Opowiadanie - Kolekcjonerka (cz. 6)

Autor: 
Henryka Szczepanowska

Zima była bardzo uciążliwa i długa. Zwały śniegu na ulicach z każdym dniem stawały się bardziej brudne, zapaskudzone psimi kupami, zgniecionymi opakowaniami po papierosach, chipsach, batonikach. Rano zmrożone w kostropate koleiny i wydeptane ścieżki, po południu rozciapane w mokre i grząskie błotko śniegowe nijak nie przystawało do wysokich obcasów damskich bucików. Poranne wstawanie prawie bolało. Pochmurne, ciemne i krótkie dni zatrzymywały w ciepłym łóżku, zniechęcały do patrzenia przez okno na szarobury ogród. Kiepsko znosiła wilgoć i niskie temperatury. Pewnie starzeję się, wzdychała. Zmuszała się do jedzenia tłustych śniadań przygotowywanych przez Walę, wyjątkowo uprzejmą i nadskakująca. Zmęczenie zabierało jej chęć zadbania
o siebie. Któregoś dnia czesząc się przed lustrem zobaczyła garść splątanych, czarnych włosów na szczotce. Przejechała palcami po głowie i w dłoni zostały jej pasma, do tej pory błyszczące i sprężyste a teraz matowe i szorstkie. Mimo niechęci do zimowej pogody postanowiła wybrać się do lekarza. Zadzwoniła do prywatnej poradni i umówiła się na wizytę. Odkładając słuchawkę telefonu zobaczyła Walę, chowającą się za futrynę. Głupia baba, podsłuchuje, pomyślała rozdrażniona. Wysiadając z taksówki przed ekskluzywną przychodnią zorientowała się, że nie ma portfela. Poprosiła o powrót do domu. Taksówkarz z uśmiechem wykonał polecenie - ładnej kobiecie nie odmawia się. Furta na podwórze była uchylona a na podjeżdzie stał samochód jej męża. Zdziwiona weszła na taras. Przez wielkie kuchenne okno zobaczyła szeroko rozstawine na kuchennym stole nagie kolana Walentyny i plecy swojego męża. Pociemniało jej w oczach. Gniew zatrzymywał oddech. c.d.n.

Wydania: