Bogdanka w objęciach OFE
Jednym ze znamion socjalizmu jest zmiana języka, gdzie znaczenie danych słów zastępowane jest znaczeniem innym. Zgodne to jest z koncepcją włoskiego komunisty Antonia Gramsciego, który klucz do zwycięstwa komunizmu upatrywał w przejęciu władzy nad kulturą i jej zmianę. Rzecz jasna, zmiana znaczenia słów nie może być nagła, powiedzmy o 180 stopni, ale powolna. Najpierw rozmywa się znaczenie tradycyjne, po czym wprowadza znaki semantyczne inne.
Czasami robi się to z powodu innego, takiego jak w powieści „Lampart” określił to Giuseppe Tomasi di Lampedusa „jak wiele trzeba zrobić nowego, żeby wszystko pozostało po staremu”. Przykładem jest np. słowo: prywatyzacja. W tradycyjnym znaczeniu jest to nabycie własności przez konkretną osobę lub grupę osób w wyniku zakupu.
W Polsce słowo to ma wiele znaczeń, zwłaszcza gdy konotuje się z przymiotnikiem: dzika, co kojarzy się przeważnie ze złodziejstwem. Nie to nas jednak interesuje, lecz inny zabieg: nazwanie prywatnym czegoś, co wcale prywatnym nie jest. Właśnie media podały, że leżąca niedaleko Lublina kopalnia węgla kamiennego „Bogdanka” została sprywatyzowana. Po bliższym przyjrzeniu okazało się, że jeden z otwartych funduszy emerytalnych zakupił 46% akcji tej kopalni. A więc zrobiono wszystko, aby kopalnia nadal pozostała państwowa, choć po face liftingu. Kopalnia państwowa to taka, której właścicielem jest państwo, które z kolei utrzymuje je z pieniędzy podatników, nie jest bowiem tajemnicą, że przedsiębiorstwa państwowe tylko wyjątkowo rzadko są rentowne, a dzieje się to tylko wtedy, gdy korzystając z przemocy wykończą prywatną konkurencję.
Z kolei OFE funkcjonują dzięki przymusowo z nas ściąganych składek, czyli także podatków. Co więcej OFE skupują obligacje skarbu państwa, które, te wykupi również z pieniędzy pochodzących z podatków. W obu więc przypadkach „Bogdankę” utrzymujemy my wszyscy, tyle że po drodze mamy o jednego pośrednika więcej. Na szczęście w Bogdance jest węgiel, więc gdyby nawet jej akcje spadły, a funduszowi zabrakło pieniędzy na emerytury, to mogłyby je wypłacać za pomocą ekwiwalentu, deputatu węglowego. To dobra wiadomość i żart zarazem. A prawdziwa i zła jest taka, że Unia Europejska dąży do zmniejszenia emisji CO2, a ten, podobnie jak CO, powstaje m.in. w wyniku spalania węgla przez duże zakłady, w tym elektrownie.
Może się więc okazać, że popyt na tę kopalinę spadnie, a w jego wyniku zyski kopalni i dalej OFE. Gdy powstawały, OFE kusiły wizją emerytów spędzających czas wesoło pod palmami. Ta wizja jest już nieaktualna. Teraz czas na emeryta na węglu.
Jedna i druga przynajmniej wspólne mają ciepło. Na razie.
Jan Pokrywka