Chopin w wykonaniu Marka Szlezera i... fortepian w roli głównej

01.jpg
02.jpg

Na koncert z okazji 111 lat „naszego Steinwaya” czyli muzealnego fortepianu przybyło 26 października liczne grono melomanów. Urodziny muzealnego instrumentu uświetnił nawet przedstawiciel firmy Steinway&Sohn. Wzniesiono też na tę okoliczność specjalny toast.
Firma Steinway&Sohn powstała w połowie XIX wieku, a obecnie ma dwie wytwórnie, jedną w Nowym Jorku, drugą w Hamburgu. Fabryka zasłynęła z bardzo wysokiej jakości fortepianów. Pierwszy egzemplarz, który opuścił wytwórnię, znajduje się dziś w Metropolitan of Art. Ale tak naprawdę pierwszy fortepian powstał jeszcze przed założeniem firmy. Henry Engelhard wykonał mały instrument w kuchni i ofiarował go swej żonie. Tak, tak. Polecam ciekawy artykuł na ten temat w „Newsweek” (nr 40, 29.09.-5.10.25).
Na wstępie koncertu dyrektor Krzysztof Miszkiewicz przytoczył krótką historię, którą przekazała mu Krystyna Toczyńska-Rudysz, była dyrektorka Muzeum Ziemi Kłodzkiej. Otóż, tuż po zakończeniu remontu muzeum w 1986 r., zakupiony został fortepian do muzealnej sali koncertowej, za pośrednictwem prof. S. Nahlika z Krakowa, od słynnej pianistki Haliny Czerny-Stefańskiej.
A następnie popłynęła muzyka Fryderyka Chopina w znakomitym wykonaniu prof. Marka Szlezera: nokturn, preludia, etiuda As-dur, walce As-dur, Ballada As-dur, Sonata b-mol, Grave. Doppio movimento, Scherzo, Marche Funebre. Lento, Finale, Presto… a potem burza oklasków i bisy, bisy, bisy aż do nasycenia wciąż nienasyconych...
Wydarzenie odbyło się z inicjatywy: prof. Leszka Brodowskiego, prof. Pawła Kamasy i Mieczysława Kowalcze, który tradycyjnie poprowadził ten niezapomniany koncert.

*Miłośników muzyki Chopina jest naprawdę wielu... ale zdarzają się wśród nich i tacy, którzy bardzo intensywnie i emocjonalnie przeżywając koncert – a to postukują w rytm muzyki wczuwając się w rolę pianisty, a to nucą sobie cichutko melodię... I choć wydaje się im, że nikt tego nie słyszy, to jednak się mylą, bo może to przeszkadzać najbliższym sąsiadom, którzy niestety z tego powodu nie mogą skupić się na dźwiękach samego koncertu i grze mistrza. Chyba jednak trzeba brać pod uwagę, że nie jesteśmy jedynymi odbiorcami koncertu i nie rozpraszać najbliższe sąsiedztwo. Te uwagi nasunęły mi się po rozmowie z jednym z uczestników tego koncertu.

Krystyna Oniszczuk-Awiżeń – foto: Mirosław Awiżeń