Agroturystyka jeziorowa. Swoje chwalicie, cudzego nie znacie?
Zatem “po latach tylu a tylu” przyszło szanownej małżonce na myśl zażyć wypoczynku w innych “okolicznościach przyrody”. “Pan każe, sługa musi”. Pewna ładna panna z zaprzyjaźnionej redakcji podpowiedziała nam, że nie masz to jak jeziora lubuskie. Aczkolwiek Redaktor, nie wiedzieć czemu, usilnie namawiał na wyjazd do stolicy naszego pięknego kraju. A raczej diabli “wiedzieć czemu”, bo takowe wkrótce się tam znacznie uaktywniły. Wziął górę rozsądek - zatem okolice Zbąszynia, a ściślej agroturystyka “Pod modrzewiem” w Grójcu Małym. Modrzew ten jeszcze skromny, ale rośnie i tuszę iż urośnie wielki i piękny. Do jeziora 50 m., pomost, kajaki, “rowera nie wspomnę”. Kąpielisko, ale strzeż się sam, lub kogoś poproś.
Cisza, spokój - tak na biwaku jak i na jeziorach. A jest one połączone Obrą i kanałami z kilkoma innymi - szlak papieski! Czyli kilka godzin machania wiosłami “wte i wewte”. Przy brzegach liczne stanowiska wędkarzy. Skądinąd dziwny ten nasz kraj, gdzie relaksuje się tak wielu, a jest tak nerwowo. Gospodyni przesympatyczna i jak ktoś lubi, to sobie pogada że ho ho, ale nie musi. Mają tam “dla każdego coś miłego”. Pokoje, domki campingowe, a jak ktoś sobie winszuje, to może pożyczyć namiot lub rozłożyć własny. Dostęp do kuchni, łazienek, świetlicy. A jeśli wola “sławojka” lub prysznic polowy. Ognisko z zapasem drewna, stoły, ławki, ławeczki. A dla gnuśnych nawet hamak. Mniejsza z tym, kto na nim głównie leżał. Wyroby i produkty wiejskiej kuchni. Ceny umiarkowane, a jakość dobra.
“I tak to wszystko się plecie i wiedzie”. Zechcecie to bez trudu w internecie znajdziecie. Gorzej jedynie z dojazdem. Na autostradzie do Bolesławca horror wyścigowy, a najgorszy odcinek drogi, to niestety już “u nas” Dzierżoniów-Ząbkowice. Czas szybko mija, chciałoby się jeszcze w tym roku, ale “Wróćmy na jeziora” zaśpiewamy raczej dopiero wiosną.