsługę. Wyszedłem w miarę zdrowy z zaleceniami na tyle skutecznymi, że nie ma powodu, bym tam wrócił „do poprawki”.
I takie są moje kontakty „ze służbą zdrowia”.
Chętnie zamieszczę spostrzeżenia w tym względzie Czytelników.

Wydania: