Na kłopoty pijmy cydr

Autor: 
Jan Pokrywka

Bywa, że u nas jabłka rosną przy drodze i walają się po ziemi, niczym pomarańcze w krajach południowych. Można je zbierać za darmo i jeść, ale nikt tego nie czyni, jeśli nie liczyć wyjątków, które i tu i tam się zdarzają. Ot, taka lokalna pospolitość jak nasz tradycyjny agrest, wiśnia, czy porzeczka, które znikają ze sklepów na rzecz owoców egzotycznych, z wielu powodów pod względem zdrowotności o wiele gorszych i – co tu dużo mówić – niesmacznych. Całkiem zniknęła brukiew – symbol nędzy i pasternak, a przecież warzywa to również zdrowe i smaczne.
Zasada bowiem jest taka, że najlepsze jest to, co w danym środowisku jest typowe, a mądrości natury nie zmienią hasła reklamowe i marketing.
Okazuje się jednak, że być może jabłka mamy jeść pod przymusem, bo mamy ich nadmiar. Co więcej, jabłka – snujmy dalej te rozważania – mogą przyjąć formę zapłaty za pracę zamiast pieniędzy, a w każdym razie może w jakiejś części. W końcu coś trzeba z nimi zrobić, a najgorsze, że jakoś trzeba ukoić gniew sadowników, którzy jabłek (i nie tylko) nie mogą sprzedać do Rosji, jak to zwykle czynili, bo na Rosję nałożyliśmy sankcje. Na prawie całą żywność zresztą.
Nasz rząd, a ściślej – rządząca w Polsce polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza działa w interesie..., no właśnie, czyim? Nakładamy sankcje w imię cudzych interesów, mając w d.... własnych obywateli. Co gorsza, państwo ingeruje w domenę działalności gospodarczej osób i firm prywatnych zakazując sprzedaży, do firm często prywatnych, których jedyną winą jest to, że znajdują się na terytorium określonego państwa. W rezultacie polskie firmy tracą rynek zbytu, ograniczają zatrudnienie, często całkowicie, bo bankrutują i nic temu nie zapobiegnie. Nie tylko zresztą sadownicy, traci transport, a wkrótce wiele innych branż na zasadzie domina.
Rząd w osobie ministra rolnictwa opowiada bajki jak to wystąpi do Komisji Europejskiej o odszkodowanie i może wystąpi, tyle, że nic z tego nie wyniknie. Jeżeli nawet KE je przyzna, może nie będzie już komu go wypłacić.
A poza tym, pochwalił się minister Sawicki, nasz eksport wołowiny do Japonii wart 100 mln $ rocznie. Na 100 mln $ wyceniany jest jeden piłkarz Barcelony Leo Messi. Aż strach pomyśleć jak się ma wartość całego naszego eksportu wołowiny do wartości całej drużyny ze stolicy Katalonii. A przecież to nie jedyny drogi klub na świecie. Ot takie bajki.
A pamiętacie jak wysłaliśmy nasze oddziały do Iraku, gdzie mieliśmy odnieść nie tylko zwycięstwa ale i korzyści: mityczne wielkie kontrakty i szyby naftowe. Tak samo jest teraz, na sankcjach tracimy sami, a wojny z Rosją nie wygramy, bo jak obliczył jakiś analityk wojskowy, taka wojna trwałaby coś około kwadransa. Najgorsze, że do sankcji przyłączyła się prowadząca z Rosją niejawną wojnę Ukraina i wymierzyła sankcje w nas, ustanawiając embargo na mięso z Polski, a grozi jeszcze zakręceniem gazu.
Ma to jednak i tę dobrą stronę, że w wyniku sankcji żywność u nas stanieje. Z jabłek można zrobić cydr, ale ten objęty jest akcyzą taką jak piwo, kosztuje więc więcej. Mówi się więc o obniżeniu tego podatku. Było trochę długo, teraz będzie krócej.

Akcje i reakcje
Polskojęzyczna rozbójnicza wspólnota doskonale potrafi jedno: grabić własnych obywateli pod byle pretekstem. Właśnie wymyślono podatek od obrazów na ścianie. Na razie brzmi to śmiesznie, ale może być strasznie.
W 2003 r. powstał tzw. wywiad skarbowy. Co prawda jak dotąd niczym specjalnym nie zaimponował, choć z pewnością sporo kosztuje, ale jest niebezpieczny. Nawet bardziej niż inne spec-służby, gdyż ma nieograniczone prawo do ingerencji w konstytucyjne wolności do komunikowania się, a po spełnieniu kilku drobnych warunków może także kontrolować listy i inne przesyłki oraz zakładać podsłuchy. Co gorsza, osoba objęta kontrolą operacyjną (tak to się ładnie nazywa) nie ma dostępu do materiałów we własnej sprawie. Agenci skarbowi mogą także użyć broni palnej i innych środków przymusu bezpośredniego; o ile np. w przypadku ABW warunki użycia broni i in. są jasno określone, o tyle w przypadku wywiadu skarbowego – już nie.
No proszę, najbardziej fantastyczne scenariusze zaczynają się sprawdzać.

Węgry nadal przodują
Sankcje przeciwko Rosji, jak to u nas się przedstawia, są sankcjami całej Unii, a to nieprawda. Węgry na przykład sankcji nie uchwaliły, bo jak powiedział premier Wiktor Orban – działa on w interesie Węgrów.
Tak w ogóle to Węgry znajdują się na początku drogi do określenia kształtu państwa. Zdaniem Orbana, Węgry nie będą państwem ani liberalnym ani opiekuńczym według zachodnich schematów. Jakim więc będą? Na razie trwają poszukiwania „trzeciej drogi”, a wzorce poszukiwane są w Singapurze, Chinach, Rosji i Turcji. Ostatnio, w wystąpieniu w Siedmiogrodzie, premier Orban ogłosił, że „rząd robi sobie przerwę w liberalnej demokracji”. Na Zachodzie zawrzało.
Za to lewica dostała szlaban na pieniądze pochodzące z tzw. Norweskiego Mechanizmu Finansowego i Europejskiego Obszaru Gospodarczego w wysokości 140 mln euro. Kontrola wykazała, że Fundacja Partnerstwo dla Środowiska, która otrzymywała te środki przeznaczała je na finansowanie lewackich partii opozycyjnych. Rząd zawiesił te granty. (Ciekawe, co wykazałyby kontrole polskich NGO?)
Na koniec najważniejsze: trwają przymiarki do obniżenia podatku dochodowego poniżej 10%, co ma nastąpić do 2018 r. Na Węgrzech, nie w Polsce.

Co komu wolno?
Cichnie medialna burza wokół incydentu w siedzibie MSZ, gdy Janusz Korwin-Mikke spoliczkował Michała Boniego. Głosom oburzenia nie było końca. Rzecz jednak w tym, że podobne incydenty zdarzały się a słów krytyki nie było. Ani wtedy, gdy Władysław Frasyniuk pobił posła LPR w poczekalni TVP Wrocław, ani wtedy, gdy poseł Niesiołowski chciał przywalić Ewie Stankiewicz ale mu nie wyszło. Wyszło za to przywódczyni polskich feministek Kazimierze Szczuce walnięcie z piąstki reportera, gdy ten się ośmielił zadać jej niewygodne pytanie. Ostatnio zaś w Polsacie-news transwestyta Rafalala, przypominająca sylwetą syberyjskiego drwala, nie mogąc bezpośrednio w pysk, walnęła szklanką z wodą w Artura Zawiszę (tego od narodowców). Ta/ten sam/a Rafaela wsławiła się pobiciem jakiegoś faceta, bo ten nie chciał wynająć jej/jemu mieszkania. Prowadząca program pani o nazwisku bodajże Gozdyra nie bardzo dawała sobie radę, za to w kolejnych programach komentujących ten incydent, całą winą za oba zajścia obarczyła Zawiszę i tego agenta nieruchomości.
Jak widać – nie ważne co, ważne kto. Wszystko można byle robił to swój.

Legia
Miało być o czym innym a będzie o sporcie, o Legii konkretnie. Co się stało – wiadomo. Z grubsza chodzi o to, że w rewanżowym meczu eliminacyjnym do ligi mistrzów w drużynie Legii wystąpił zawodnik nieuprawniony do gry, za co UEFA, zgodnie z przepisami, ukarała Legię walkowerem 0:3. W dwumeczu padł remis 4:4 (pierwszy mecz wygrała Legia 4:1) ale w przypadku równej ilości bramek, ta strzelona na wyjeździe liczy się podwójnie, więc dalej awansował Celtic.
Pomijam kwestię, czy UEFA mogła postąpić inaczej, bo nie znam, a i nikt chyba w Legii nawet nie zna przepisów regulaminu rozgrywek, choć zakładam, że korporacja sportowa zostawia sobie dla swoich jakieś furtki. Pomijam kwestię, że mogła to być ustawka pod zakłady bukmacherskie. Nie w tym rzecz, jak się idzie do szulerni grać w pokera to trzeba zakładać, że będą oszukiwać. Nie chodzi nawet o charakterystyczny polski minimalizm, bo Legia mogła wygrać wyżej i walkower by jej nie zaszkodził. Chodzi o to, że sprawa ta pokazuje jak w soczewce całe nasze państwo.
Po pierwsze – niekompetencja. Można się dziwić, że w klubie z 120-milionowym budżetem nie znalazł się nikt, kto przeczytałby ze zrozumieniem i zapamiętał regulamin rozgrywek. Ale mniejsza z tym, bo klub jest podobno prywatny, choć tak nie do końca. Gorzej, że niekompetencja występuje najbardziej w instytucjach państwowych. Przykłady zna każdy, więc sobie daruję. Przypomnę tylko, że niekompetentni prawnicy kompromitują nasz kraj w przegrywanych seriami sprawach przed Trybunałem w Strasburgu.
Po drugie – kumoterstwo i nepotyzm. Nie wiem, czy pani o nazwisku Ostrowska jest czyjąś żoną, znajomą, krewną czy kochanką, ale to ona jest kierownikiem drużyny co tam określa się mianem managera. Pal licho nawet to, że ktoś jest nad nią. Ale gdy klub zakupili panowie Leśniodorski-Mioduski, poprzednią ekipę wypieprzyli i zatrudnili nową, ze skutkami jak widać.
Po trzecie – cwaniactwo, postawa, że jakoś to będzie, da się oszukać. I przeważnie daje, tyle, że w Polsce. Poza nią są już cwaniacy większego kalibru, przed którymi nasi robią w pory.
Te same mechanizmy działają w instytucjach państwowych, które stały się żerem dla politycznych gangów, rodzin i środowisk. Powstała nowa klasa próżniacza będąca częścią zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym, żyjąca ze zrabowanych reszcie społeczeństwa pieniędzy.
Przykład Legii jest jednak budujący. Panujący tam porządek, jest i tak o wiele lepszy niż w naszym nieszczęśliwym państwie. Ale największa różnica to ta, że na jej mecze można chodzić i płacić za bilet lub nie. W przypadku państwa nie mamy tego wyboru. Musimy tu żyć. Dlatego trzeba obalić panujący w nim porządek i wszystko odbudować od nowa.

/Autor jest członkiem „Nowej Prawicy”/

Wydania: