Po wyborach a przed świętami

Autor: 
Jan Pokrywka

Można powiedzieć, że wreszcie spokój ale czy na pewno? Mamy nowego burmistrza – p. Michała Piszko, mamy radnych, już niekoniecznie nowych. Czy nowy burmistrz będzie lepszy od poprzedniego – nie wiadomo, czas pokaże.
W kampanii wyborczej często poruszano kwestię zadłużenia miasta, w tym przypadku przez burmistrza dotychczasowego, a zarzut ten stawiała PO udając, że nie wie, iż wszystkie miasta, a także te, gdzie PO rządzi, a może zwłaszcza te, zadłużone są ponad miarę i tylko dzięki kreatywnej księgowości nie pojawili się tam jeszcze komisarze i komornicy. Bo też każdy samorząd, chcący korzystać z unijnych dotacji musi się zadłużać, bo sam nie jest w stanie zgromadzić wkładu własnego i w tym jest pułapka.
Od samorządu zależy wiele, ale i samorządy są emanacją sił wyższych, skupionych na poziomie wojewódzkim i ogólnokrajowym, bo tam zapadają kluczowe decyzje. Niewiele da się zmienić na dole bez zmian na górze. Ludzie, w wyniku propagandy sądzą inaczej, a później są rozczarowani.
Za to wzrasta rozczarowanie demokracją, w którą wierzy coraz mniej osób. Mnie rozczarowanie nie dotyczy, bo ultrasem demokracji nie jestem, czemu na tych łamach niejednokrotnie dawałem wyraz. Niezależnie od tego, czy I tura wyborów sfałszowana została naprawdę, czy tylko na niby (jedna z sondażowni podała, że 59% badanych, a więc więcej, niż do wyborów poszło, jest przekonana, że wyborów nie sfałszowano), ludzie zaczynają mieć już jej dość. Dziwują się na przykład, dlaczego PiS, choć dostał więcej głosów, w efekcie otrzymał mniej mandatów?
Odpowiedź jest oczywista i też na ten temat wielokrotnie pisałem opowiadając się za ordynacją większościową w jednomandatowych okręgach wyborczych. W ordynacji zwanej proporcjonalną, do przeliczenia stosuje się pewnego rodzaju algorytm, pomyślany tak, aby „tak czy owak – sierżant Nowak”, więc w wyniku czego jest jak jest.
W przypadku JOW-ów, w wyznaczonych okręgach wygrywa jeden kandydat – ten, który otrzymał najwięcej głosów. Tak jest najprościej i najsprawiedliwiej. Ordynacja wyborcza powinna być tak prosta, jak prosty powinien być system podatkowy. Niestety, jest inaczej.

Niewolnictwo
Jednakże to, co może mieć wpływ na wynik wyborów, a na co zwracają uwagę niektórzy komentatorzy to swoisty petentyzm, czy jak kto woli - klientyzm społeczeństwa wobec władzy. Państwo socjalistyczne, a w tym kierunku zmierza Polska wraz z całą UE, obejmując w posiadanie coraz to nowe obszary życia stało się taką quasi korporacją. Żeby dobrze żyć, trzeba mieć układy w urzędach (w szeroko rozumianym pojęciu). W wyborach mamy ten układ w znaczeniu podwójnym. Z jednej strony, spora część elektoratu w taki czy inny sposób powiązana jest z panującym układem więzami rodzinnymi, pracowniczymi, towarzyskimi, czerpie z tego korzyści i nie jest zainteresowana zmianami. Co więcej, to oni znajdują się w większości w komisjach wyborczych i mają kontrolę i wpływ na wyniki głosowania. Zwłaszcza, o czym trzeba pamiętać, urzędy są największymi, najbardziej stabilnymi i najlepiej płacącymi pracodawcami.
Z drugiej strony mamy obszar neo-niewolnictwa – o czym donosi raport australijskiej fundacji „Walk Free Foundation”, według której Polska zajmuje niechlubne pierwsze miejsce w Unii Europejskiej w ilości tak zwanych „nowoczesnych niewolników, których jest u nas prawie 72 tysiące. Wg badań panująca w Polsce bieda spycha ludzi w bezdomność zmuszając do niewolniczej pracy z zarobkami niepokrywającymi podstawowych potrzeb życiowych. To rodzi kolejne patologie. Wszystko to ma związek z korupcję: im w danym kraju jest ona większa, a instytucje państwa działają gorzej, tym łatwiej i szybciej rozwija się w tym miejscu niewolnictwo.
A niewolnik nie podejmuje racjonalnych decyzji. Zwłaszcza wyborczych.

Gdzie jest złoto?
Oto kilka informacji, które powinny otrzeźwić zbyt gorące głowy naiwnie, bo ze zbytnim optymizmem, patrzące na pozycję Polski w świecie. Bo z jednej strony mamy „prezydenta Europy” Tuska, ale z drugiej...
Watch dog Global Financial Integrity, specjalista od światowych przepływów kapitału opublikował doroczny raport, wg którego Polska należy do światowej czołówki, z których nielegalnie transferuje się kasę. W latach 2002-2011 wyprowadzono z Polski 150 miliardów zł, z czego tylko w 2011 – 30 mld zł, ale za to już całkiem legalnie wyprowadzon w 2013 r. 82 mld zł.
Na swojej stronie prof. K. Rybiński opublikował tekst pod wszystko mówiącym tytułem „Gdzie jest, ktokolwiek widział? Polskie złoto!”, pisząc, iż „wg sprawozdania NBP „za 2013 roku, wartość rezerw walutowych Polski utrzymywanych w złocie wyniosła na koniec roku 12 mld złotych, wobec 17 mld zł rok wcześniej”. Tyle, że w raporcie na temat przyczyny takiego spadku aż o 5 mld zł nie ma nic.
W tym samym czasie „kilka krajów planuje dokonać audytu złota zdeponowanego w USA lub w Wielkiej Brytanii, Holandia sprowadziła 120 ton złota z depozytu w Rezerwie Federalnej z powrotem do kraju... Front Narodowy, który może przejąć niedługo władzę we Francji wezwał Bank Francji do zabrania francuskiego złota z USA”.
Profesor apeluje o przeprowadzenie „audytu naszych zasobów złota w lokalizacjach, w których jest przechowywane, czyli w większości (całości) prawdopodobnie w Wielkiej Brytanii ... a jeżeli Brytyjczycy (lub ewentualnie Amerykanie) odmówią udostępnienia złota do wglądu naszym audytorom (a podobno tak Amerykanie potraktowali Niemców), to wtedy nasze złoto trzeba sprowadzić do kraju w całości”.
Również Państwo Islamskie planuje wprowadzenie standardu złota, ale dosłownie – ma być siedem typów monet: dwa złote, trzy srebrne oraz dwa miedziane z określoną zawartością kruszcu (nie będą to więc tzw. pieniądze zdawkowe). Najdroższa moneta (wg obecnych stawek kruszcu) mieć wartość 694 $, a najtańsza 7 centów.
Czy jest to początek powrotu do parytetu złota i koniec pieniądza fiducjarnego? Wiele na to wskazuje. A jeżeli tak, to czeka nas zamieszanie. W takim przypadku „kołem ratunkowym” może być pieniądz lokalny, którym, już dawno temu, interesował się Bogusław Szpytma. Szkoda, że jako burmistrz nie zrobił nic w tym kierunku.

Idą święta
A więc czas refleksji, nie tylko nad marnościami tego świata, które zaprzątają większą część naszej uwagi, czego zresztą, ten tekst jest najlepszym dowodem, ale nad wyższością ducha nad materią. W praktyce często jest to czas wyjątkowego obżarstwa, które nie służą zdrowiu. Wszyscy to wiedzą, ale też i jedzą. Dlatego nie będę apelował o jakąś spec-dietę ale o powolne jedzenie i delektowanie się smakiem. O jakieś ograniczenia próżno chyba apelować, ale jeżeli już, to o ograniczenie potraw z mąki pszenicznej, jako wyjątkowo szkodliwej, bo to już inne zboże niż to jakim było w przeszłości. W wyniku wielowiekowych hodowli została zmodyfikowana pod względem genetycznym, choć nie w takim znaczeniu, w jakim rozumiemy GMO.
Dobrze też, jeśli już nie unikać, to ograniczyć spożywanie słodkich, gazowanych i zimnych napojów. nie chodzi tylko o szkodliwe dla zdrowia składniki chemiczne, lecz też i o to, że w większości są one produkowane z wody surowej, a więc mającej efekt wychładzający organizm, co zimą jest szczególnie niebezpieczne.
Szkodliwość potraw z białej mąki, cukrów i innych składników chemicznych zawartych w tych napojach kolorowych, jest większa w połączeniu z innymi składnikami, zwłaszcza z białkiem i tłuszczami, a co jest główną przyczyną zaburzeń matabolicznych, a w konsekwencji róznych chorób i otyłości.
Im dłuższe żucie każdego kęsu, tym lepiej. Dłuższe żucie tym szybsze i większe uczucie sytości, je się mniej ale też lepiej przebiega trawienie, co przy zwiększonej konsumpcji ma istotne znaczenie.
A zatem, Wesołych Świąt i do następngo, oby lepszego, roku.

Wydania: