Latorośl. Powtórka

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Będąc dzieckiem, denerwujemy się, gdy nasi rodzice zakazują nam „to” i „tamto”, każą robić „to” i „to”. Zezwalają na zachowanie tylko takie, krytykując zachowanie inne. Mówimy sobie wtedy, że jak my będziemy dorośli, to zupełnie inaczej będziemy wychowywać swoje dzieci.
I co robimy? To samo co robili nasi rodzice, a wcześniej ich rodzice itp. Dlaczego ulegamy tej powtórce? Cóż, najprawdopodobniej to zwyczajna kolej rzeczy, której podstawą jest myślenie (może mylne), że jako starsi wiemy najlepiej co jest dobre dla naszej latorośli. Wcześniej zaś myśleli tak nasi rodzice, a jeszcze wcześniej ich rodzice.
Jak się tak bliżej przyjrzeć zachowaniu dorosłych względem swoich dzieci, możemy zauważyć wiele przezabawnych sytuacji, nie śmieszących nas, gdy byliśmy mali, a w wieku dojrzałym i ow-szem.
Jako jedynaczka, byłam oczkiem w głowie rodziców. Przyznaję, że miałam dużo ładnych zabawek, dostawałam przepyszne łakocie, ale również podlegałam tak zwanemu „nadzorowi” i „monitorowaniu”. Rzecz jasna wszystko
z myślą o moim dobru. Należy jednak nadmienić, że gdy „monitorowanie” przedłuża się do okresu licealnego, nerwy mogą lekko puścić, zwłaszcza w sytuacji, gdy nazwijmy to, nadmierna ochrona może pozbawić być może szansy na wielką miłość lub szanse na takową.
Przypominam sobie takie zdarzenie. Wracając z rodzinką, z wycieczki na Śnieżnik, gdy delikatnie mówiąc nogi miałam w…przejeżdżał obok nas na motorze Pogranicznik. Miły młody pan, widocznie powalony moją urodą i tym, że dosłownie słaniałam się ze zmęczenia, zaproponował, że mnie podwiezie. Konkretnie powiedział tak: „pozwoli pani, że podwiozę panienkę?” Moja mama zaś na to: „dziękuję, panienka jest młoda, dojdzie do domu sama”. O mało nie zapadłam się pod ziemię ze wstydu. Byłam już, po pierwsze w liceum, a po drugie, to w końcu mnie ten dżentelmen chciał podwieźć, więc chyba ja powinnam się w tej kwestii wypowiedzieć? Gdy powiedziałam drogiej rodzicielce co o tym myślę, stwierdziła, że wie lepiej i koniec. A może w ten sposób pozbawiła mnie możliwości przeżycia wielkiej miłości? Może ten dżentelmen zakochałby się we mnie na zabój, a tak zostałam tego pozbawiona? Cóż, pewnie w opinii mamy, zostałabym zawieziona do lasu, wykorzystana i zamordowana.
Mój tato też czuwał nad moją „cnotą”. Będąc już w liceum mogłam jeździć na nocne imprezy, ale zawsze (tak dla wygody rzecz jasna), tatuś proponował, że po mnie przyjedzie nawet nad ranem. „Nie ma przecież, jak wyspać się we własnym łóżku”, te słowa zawsze do mnie były kierowane.
Mimo, że nie mam jeszcze swoich dzieci, „powtórka” zachowania moich rodziców, poszła u mnie w ruch. Pozwalam sobie czasem, na udzielenie kilku dobrych rad dzieciom mojego kuzynostwa. Ta "potrzeba" odezwała się u mnie z wiekiem. Zdaje się, że to zwyczajny odruch bezwarunkowy.

Wydania: