Śmiejcie się z tego... co was otacza
Poniżej cytuję opublikowany na blogu “Rzeczpospolitej”, po śmierci /22.X.2009r./ śp. Macieja Rybińskiego, felieton napisany przez niego w 2003r.
“... co to jest felieton, a co, logicznie, felietonem nie jest. Problem w tym, że ja nie bardzo wiem. Na ogół od takich rozróżnień, od teorii tego i owego są uczeni specjaliści. Pewnie są gdzieś po uczelniach i instytutach doktorzy, docenci i profesorowie od felietonu, znawcy przedmiotu, którzy jasno i potoczyście potrafiliby powiedzieć, co to jest felieton i jak trzeba pisać, żeby z tego, co się pisze, wyszedł felieton. A ja nie potrafię. Potrafię napisać coś, o czym wszyscy, także laicy, jeśli chodzi o gatunki dziennikarskie, mówią, że to felieton, a ja do dziś nie wiem dlaczego. Mimo że napisałem tysiące felietonów. To nie żadna kokieteria. To raczej ponure przekleństwo. Ileż razy próbowałem już napisać solenną publicystykę albo barwny reportaż, albo otchłanny i nadęty powagą komentarz. I zawsze wychodzi mi felieton. Trudno to uznać za sukces. To już raczej kalectwo. Coś jakby poeta usiłujący pisać treny i elegie ciągle wpadał we fraszkę.
Dlatego też pytanie, czy felieton to sztuka czy rzemiosło, nie wydaje mi się odpowiednio postawione. Ani jedno, ani drugie. Felieton to jest światopogląd. To sposób widzenia rzeczywistości najmniej idealistyczny, najbardziej pozbawiony złudzeń. To skłonność umysłu do doprowadzania potocznego i obowiązującego rozumowania do logicznego końca, którym jest zazwyczaj absurd i groteska. To dlatego właśnie szydercze prognozy felietonistów zawsze się sprawdzają.
Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, czy zdolność do konstruowania felietonów jest wrodzona czy nabyta. Jeśli nabyta, to nie jest pocieszający dla pozostałej, niefelietonistycznej części narodu fakt, że Polska była zawsze miejscem, gdzie obficie rodziły się felietonowe talenty - poczynając od Bolesława Prusa. Bo to oznacza, ze zawsze było u nas dość felietonowego żeru, aby wykarmić wielu. A i nie widać, abyśmy my, felietoniści, mieli rozglądać się za innym zajęciem. Przeciwnie, czasy są równie tłuste jak w PRL.
W każdym razie przesłanie felietonów, wcale niecyniczne i wcale nie pozbawione obywatelskiej troski, brzmi: śmiejcie się z tego, co was otacza. To zawsze zdrowsze niż spazmy i szlochy. Śmiech ani nie prowadzi do kapitulacji przed złem i głupotą, ani ich nie oswaja. Śmiech ustawia je we właściwym miejscu i odpowiedniej proporcji do rzeczy naprawdę ważnych...”
Są jednak teksty, które się nie starzeją. A nawet jakby były coraz bardziej aktualne. Jednak szkoda, bo to oznacza, że staczamy się po jakiejś równi pochyłej.