Wspomnienia Sybiraków (cz.1)

Autor: 
Marianna Krzyworzeka

„Lęk o przeżycie kolejnego dnia opuścił nas (wspomnienia z Ałtajskiego Kraju)” Przed wyjazdem do województwa tarnopolskiego mieszkaliśmy w Zarogowie, powiat miechowski, województwo krakowskie. Ziemi w Zarogowie mieliśmy zaledwie cztery morgi, dzieci czworo. Mieszkała z nami również moja matka, Jadwiga Glaz. Łącznie było nas siedem osób. Trudno było utrzymać się tak liczniej rodzinie z tych czterech morgów. Mój mąż, Bronisław, dowiedział się z prasy, że władze państwowe sprzedają ziemię w województwie tarnopolskim po korzystnych cenach. Pojechał więc tam, zorientował się co i jak, i postanowiliśmy ziemię w Zarogowie sprzedać i kupić w województwie tarnopolskim siedem hektarów dobrej ziemi. Ziemia oferowana tam do sprzedaży przedtem należała do dworu. Właściciel sprzedał ją podobno państwu, a państwo sprzedawało ją rolnikom. Był ro 1938, gdy sprowadziliśmy się do wsi Krzywcze, gmina Krzywcze, powiat Borszczów, województwo tarnopolskie. Ziemię kupiliśmy tam na raty, ale trzeba było wpłacić 50% wartości, drugie 50% mieliśmy spłacać przez czterdzieści lat. Zarówno my, jak i inni rolnicy byli bardzo zadowoleni z takiej polityki Rządu.
Kupiliśmy tam ziemię i zaraz trzeba było budować się. W krótkim czasie zbudowaliśmy prowizoryczny barak,
w którym mieliśmy małe mieszkanie. Obok stała obora. Mieliśmy już plan budowy nowego domu. Ale nie zdążyliśmy go postawić bo wybuchła wojna, a w 1940 roku deportowano nas na Syberię. Wieś Krzywcze zamieszkiwali Ukraińcy i Polacy. Natomiast na kolonii Roześmiana mieszkali sami Polacy, rolnicy – koloniści. Było nas wszystkich 15 rodzin. […] Z Ukraińcami żyliśmy zgodnie. Wieś Krzywcze była bardzo biedna. Domy były bardzo małe, kryte słomą. Ukraińcy mieli we wsi swoją cerkiew, Polacy kościół. Były zawierane małżeństwa mieszane. Nam żyło się tam dobrze. Z okazji świąt zapraszaliśmy zaprzyjaźnionych Ukraińców do siebie. Wspólnie biesiadowaliśmy, śpiewaliśmy pieśni. Ukraińcy bardzo pięknie śpiewali. Ziemia tam była bardzo urodzajna. Uprawialiśmy pszenicę, tytoń, kukurydzę. Mieliśmy jednego konia, a że ziemi było siedem hektarów, więc trzeba było wynajmować ludzi do pomocy w uprawie roli. Sami nie poradzilibyśmy sobie. Razem z mężem zdecydowaliśmy, by wynająć po jednym hektarze ziemi Ukraińcom. Oni w zamian pomagali nam uprawiać pozostałe pięć hektarów. Jeden z tych Ukraińców, nazywał się Antoniuk, drugi Mernik, Dobrzy to byli ludzie.

Wydania: