Jeszcze jeden przytyk, czyli homo novus czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Na krótko przed tegoroczną maturą jeden z uczniów zwrócił mi uwagę na to, że nie pojawiają się w "Lekturach" książki, które można nazwać pokoleniowymi. Nie zgodziłem się z takim postawieniem sprawy, ale posłuchałem argumentów do końca. I co? Miał na myśli cykl książek Dymitra Glukhovskyego "Metro", więc z prawdą się nie mijał - to mogą być książki pokolenia! Obiecałem. Dotrzymuję słowa. Krótko o treści. W sposób na wskroś laicki, jeśli tak można napisać. Po nuklearnej jaczejce na powierzchni Ziemi ci, którym udało się przetrwać kryją się przed promieniowaniem na stacjach i w tunelach metra. Od razu się organizują. Najpierw tak, żeby przeżyć, później także społecznie, militarnie, ba, nawet ideologicznie na poszczególnych stacjach metra właśnie. Istnieje na przykład wspólnota komunistyczna. Ot, pomysł! Oprócz wzajemnych zagrożeń takich jak zwykle - walka o żywność, terytorium, władzę, mieszkańcy muszą uporać się z inwazją różnego typu istnień, które powstają lub ujawniają się po katastrofie. To, co koncentruje czytelniczą uwagę, także tych, którzy za takimi literackimi wizjami nie przepadają to bez wątpienia ciekawie poprowadzony wątek nieuchronnego schyłku homo sapiens. Spór między tymi, którzy go wieszczą i jednocześnie ulegają tego typu dekadenckiemu myśleniu a osobami, które chcą ten upadek zatrzymać, ba, odwrócić daje napęd i autorowi, i bez wątpienia czytelnikom. Nie tylko tym młodym, z pokolenia okołomaturalnego. I najważniejsze, w odniesieniu do "Metra" jako książki bliskiej konkretnemu pokoleniu - główny bohater. Na pozór zwyczajny, młody człowiek. Ale to na pozór. Bo Artem to osoba obdarzona twardym, konsekwentnym uporem w realizowaniu tego, co zamierza, w dotrzymywaniu słowa, zaspokajaniu ciekawości. Został też obdarzony kilkoma cechami, które można nazwać niezwykłymi. A przy tym, jakie osoby spotyka, jakie przeżywa przygody w trakcie wędrówki przez moskiewskie metro. Majstersztyk fabularny nie tylko dla tych, którzy swój czytelniczy gust budowali na książkach J. K. Rowling czy Brandona Mulla. Dodatek stanowi wyraźnie zbudowany pomysł na to, żeby na kolejnych stacjach-państwach młody człowiek miał okazję przemyśleć różne poglądy-idee urządzania świata. To bardzo prosty i ciekawy chwyt pozafabularny. I to jeszcze nie wszystkie elementy tej obiecanej "zachętki". Bo wśród różnorodnie urządzonych stacji są i takie, które zachowały wyjątkowy szacunek dla kultury, szczególnie dla książek! Pozazdrościć. Rosyjskie odniesienia, lekkie, inteligentne wtrącenia wzięte z kultury, języka i historii sąsiadów są dla mojego pokolenia czytelne. Jak to stary belfer zapytałem mojego ucznia-inspiratora tej lektury o niektóre z nich. Nie wszystkie rozpoznawał. Uff. Przydałem się i ja. Człowiek z pokolenia, które maturę zdawało w epoce jeszcze chyba przed dinozuarami.
PS I jeszcze rosyjska ciekawostka. Od 2009 trwa dobrze zorganizowana akcja "Czytający Petersburg". Co roku, m.in., przyznawane są nagrody czytelnicze dla najlepszego przekładu na rosyjski. Sprawdźcie, proszę, kto je dostawał, jacy autorzy i jakie książki, kto jest nominowany w tym roku?
Dmitry Glukhovsky, Metro 2033. Tłum. Paweł Podmiotko. Wydawnictwo "Insignis", Kraków 2010.