Leczyć skutki czy przyczyny?

Autor: 
Jan Pokrywka

Pierwsze starcie odwiecznej, lub starożytnej, lub medycyny naturalnej z nowoczesną, a ściślej – rodzącym się przemysłem farmaceutycznym miało miejsce po Wojnie Śląskiej, kiedy to po zwycięstwie Prus nad Austrią Karkonosze znalazły się pod panowaniem Hohenzollernów. Wojna, tych dwóch podejść do zagadnienia zdrowia, trwa do dziś.
W istocie chodzi o to, czy leczyć należy przyczyny, co robi tradycyjna medycyna naturalna, czy objawy, co najczęściej czyni nowoczesna medycyna farmakologiczna.
Przykład Śląska nie jest jedyny ale z naszego punktu widzenia – stosunkowo nam bliski.
Po wojnie trzydziestoletniej (1618-1648) do Karpacza przybyli z Czech dwaj lekarze Mikołaj i Salomon, takie imiona w każdym razie przechowała tradycja. Szukali spokojnego miejsca do pracy, a być może kierowali się innymi względami, jak specyfiką terenu i rosnącymi tu ziołami.
Tak czy owak, Karpacz stał się siedzibą założonego przez nich cechu zielarzy zwanego też laborantami, gdyż produkowali leki (ok. 200 specyfików na różne dolegliwości) nie tylko na swoje potrzeby ale i dla innych lekarzy. Przyjmuje się, że było ich, tj. mistrzów, aż trzydziestu. Każdy miał swoich uczniów, którzy uczyli się zawodu. Doskonale znali rośliny, ale też zajmowali się chirurgią.
Państwo pruskie tym różniło się od liberalnej monarchii Habsburgów, że nad wszystkim musiało mieć kontrolę. Także nad medycyną. W takim państwie nie było miejsca dla niezależnej medycyny, zwłaszcza, gdy stanęła na drodze powstającej farmacji. Karkonoskie leki nie tylko były skuteczne ale tańsze od produkowanych przemysłowo. Władze w Berlinie najpierw administracyjnie ograniczyły ilość roślin jako leczniczych, a gdy to nie pomogło – w 1843 r. zakazano im przyjmowania nowych uczniów.
Wraz z cechem karkonoskich laborantów zanikła ogromna wiedza medyczna. Pozostały po nich nagrobki na ścianie miłkowskiego kościoła.
Współczesny przemysł farmaceutyczny to źródło ogromnych zysków. Chcąc je ukryć wydaje pieniądze na reklamy. Jedną z form promocji jest propaganda mówiąca, że zyski przeznacza się na badania i rozwój (R&D). Wiadomo jednak, że koszty z tego tytułu odliczane są od podatków. Mimo to przyjmuje się, że przeciętny koszt leku to 802 mln$.
Jak pisze prof. S. Więckowski w „Po-dstawowa sprzeczność pomiędzy interesami pacjentów a koncernami farmaceutycznymi” w Poradniku Dobrego Zdrowia, nie ma podstaw do uznania tej kwoty, co gorsza „istnieje podejrzenie, że do R&D włącza się wiele wydatków marketingowych na edukację, reklamę, promocję, koszty usług prawnych i ogromne zarobki dyrekcji, gdyż przemysł ten obficie wynagradza sam siebie”.
Nie można też przyjąć twierdzenia o produkcji nowych leków. W ciągu ostatnich lat nowych leków pojawiło się niewiele, a większość to nowe wersje starych.
Ale nie to jest najgorsze. W starożytnej medycynie chińskiej pacjent płacił lekarzowi za to, że był zdrowy. Gdy zachorował, był leczony za darmo. Współcześnie największe zyski przynoszą chorzy, najlepiej gdy są to choroby powszechne, przewlekłe i nieuleczalne.
Leczy się skutki a nie przyczyny, a zarabia na przedłużaniu agonii.

Wydania: