Strzelnica. Myśliwy

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Przyznam się Szanownym Czytelnikom, że program MON dotyczący budowy strzelnic „Strzelnica w powiecie”, który ruszył w styczniu tego roku - niezmiernie mnie zdziwił. Ministerstwo Obrony Narodowej jest zdania, że wspieranie organizacji proobronnych, popularyzacja strzelectwa sportowego, proobronnego oraz myślistwa skutecznie zachęci młodych ludzi do służby w wojsku. Jak to ładnie ujął Wiceminister: „Wierzymy, że będziemy budować rezerwy osobowe Polskich Sił Zbrojnych”. Ja pozwolę sobie nie zgodzić się i dodać od siebie, że jest to działanie wysokiego ryzyka, które przy okazji ułatwi budowanie tzw. „ciemnej rezerwy osobowej” (czyt. świadka przestępczego, które w sposób jak najbardziej naturalny szkolić będzie swoje umiejętności na tychże strzelnicach). Skąd tak pesymistyczne myśli? Ano stąd, że strzelnice mają być otwarte dla wszystkich. Jak dotąd nie słychać, aby MON miało w planach legitymowanie przed wejściem na obiekt. Zresztą takie działanie nie da gwarancji, że ktoś, kto przyszedł sobie postrzelać nie jest przykładowo recydywą. Wyjątek stanowić może jedynie osoba poszukiwana listem gończym. Nie wyprzedzajmy jednak faktów. Samorządowcy uważają, że strzelnice będą się cieszyły dużym zainteresowaniem. Tak naprawdę strzelnice to tylko element całego „projektu zbrojnego”, dookoła nich powstanie także zaplecze do szeroko rozumianego survivalu i innych aktywności dla społeczności lokalnych. Swoją drogą, brzmi groźnie. Moja nader wybujała wyobraźnia podsuwa mi obrazki rodem z „dzikiego zachodu”, gdzie sąsiad od sąsiada egzekwuje „prawo” gnatem. Tak, wiem, poniosło mnie. Chociaż z drugiej strony czy, aby na pewno moje myśli zbytnio pogalopowały? Politycy Kukiz’15 chcą ułatwień w dostępie Polaków do broni. Projekt nowelizacji ustawy o broni i amunicji ich autorstwa zakłada m.in., że pozwolenie na broń wydawać będą starostowie lub prezydenci miast, a nie jak obecnie policja. Pozwolenia na posiadanie broni miałyby być podzielone na poziomy dostępu, związane z poziomami kompetencji właściciela broni – im jest ona większa, tym więcej rodzajów broni może mieć. Gdyby nie daj Boże, ta ustawa przeszła, z moimi kompetencjami (ich poziomem) nie mogłabym liczyć nawet na pozwolenie na zakup pistoletu na wodę. Dlatego też Drodzy Czytelnicy, postanowiłam działać zawczasu i złożyłam wniosek o przyjęcie mnie na staż w pobliskim kole łowieckim (rzecz jasna to tylko przykrywka). Staż jest dwunastomiesięczny, w tym czasie jako kandydatka na myśliwego poznam wszelkie aspekty łowiectwa. Zintegruję się z członkami koła, będę brała czynny udział w działalności koła, budowie urządzeń łowieckich, dokarmianiu zwierzyny, polowaniach w charakterze naganiacza lub obserwatora etc. Podczas szkolenia zdobędę wiedzę teoretyczną i praktyczną, po czym zdam egzamin i będę miała prawo do posiadania myśliwskiej broni palnej. Kto wie, może poszerzę swoje uprawnienia o możliwość polowania na wszystkie gatunki łowne w Polsce. W takim przypadku trzeba zdać egzamin po wcześniejszym odbyciu kursu dla selekcjonerów. Do całej sprawy podchodzę nader poważnie – kupiłam sobie zgrabny myśliwski uniform w pepitkę, kapelusz z piórkiem oraz obowiązkowo posrebrzaną piersiówkę, którą wypełniłam przednim koniakiem. Zastanawiam się także nad kupnem psa, ale mam z wyborem nie lada dylemat. Czy wybrać aportera, który nie poluje tylko raczej współpracuje z myśliwym? Czy psa gończego, który jest niezwykle wytrzymały oraz odważny? Albo dzikarza przeznaczonego na polowanie na dziki? A może płochacza, którego zadaniem jest wyszukiwanie i wypłaszanie ptactwa oraz zwierzyny zdobnej z zarośli? Czy może raczej norowca wypłaszającego z nor lisy i króliki bądź posokowca z doskonałym węchem? Brak zdecydowania w tym temacie strasznie mnie męczy, by o tym nie myśleć skupiłam się na integrowaniu się z kolegami – niestety przeważają głównie seniorzy, tak więc integracja jest zdecydowanie ograniczona. Co się jednak nie robi dla wzniosłych celów.

Wydania: