Jesień w Różanym Dworze … retrospekcje z COVID 19 w tle, a też wierni laureaci nagrody Imienia Róży, wielka proza i poezja, grzybobrania, świerszcze w kominie i o motylu, co na biurku usnął snem wiecznym
Jesień, polska jesień i tyle znaczeń ile słowo pomieścić może w swych dawnych i współczesnych zapisach naszej historii. I przeminęła jesień Czasu Pandemii.
Chińska klątwa mówi „Obyś żył w ciekawych czasach’’. We wspomnieniach Sir Hughe Montgomery Knatbull-Hugessen – brytyjski ambasador w Chinach, (opublikowanych w 1949 r.) napisał, że zanim wyjechał z Anglii na placówkę dyplomatyczną do Chin (1936), przyjaciel powiedział mu o tej chińskiej klątwie. Wcześniej Sir Austen Chamberlaine w liście do przyjaciela napisał, że usłyszał to przysłowie od dyplomaty brytyjskiego w Chinach z adnotacją, że jest to jedno z głównych przekleństw chińskich rzuconych na wroga. Po raz pierwszy przysłowie przytoczone zostało publicznie przez Sir Josepha Chamberlaina podczas przemówienia w 1898 roku. Tak więc podawane z ust do ust przysłowie chińskie funkcjonuje w obiegu dzięki Brytyjczykom. Jednak nie o proweniencję lecz o ważności przekazu rzecz cała. Bowiem głęboka prawda i mądrość płynie z owego zapisu. I mamy oto ciekawe czasy i zanurzeni jesteśmy w rzeczywistości po uszy. A owe ciekawe czasy nie kończą się nagle, tylko ewoluują i trwają. To jak wielkie falowanie. Jak okręt na wzburzonym morzu i nigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie ta wielka fala, która może nas zatopić. A nasza rozwaga i życiowe mądrości na nic się tu zdadzą, bowiem wszystko rozgrywa się bez naszego udziału i wpływu na to co przyniesie jutro. I co możemy uczynić.
Moja droga na zły czas, to... dom. Spokojny dom. Pomimo wszystko. Dom, gdzie wszystko usypia podczas burz i wichrów. Dom, gdzie płynie czas jak leniwa rzeka. Klimat co daje moc przetrwania. Stare meble i książki, listy sprzed lat przewiązane różową wstążką. Myśli spokojne i wiele pokory w przyjmowaniu trudnych spraw i trudnych słów.
A za oknem wiewiórki tańczące wesoło na gałęziach orzechowca, szpaki na drzewach karmione troską o przeżycie, objadające pozostawione na drzewach jabłka. Karmniki dla zwierząt z ziarnem i chlebem. Pies śpiący przy nogach, gdy piszę nocą. Jesienne granie świerszczy za kominem. Motyl na biurku powoli śniący swój wieczny sen. Jesienne grzybobrania, leśne ostępy i smażenie słodkich konfitur. Z dala od zgiełku. Zaścianki, przysiółki i jesienny wiatr, jak w starym moim wierszu.. W ziołach, w ziołach wiatr szeleści przedwieczorne śpiewa pieśni
Wolany 4 września 2006
Wieczór ciepły i świerszcze grają
W Ziołach
w Ziołach
w Ziołach
Wiatr szeleści
przedwieczorne
śpiewa Pieśni
O Lecie co minęło
właśnie
O świerszczach
co bajają Baśnie
Zanim wszystko Zimą
W zapomnieniu zaśnie
Odpływają gdzieś troski i powraca spokój, serdeczność życia zwyczajnego i tak niezmiernie ważna... radość z rzeczy wielkich, małych i tych maleńkich. A ona krzepi i siły daje i moc. Wracają do Różanego Dworu Goście zacni, co wcześniej gościli i nowi, co z opowiadań znają, a dotknąć chcą tych chwil i przyjąć udział w tym dziele wspólnym. Wracają laureaci nagród Imienia Róży.
Dniem upalnym wrześniowym zagościła Poezja wraz z Rodziną Stasiewiczów. Viola i Oskarek słuchali pilnie, zajadając się ciastem biszkoptowym z galaretą i wyspą bitej śmietany, a Jerzy Stasiewicz laureat najwyższego wyróżnienia Różanego Dworu – nagrody Imienia Róży przywiózł do Różanego Dworu nowy almanach roku 2020 Konfraterni Poetów w Krakowie pod redakcją sławnego Jacka Lubarta-Krzysicy – ikony Piwnicy pod Baranami i możnowładcy Literatury Królewskiego Miasta Krakowa. Tytuł tej małej, cennej książki to „Zagubieni w domu” – zbiór myśli i uczuć poetów czasu Pandemii Koronawirusa. To dotknięcie nieznanego podarowało literaturze polskiej dziwny obraz dni. Tego jeszcze nie było, a jednak nadeszło... tak inne i oryginalne jak każdy z nas. Książkę rozpoczyna wiersz Wisławy Szymborskiej „Klucz’’. A ja polecam z sił całych Państwu tę książkę z manifestującym się w wierszu noblistki przesłaniem – przestrogą. Napisane przed laty, a jakże aktualne dzisiaj. Tak bardzo żałuję, że nie ma w tym zbiorze mojego tekstu pieśni – Dwie Damy, napisanego do tej książki z intencją. Dzwonił dnia któregoś Jacek Lubart-Krzysica i prosił by przesłać, a ja... nie zdążyłam. I tak bardzo żałuję, że codzienne krzątanie za chlebem sprawiło, że nie mogę czytać swojego wiersza napisanego czarnymi, małymi literami na śnieżnobiałej i gładkiej skórze papieru. Na okładce nocna, cudna i pełna tajemnic krakowska uliczka, która ujawni Czytelnikom tyle zagubień i wzruszeń wiosny 2020 roku. Życzę dziełu temu, aby tłumaczone było na języki świata i zawędrowało na szczyty i pod strzechy w dolinach.
W pewien ciepły październikowy wieczór odwiedzili Różany Dwór zacni goście. Sebastian Sikora – dyrygent i dyrektor artystyczny chórów „Con Grazia” i „Cantiamo Tutto”. Absolwent Międzynarodowej Wyższej Szkoły Logistyki i Transportu we Wrocławiu oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a także Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego w Kaliszu na kierunku Edukacja Artystyczna w zakresie Sztuki Muzycznej o specjalności dyrygentura chóralna. Sebastian jest laureatem wielu nagród ogólnopolskich i wyróżnień. Pracuje z wielkimi grupami muzyków i wokalistów. Sebastian jest Prezesem Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Animatorów Kultury „Kulturalny Koneser”. Obecnie w najbliższych planach ma doktorat z dyrygentury. Człowiek renesansu, potrafiący gromadzić twórców i wykonawców w imię muzyki scenicznej. Zagościł też Marcin Szczepankiewicz, pianista i kompozytor utworów na fortepian, komponujący też wspaniałą muzykę do moich wierszy. Gośćmi wieczoru byli też Danuta Szczepankiewicz – wokalistka, Krzysztof Grzegółka, Monika Burzec i Michał Jelonek. Pośpiewaliśmy w salonie...tak z serca i duszy, powspominaliśmy dawne czasy i drogi nasze twórcze, a też wśród marzeń snuliśmy wspólne plany na przyszłość. Wieczór ciepły i ciepłe wspomnienia. Prawdziwy Przyjaciół Krąg. Tortem wszyscy się raczyli, miód i wino pili...
Złotym, jesiennym dniem w samo południe przyjechała Anusia Brzeska – poetka polska, obecnie doktorantka Uniwersytetu Wrocławskiego. Przy różanej herbatce, na balkonie otulonym winem czerwonym od upału i jesieni, tak się zagadałyśmy o świecie i wielkiej kulturze, że słońce powoli za las się schowało. Piękne to chwile.
A ile książek w bibliotece przybyło jesienią. Wanda Dusia Stańczak, prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich w Warszawie i animatorka Kabaretu Pół-Serio przysłała nową antologię SAP – Klinika Strachu. Rzecz cała o pandemii, a ona świadomie lub nieświadomie narodziła... wiersze i prozę. W antologii znajduje się mój tekst prozatorski – Pełnia Różowego Księżyca, czyli Pierwszy Zmierzch Ziemi, a też opowieść o gołębiach i sokołach na kościelnej wieży. Prezes Związku Literatów Polskich na Dolnym Śląsku – Kazimierz Burnat przysłał nową antologię ZLP – Słowo – jest czynu testamentem; (Wrocław – Polanica Zdrój 2020). W antologii tej znajduje się rozdział mojej książki – Żebrak i Pies (2015) pt. Leonardo i teoria spadania, oraz wiersz – Batyskaf.
Bywalec salonu literackiego Różany Dwór – Henryk Grzybowski przysłał dwa opowiadania jeszcze niepublikowane – Mapa i Dzwony. Wielkie to zaufanie pisarza, aby tekst, który jeszcze nie ukazał się drukiem posłać innemu twórcy. I to jest piękne... tacy jesteśmy. I to jest cenne ponad wszystko... to zaufanie i świadomość wspólnej drogi. Opowiadania Henryka Grzybowskiego to najwyższa półka pod względem merytorycznym i lingwistycznym. Piękna polszczyzna i finezja w zabawie słowem. Myślę, że autor po publikacji kilku swoich opowiadań, niejednego z nas zaskoczy. A ja, jestem bardzo dumna, bo namawiałam Henryka aby Czas Pandemii wykorzystał w sposób intelektualny i ukazał swój talent. Gdy książka będzie już ukończona z wielką radością napiszę recenzję.
A na deser... z największą radością mam zaszczyt powiadomić Państwa, że biblioteka Różanego Dworu ma już w swoim posiadaniu dwie cenne pozycje wydawnicze podarowane przez Krystynę i Mirosława Awiżeniów. Z wdzięcznością przyjęłam.
W domu, dniem w ciszy gabinetu i nocą w ciszy sypialni czytałam wielką prozę Mirosława Awiżenia – DOBRZE – TRZEBA ŻYĆ! Twarda poezja życia prawdziwego. Książka głęboko porusza prawdą i szczerością. Do bólu... odsłania człowieka, którego przecież znam od 40 lat. Człowieka, którego cenię za pracę pozytywistyczną u podstaw. Dzień po dniu budowanie przestrzeni kulturalnej naszego regionu. Zdało mi się, że... znam. I nagle, czytając zrozumiałam i dotknęłam czegoś nieuchwytnego. Zjawiskowa proza, gubiąca wszelkie normy zapisów. Prawdziwa. Nieprawdopodobnie prawdziwa i odważna. Wyzwolona z wszelkich konwenansów. Mądra i intrygująca swym zapisem prowadzonym w formie... pamiętnika jednego roku. To 365 dni z życia człowieka myślącego. Rok 1985 od czerwca do czerwca 1986 roku. Prowadziłam kiedyś dawno temu we Wrocławiu spotkanie autorskie pewnej poetki z Warszawy. Wiersze były o miłości – temacie wiernej i niewysychającej nigdy rzeki. A każdy w wierszy nieco inny w metaforach, porach dnia czy roku. I stała się rzecz niebywała, siedzący na sali prezes Związku Literatów Polskich na Dolnym Śląsku – Andrzej Bartyński zadał autorce jedno pytanie... po co pani pisze ? Zastygło powietrze i słychać było jakąś mizerną muchę. Autorka zaniemówiła. Przyznam, że ja też. Spojrzałam na poetkę w nadziei uratowania sytuacji. I już po chwili wiedziałam, że nie mogę pomóc, bowiem pytanie skierowane było tylko do poetki. Nie powiem co było dalej... jednak utkwiło to w mojej pamięci jak drzazga. Tyle już lat minęło, a zdaje mi się, że to zaledwie wczoraj. Czytając pamiętnik Mirosława można zadać wielu, wielu innym to samo pytanie... dlaczego pan lub pani pisze ? Bowiem od autora pamiętnika uczyć się można prawdy i słowa. Czyste słowo.
Michał Rusinek sekretarz naszej noblistki Wisławy Szymborskiej mawia, że „każdy przymiotnik osłabia znaczenie rzeczownika. I po prawdzie... po co tyle zbędnych słów, jeśli to co najważniejsze można wyrazić jednym. Ono przemawia z ogromną siłą. Jest pełne ekspresji. Interpunkcja i wszelkie znaki zapisu, jak i konstrukcja graficzna utworu... mówi, szepcze, czasem krzyczy. I wiem, dlaczego Mirosław Awiżeń napisał tę książkę, nowatorską zarówno w treści jak i formie. Książkę głęboko poruszającą. To najwyższa półka literacka i sugestywna forma wyrazu, a jednocześnie uczy nas... jak niewielu potrzeba słów aby celnym być w prawdzie.
Z radością przeczytałam też książkę historyczną napisaną przez Krystynę Oniszczuk-Awiżeń, opartą o szeroki zbiór źródłowy. Bibliografia stanowiąca bazę książki O dawnym hrabstwie kłodzkim i zasłużonym historyku Josephie Köglerze (Kłodzko 2018) prowadzi nas przez życie postaci wybitnej, a jednocześnie pomimo zasług tak skromnej. Czytałam w życiu wiele biografii mocno osadzonych w realiach ówczesnych czasów. Jednak, pomimo wartości tych pozycji zabrakło w nich czegoś szczególnego co sprawia, że książka ta jest do innych niepodobna. A wiecie Państwo na czym polega różnica? Człowieka, o którym pisze autor należy po prostu polubić na tyle by stał się nam bliskim. To niby niewiele, a tak ogromna różnica. Krystyna Oniszczuk-Awiżeń prowadzi swego bohatera poprzez meandry pracowitego i trudnego życia czasów XVIII wieku na Dolnym Śląsku. Pozwoliłam prowadzić się autorce tą ścieżką i wierzcie mi była to przygoda wiodąca mnie poprzez życie Josepha Köglera od wczesnego dzieciństwa, poprzez czas mozolnie uzyskiwanej edukacji po wiek dojrzały, aż do śmierci. Wielka to zasługa autorki, aby tak przybliżyć postać tego zacnego duchownego i poznać szczegóły Jego życia, poświęconego pracy naukowej. Dzięki tej książce postać Josepha Köglera stała mi się bardzo bliska. Podążałam Jego ścieżkami, odkrywając miejsca mi bliskie w Dusznikach, Lewinie, Kłodzku i Wrocławiu. Te same miejsca, uczelnie, gmachy, mury, którymi mogłam pójść śladami księdza Josepha. Ja też ukończyłam LO im. B. Chrobrego w dawnym kolegium jezuickim w Kłodzku. Studiowałam na Uniwersytecie Wrocławskim, uczyłam się w gmachu Ossolineum. To ogromnie ciepła i serdeczna książka, co w przedziale pozycji historycznych jest niespotykane. Polecam tę książkę Państwu, bowiem choć postać tego wybitnego księdza jest dobrze poznana, dzięki licznym publikacjom, to ta jedna pozycja sprawia ogromną różnicę w prawdziwym i ludzkim poznaniu Josepha Köglera. To piękny i barwny obraz tamtych czasów i człowieka, który siłą ducha góry przenosił.
I tak to jesienią w Różanym Dworze bywało... i powiem Wam, że kocham ten dom.
I pieska mojego małego w pierzynie, i świerszcze za kominem, i wesołe wiewiórki, i biurka moje, i książki, opowiadania i wiersze, muzykę i piosenki, i lampkę zieloną co w noc ciemną długo się świeci. I motyla co w ostatnie słoneczne dni usiadł na moim biurku i tam już zasnął snem wiecznym.
To bajkowa kraina, gdzie czas się zatrzymał na godzinie szczęśliwej.
I wiem, że Dom ten na Skale i jego klimat jest ostoją nie tylko dla mnie ale dla wielu moich Przyjaciół.
Różany Dwór – Polanica,
13 października 2019 roku
W Różanym Dworze
Pająk u powały
ale taki słaby, maleńki i miły
w trudzie pajęczym niedbały
muchy wolnością obdarzył
i trzęsie się cały
ze strachu przed Światem
chronię go ...
W Różanym Dworze
Świerszcz gra za kominem
pieśń Andersena
o Augustynie
przeminie, przeminie, przeminie
to wszystko przeminie
a zostanie to ...
co.... w sercu masz
dzięki temu trwasz
tu ... na tym skrawku ziemi
trwasz
W Różanym Dworze