Fajka pokoju u Jaskiniowców w Kletnie

Autor: 
Barbara i Jerzy Fintowscy – małe plemię z Kletnowskiej wsi
J-Wódz z Łopuchówką11.jpg
J-Julisz Cezar z żoną.jpg

W sobotę, ostatniego dnia lipca - w przyjaznej wsi Kletno, Tubylcy i Przybylcy wypalili fajkę pokoju. Nie tak łatwo było zaprzyjaźnić się z obcymi plemionami, które tego dnia liczną sforą najechały na nasze terytorium. Nasze plemię chociaż małe dzielnie broniło swojego terytorium. Obradziliśmy, że jeżeli nie mamy przewagi liczebnej to weźmiemy ich sposobem.
Najeźdźców podjęliśmy z honorem. Najpierw nasz wódz, czyli burmistrz Stronia Śląskiego, - zgodnie z powiedzeniem, że głodny człek to marudny człek - uraczył Przybylców - wyśmienitą zupą Łopuchówką i swojskimi trunkami. Muszę wspomnieć, że nasz wódz z ogromnym poświęceniem całą noc warzył zupę dla gości.- Nie pytajcie o przepis, bo to pozostaje Jego tajemnicą. Stoły uginały się pod ciężarem jadła i trunków, aby nikt nie wyszedł głodny. Następnie zagrała muzyka i były tańce. Niespokojnych co to rwali się do walki z nami wysłaliśmy do szkoły adeptów co by na wąskiej kładce nad fosą poćwiczyli w przepychankach na kije a jak który wpadł do fosy to była radość pooglądać takich pomazańców. Jak im było mało to jeszcze mieli do wyboru zawody w poławianiu pereł a zdesperowani skakali na bange. Wiadomo, że w każdym plemieniu tak naprawdę rządzą kobiety - poprzez oddziaływanie na swojego chłopa. W związku z tym pomyśleliśmy aby kobiety Przybylców mogły skorzystać z usług „Jaskiniowej Fryzjerki”, makijażystki oraz zakupić szaty z przedniej przędzy czy gliniane garnki do domu.
Do ich dyspozycji było całe kramowisko, a na każdym straganie cudnie wykonane, ręczną metodą, arcydzieła. Było też co wybierać u „Jaskiniowego Jubilera”, gdzie czekały na Przybylcową kobietę piękne gliniane korale czy najnowszy wzór kości przypinanych we włosy. Żeby dziatki im nie przeszkadzały przygotowaliśmy dmuchane zamki i strzelanie do celu. Tak aby się wyszalały. Zabawa się rozwijała. Zaszczycił nas również swoją obecnością sam Juliusz Cezar ze swoją żoną Kornelią. Gdy inni Przybylcy dowiedzieli się, że w Kletnie jest przednia impreza natychmiast postanowili dołączyć do nas. Byli Przybylcy z Czech oraz Tambylcy z Peru. Aby się do nas wkupić – zgodnie z powiedzeniem- muzyka łagodzi obyczaje – zagrali, zaśpiewali najpiękniej jak tylko umieli. Muzyka andaluzyjska płynęła prosto z serca, tworzona z natury, prosta i miła dla ucha. Każdy ją podchwycił i za chwilę wszyscy już śpiewali. Czesi wkupili się humorem i przyjaznym usposobieniem, oraz szaleńczym tańcem jaskiniowego niedźwiedzia. Wszystko szło pięknie ale jak to bywa znowu się zaczęły swary bo dwóch wojów -w pięknych zbrojach- przybyłych z wioski legendarnego Popiela, stoczyło pojedynek na miecze o względy pięknej księżniczki. Dopiero ich władca oświadczył, że nie godzi się takie zachowanie w gościnie i przeprosił naszych Tubylców za ich zachowanie.. Przeprosiny przyjęto i władcy wszystkich przybyłych plemion wypalili fajkę pokoju. Postanowili, że już na zawsze pozostaną plemionami zaprzyjaźnionymi. Aby czar tego wieczoru szybko nie prysł zaproszono wszystkich do wspólnego tańca przy blasku ognia zgody. Zabawa trwała do białego ranka a przygrywał im zespół „ Trebunie Tutki”, który był gwiazdą wieczoru. Nad ranem było słychać tylko wspólne chrapanie Tubylców, Przybylców i Tambylców. Już nie było zwad tylko radość i spokój, że pomimo różnicy kultur i obyczajów można żyć z sąsiadem w zgodzie. Taka fajna była zabawa, że władcy wszystkich plemion uradzili, że aby upamiętnić dzień zakopania toporów wojennych, co roku będą się spotykać w Kletnie aby budować pozytywne relacje i nawoływać inne plemiona do wspólnego świętowania. Tak więc do zobaczenia za rok.

Wydania: