Podekscytowana podróżą
Podekscytowana podróżą, z bagażem spakowanym w przepisową torbę o wymiarach 55x45x20cm wylądowałam na lotnisku tanich linii lotniczych w Charleroi. Przystanek autobusowy przed budynkiem lotniska usiany śmieciami, przepełnione popielniczki na olbrzymich koszach na śmieci. Brak ławek. Przez pierwsze 15 minut dzielnie trzymałam torbę na ramieniu. Mając w perspektywie kolejne dwa kwadranse oczekiwania na autobus bezradnie rozglądałam się po zaplutym chodniku, gdzie by tu bezpiecznie postawić bagaż? Machnęłam ręką na śmieci. Po 51 minutach czekania wreszcie usiadłam w żółto-czerwonym autobusie. Za mną wsiadała młoda kobieta z wózkiem, dwuletnimi bliźniakami i trzema torbami. Maluchy pognały na tył autobusu, mama bezradnie trzymała trzy torby i wózek stojąc w zamykających się drzwiach. Przerażona rzuciła bagaże i pobiegła łapać dzieci. Nikt się nie ruszył. Ludzie wygodnie rozsiedli się i odwracali obojętnie głowy. Jedziemy objazdem. Tu także remontują drogi. Mijamy zrujnowane domy, powybijane okna, odpadające tynki. Zapadające się dachy na wielkich, fabrycznych halach. Szarobure, przeraźliwie brzydkie miasto. Gdzieniegdzie domy przebłyskują dawną świetnością. Na niektórych widać ślady niedokończonego remontu. Nowe budynki na palcach policzyć. Nagle autobus łapie gumę. Zjeżdżamy na przystaneki, wysiadamy i czekamy na drugi autobus. Stoimy na zaśmieconym poboczu, pomiędzy kałużami błotka. Zastanawiam się, czy to na pewno Belgia???? Bardziej przypomina przygnębiający Wałbrzych. Ale przecież nie bez powodu takie skojarzenia, bo Charleroi do 1990 to główny ośrodek południowo-belgijskiego zagłębia węglowego. Wokół miasta znajduje się sporo hałd. Rozwinięty przemysł ciężki: hutnictwo żelaza i stali, a także ołowiu, ponadto przemysł maszynowy, elektrotechniczny (produkcja urządzeń elektrycznych), lotniczy (firma SABCA), chemiczny (zakłady koncernu Solvay), a także materiałów budowlanych (głównie szklarskich) i spożywczy.
Stare miasto królewskie, założone w 1666 trwa jako ośrodek handlu, zaczątków przemysłu i nauki aż do rewolucji belgijskiej.
Rewolucja belgijska w 1830 roku rozpoczęła nowy okres dobrobytu, ciągle oparty głównie na szkle, metalurgii
i węglu, w związku z czym region ten otrzymał nazwę “Czarny kraj” (po francusku Pays Noir). Po rewolucji przemysłowej Charleroi skorzystało na zwiększeniu zużycia koksu w przemyślne metalurgicznym. Ludzie z całej Europy przyjeżdżali do Charleroi zwabieni perspektywami ekonomicznymi, w związku z czym liczba mieszkańców gwałtownie wzrosła. Na stronie miejskiej podana liczba mieszkańców to 220 tys. Po II wojnie światowej w mieście upadł ciężki przemysł. Obecnie razem z najbliższymi gminami, Charleroi jest największym miastem w Walonii i czwartym pod względem wielkości miastem w Belgii, z prawie 25 procentowym bezrobociem.
Dość szybko podjeżdża autobus zastępczy, pakujemy się wszyscy i dojeżdżamy do dworca kolejowego. Czas oczekiwania na pociąg to 75 minut. Dobrze, że są ławki oraz bar dworcowy z kawą i kanapkami. Wreszcie wsiadamy do podmiejskiego pociągu, porwane siedzenia, poklejone pracowicie by jako tako służyły pasażerom. Z każdą stacją na północ miasteczka wyglądają lepiej. To całkiem tak, jak podróż z Wałbrzycha do Wrocławia. Czasami mijamy potwornie zaśmiecone gospodarstwa rolne, czasami okazałe wille wśród lasów. Dojeżdżamy do Louvain-la Neuve. Inny świat. Nowoczesne, przyjazne, miasteczko uniwersyteckie, pomyślane jako park naukowy. Wybudowane na tzw. gołym polu, od podstaw, w 1971r. Domy z cegły, ulice bez schodów i krawężników. Zielone, przystrzyżone trawniki. Szklane, uniwersyteckie budynki, malutkie sklepiki, knajpki i bary. Podziemne parkingi, brak samochodów na ulicach.
Na kolację jemy tapenade z oliwek, pomidorów i sera rozsmarowane na bagietki. Wino w dzbanku - 4 kieliszki - za 5 Euro. Wyśmienite.
Niedziela. Rano świeże pieczywo z piekarni. Croissanty, bagietki. Kilkuosobowa kolejka przed nami i wszyscy kupują mniej więcej to samo. Na ścianie piekarni zamontowano automat do sprzedaży pieczywa. Można kupować całą dobę.
Jedziemy do Brukseli, to zaledwie pół godziny. Dzieci do 12 lat podróżują za darmo. Idziemy do Muzeum Historii Naturalnej. Bilety wejściowe dla dorosłych to 7 a dla dzieci 4,5 euro. Do zwiedzania -2 poziomy i + 4 poziomy. Od ewolucji przez dinozaury po zwierzęta Arktyki. Tysiące eksponatów, w tym wiele interaktywnych. Wspaniała zabawa nie tylko dla dzieci. Widziałam wielu tatusiów radośnie bawiących się elektronicznymi gadżetami. Przy czwartym poziomie moje nogi odmawiają posłuszeństwa a każda kanapa jest jak zbawcza tratwa na oceanie. Anielka pomyka pomiędzy gablotami niezmordowana a ja już marzę o wyjściu z tego molocha. Nareszcie koniec zwiedzania. Łapię świeże powietrze brukselskiej ulicy. Kilkanaście minut polujemy na stolik pod Panos’em przed Galerią Królewską. Zamawiamy bagietki. Podglądam jak smagłolica dziewczyna robi kanapkę. Spora bagietka z szynką, serem, pomidorem i sałatą to 3 euro. Bagietka wegetariańska - 2,70 euro. Obok naszych stolików przebiegają w pośpiechu japońskie wycieczki, podążające za przewodnikiem z podniesionym wysoko parasolem lub tabliczką z nazwą grupy. Japończycy prawie biegną z włączonymi kamerami lub aparatami fotograficznymi. Przecież pooglądają sobie w domu, już bez pośpiechu. Teraz muszą zmieścić się w planie czasowym. Wygląda to przekomicznie. Po bagietkach, świeżutkich i chrupiących już całkiem obojętnie przechodzimy obok bajkowych sklepów z czekoladkami. I tak nasze brzuchy nie pomieszczą niczego, nawet narodowych belgijskich gofrów z niezliczonymi kombinacjami owoców, karmelu, czekolady i bitej śmietany. Kończy się dzień. Kolejna chmura z deszcze nadciąga nad Brukselę.
Przepis na bagietki
Bardzo świeże, chrupiące bagietki, pszenne lub razowe, przeciąć z jednej strony wzdłuż, posmarować jedną polówkę odrobiną majonezu, drugą zielonym pesto. Nałożyć kilka cieniutkich plasterków szynki, plasterki pomidora na przemian z plastrami mozzareli, kilka listków sałaty. Zamknąć obie połówki, zjeść. Pycha. Można przekładać czym się chce. No choćby z serem camembert, powidłami śliwkowymi, orzechami i plastrami zielonego jabłka.