Równouprawnienie. Rozmemłany

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Nasze poprzedniczki (zwracam się tu do kobiet), które z takim samozaparciem walczyły o równouprawnienie, nie przypuszczały, że wraz z jego otrzymaniem, spowodują powolny zanik „adorowania kobiecości” przez płeć męską. Mężczyzna jak wiadomo, model o budowie nieskomplikowanej, uwielbia łatwiznę. Widząc jak białogłowy walczą o równość, płeć męska stwierdziła, że jeżeli tak chcemy tej równości, to oni chętnie udostępnią ją nam we wszystkich dziedzinach życia damsko-męskiego, w tym i również w „adoracji”. Wystarczy spojrzeć wstecz. W przeszłości nie miałyśmy prawa wyborczego, ale miałyśmy należyty szacunek. Wielbiono nas, adorowano, obsypywano prezentami. Im bardziej białogłowa była niedostępna, tym bardziej starano się zdobyć jej przychylność. Obecnie, jeżeli białogłowa nie ubiera się wyzywająco, nie wypycha sobie silikonem, tego czy owego, to nie jest w ogóle zauważana. Płeć piękna obecnie sama się oświadcza, „żeni” z mężczyzną, przynosi „zwierza” do domu. Mężczyźnie pozostaje jedynie siedzieć w tym uwitym gniazdku. Co ciekawe, wraz ze wzrostem przyjmowanych „obowiązków” przez płeć piękną, mężczyzna coraz bardziej robi się rozmemłany. Nie dziwi to, bo przecież jeżeli ktoś dostaje wszystko pod nos, po co ma się starać?
Kobiety, które czują, że tak nie powinno być i starają się powrócić w miarę możliwości rzecz jasna, do modelu białogłowy romantycznej, nie mają szans. Rynek je eliminuje.
Co ciekawe, gdy naprawdę uda się już nam spotkać prawdziwego dżentelmena, ślepego na równouprawnienie, nie wiemy zwyczajnie jak się zachować. Dzieje się tak, ponieważ starając się egzystować w tym gąszczu równouprawnienia, zatraciłyśmy umiejętność „mimozowatości” i tajemniczości.
Co jak co, ale ja zawsze uważałam, że w tej dziedzinie, znaczy nie popadania w zbytnie „zmęskowacenie” własnych zachowań, będę umiała stanąć oko w oko z takim egzemplarzem. I co? Miałam przyjemność spotkać sięz takim „dżentelmenem”. Pan w wieku „dojrzałym”(szkoda), na mój widok podskoczył otwierać mi drzwi, odsuwać krzesło, zdejmować odzienie(płaszcz, nie rozbierać!). Podczas spotkania zajmował się mną niczym entomolog motylkiem (rzecz jasna z taką czułością i zainteresowaniem, a nie jakby miał mnie wysuszyć i dołożyć do kolekcji motyli!).
Proszę mi wierzyć, to zachowanie mnie powaliło. Patrzyłam na niego jak sroka w gnat, trzepotałam głupio rzęsami i odpowiadałam monosylabami.
Tak jest, równouprawnienie dobra sprawa, ale chyba warto powrócić do pewnych elementów cechujących dawniejsze relacje damsko-męskie, gdzie równouprawnienie swoją drogą, a wyższość płci pięknej i należny jej szacunek swoją drogą…

Wydania: