Cmokanie. Zaloty
Spędzając urlop na kieleckiej wsi, zauważyłam pewien zwyczaj. Otóż młodzi mężczyźni lubią spędzać popołudnia przed sklepem. Rozsiadłszy się na skwerku lub oparłszy o płotek lub inną nadającą się ku tej czynności stabilną materię, tracą błogie godziny pijąc piwo i…cmokając. „Cmokanie”, to rodzaj zalotów i sposób adorowania płci pięknej. Spostrzegłam, że w przeciwieństwie do miejskich białogłowych, wiejskim ten rodzaj zalotów przypadł do gustu. Przechodząc koło „koneserów” kobiecej urody, na odgłos cmokania, białogłowy chichoczą, zerkają ukradkiem lub zwyczajnie zawstydzone dają dyla do sklepu.
Zalotnicy o urodzie „mięśniaka”, nie tylko ograniczają się do cmokania. Również żywo komentują urodę dziewczęcia, które obok nich przeszło. Co ciekawe, sposób wypowiadania się jest oszałamiający. Zalotnicy, często nie grzeszą taktem. Forma wypowiedzi odbiega od tej, jakiej użyłby w stosunku do opisania kobiecego piękna dżentelmen. Padają takie stwierdzenia: „niezła, ale za chuda”, „ale ma siedzenie he, he”, „co za balony”, „ale du…”. Niestety nie mogę przytoczyć bardziej dosadnych, żeby nie rzec świńskich określeń i sformułowań.
Zaloty, to piękna forma okazywania uczuć, a która z kobiet nie lubi być adorowana, wielbiona. Zaloty typu ”cmokanie”, nie można zaliczyć do typu romantycznych. Ta forma zalotów przypomina oglądanie konia, w tym przypadku klaczy na wybiegu, z myślą o ewentualnym jej kupnie. Ogląda się wtedy taką klacz z przodu i z tyłu, patrzy na umaszczenie, zagląda w zęby. Fakt, „zalotnicy” jeszcze na pomysł zaglądania w zęby nie wpadli. Ocenianie kobiecego piękna, tutaj ogranicza się tylko i wyłącznie do fizyczności. Czy to, że mam duży biust oznacza, że jestem super? Może mam ograniczony umysł? A ta z biustem zerowym, może tryska inteligencją?
Najprawdopodobniej, co niestety przytłacza, wiejscy „zalotnicy” podobnie jak większość gatunku męskiego uważają, że kobieta powinna jedynie ładnie wyglądać i tyle. Myśleniem niech się nie przemęcza. Jest to strasznie frustrujące.
Zapytałam narzeczonego, czy na mój widok „cmoknąłby”, odpowiedział szczerze: „Nie. Bo dostałbym zapewne w bańkę”. Wolałam nie drążyć tematu pytając, czy tak mówi bo mnie zna, czy może co gorsze, wyraz mojego lica na taką reakcje by wskazywał.
Zastanawiają się Państwo zapewne, czy wiejscy „zalotnicy” również swoim zainteresowaniem obierają i przyjezdne białogłowy. Otóż tak. Muszę nieskromnie nadmienić, że i mnie cmokanie nie ominęło. Zlustrowana zostałam od góry, do dołu.
Narzeczony idący za mną doniósł mi, że „zalotnicy” wydali werdykt. Brzmiał on tak: ”Może być, chociaż już nie pierwszej młodości…”.