Lądeckie impresje (99)
Wracam jeszcze do ostatniego pobytu na Ziemi Kłodzkiej. Naszą „bazą” były wówczas Roszyce. Mała, ale jakże dynamiczna wioska. Liczne społeczne a co najważniejsze oddolne inicjatywy, własny zespół „Marzenie” o którym kiedyś pisałem. Aktywne są dwa tutejsze gospodarstwa agroturystyczne, dobrze że postawili tu na turystykę. Mieszkańcy tworzą dzisiaj jednolitą już prawie wspólnotę. Duża w tym zasługa sołtysa Roszyc pani Barbary Ogielskiej. Chociaż, gdzie jak gdzie, ale tutaj nie brakuje niespokojnych duchów. Jestem więc pod wrażeniem małych Roszyc, jak i tylu jeszcze innych kłodzkich miejscowości.
Do Roszyc mam też stosunek specjalny, powiedziałbym nawet uczuciowy. Jestem bowiem /ale jestem nieskromny…/ zaliczony do grono mieszkańców, wprawdzie na zasadach honorowych ale jestem. To niezwykle miłe. Dziękuję uprzejmie owej społeczności za takie wyróżnienie. Dobrze mieć takich przyjaciół, dobrze też mieć tak bliskie miejsca. Miejsca, gdzie zawsze można wrócić i gdzie zawsze na nas czekają. Dziękuję.
Na naszym szlaku znalazły się też Wambierzyce. Uwielbiam widok, gdy nagle zjeżdżając z góry wyłania się niczym z mgły piękna panorama tego miejsca. Miejsca uświęconego modlitwą tylu pokoleń. Miejsca, gdzie znajdziemy niezliczoną ilość kaplic, kapliczek czy krzyży. Gdzie ziemia przecięta jest licznymi pątniczymi szlakami i ścieżkami. Kolejne szczególne i jakże magiczne miejsce.
Odnowione już schody do bazyliki. Niemniej bazylika wymaga jeszcze wielu, wielu kosztownych prac renowacyjno- konserwatorskich. Przekracza to jednak możliwości tutejszej parafii, niemniej robią co mogą. Mimo niesprzyjającej pogody liczne grupy turystów, wielu przyjeżdża specjalnie ze swoimi intencjami i prośbami. Swoje prośby zanosimy i my. Zapisujemy je na karteczkach, które wrzuca się do specjalnej puszki nieopodal głównego ołtarza. To miejsce ma przecież moc szczególną.
Warto wspiąć się na otaczające bazylikę okoliczne wzgórza czy przejść szlakiem kaplic a troski czy problemy dnia codziennego zostawić daleko.
Wracając w kierunku Polanicy zatrzymujemy się na jednym z leśnych parkingów, skąd ostatnie spojrzenie na tę okolicę. Nieopodal dopiero co zasiane pole przekopuje mężczyzna. Wyposażony w detektor metali i łopatę, swoją obecność zaznacza kolejnymi dołami. Niechętnie rozmawia. Wyjawia, że poszukuje starych monet, bowiem skrajem pola szedł kiedyś pielgrzymi szlak. Pokazuje znalezione monety, z rozmowy wynika, że zajęcie stało się źródłem jego dochodów. Podobno pieniądz leży na ulicy. Powiedziałbym raczej, że leży na wambierzyckim polu.
Krótki odpoczynek w Polanicy. Przepiękny zwł. jesienną porą park zdrojowy. Czysto, cicho i uroczo. Polanica ma bowiem swój niepowtarzalny urok i swoisty wdzięk. Podziwiam też Polanicę za jej społeczną aktywność. Niezwykle prężne jest przecież Towarzystwo Miłośników Polanicy, które zawsze stawiam innym za pewien wzorzec. Stoi za tym jednak upór i niemały wysiłek wielu jego działaczy. Ale też efektem jest m.in. doskonale redagowany „Nieregularnik Polanicki”. Szkoda tylko, że nie wszędzie i nie zawsze docenia się ich dorobek oraz ich wysiłek. Ja w każdym razie chylę przed nimi nisko czoło. Bo też zasługują na to wyjątkowo.
Czas przenieść się na drugi kraniec Ziemi Kłodzkiej. Korzystamy z zaproszenia pani Magdy i kolejny dzień spędzamy w jej siedlisku. Pisałem już kiedyś o Kamieńczyku, który bez wątpienia jest kolejnym magicznym miejscem tego regionu. Ale o tym miejscu i niespożytej społecznej energii, ale i pasji pani Magdy może już w kolejnym odcinku. Z drugiej strony rodzą się obawy, czy wyjątkowość tego miejsca zdołam oddać swoimi słowami. Czytam bowiem napisane przez p. Magdę Pośpiech „Kartki z Ziemi Kłodzkiej”. Kartki będące literackim ale i tak uczuciowym zapisem spotkań z tą ziemią. Niebawem do tego powrócę.
A tymczasem czas wracać. Tym razem z Międzylesia wracamy przez Czechy. Przejechać bowiem dzisiaj przez Kłodzko i dalej przez Nysę to już prawdziwa udręka. Przez Czechy jedzie się o wiele spokojniej. Ich drogi jakoś dziwnie pozbawione są dziur i wyrw wszelakich. Ruch też niewielki, prawie nie spotyka się samochodów ciężarowych. Jak tłumaczą podstawą ich transportu jest głównie kolej. Dziwne – u południowych sąsiadów nadal jeżdzą nie zagrożone likwidacją pociągi, u nich dobre są drogi a transport oparli głownie o szyny. Jedyny mały problem to przejazd przez samą Ostrawę. Tylko tu trwają intensywne prace drogowe, ale też nie ma tu specjalnych korków. Jeżeli więc wracacie na Górny Śląsk i dalej w Polskę polecam powrót przez malownicze przygraniczne rejony Czech. Bliżej, bezpieczniej a i szybciej. Na schledanou, do zobaczenia.