Rodzina. Gwarancja
Czytając listę kandydatów na radnych w moim mieście-Polanicy, przecierałam oczy ze zdumienia. Skąd to zdumienie? Okazuje się, że kandydują całe rodziny! Jest ojciec z córką, ciotka z siostrzeńcem, małżeństwo, a nawet gigant rodzinny w postaci: teścia jego swatowej i ich dzieci, które są rzecz jasna małżeństwem!
Czytając te rewelacje byłam zniesmaczona, następnie poczułam się jako wyborca obrażona, by na koniec parsknąć śmiechem. Zaczęłam zastanawiać się, skąd ta rodzinna tendencja do kandydowania? Wykluczyłam tak niskie pobudki jak łatwa forma zarobienia kilku groszy. Nie sadzę również, by powód leżał w kwestii znalezienia posady na kilka lat. Odpada również symbioza obligatoryjna, czyli związek ścisły i konieczny pomiędzy organizmami, w tym przypadku organizmem jest rodzina. Czyli o co chodzi? Zdaje się, że powód jest o wiele ciekawszy i wychodzi na to, że w tym szaleństwie naprawdę jest metoda. Otóż, kandydujące rodziny kierują się niczym innym jak obowiązkiem społecznym! Widząc co się dzieje w radzie, jak jej członkowie nie mogą się dogadać, wpadli na pomysł, by ster przejęły rodziny. Nastąpi wtedy oczyszczenie atmosfery, opadną złe emocje. W rodzinie gwarancja stabilizacji. Któż przecież na sesji będzie opluwał własną rodzinę? Nie będzie wypadało nakrzyczeć na żonę, czy odrzucić wniosek teściowej. Po dłuższej analizie, nie jest to rzeczywiście takie głupie.
Analizując temat dalej, myślę, że budowanie rady miejskiej na podwalinie jaką jest rodzina to mało. Należy rodzinę wprowadzić również do innych sektorów ratusza. W ogóle całą urzędniczą ekipę należy wymienić i zastąpić członkami swoich rodzin. Tu jednak zaczyna się problem. Jaki? Otóż taki, jak następować ma rekrutacja? Czy burmistrz powinien mieć większe prawo, a wraz z nim możliwość obsadzenia członkami rodziny większej ilości stanowisk? Czy nie trzeba byłoby wprowadzić przed rekrutacją swoistego rodzaju regulaminu? Mógłby on przedstawiać się tak: burmistrz jako najważniejszy organ otrzymałby pięć stołków, wiceburmistrz cztery. Radni powiązani w stopniu bezpośrednim, przykładowo: ojciec-córka, trzy stołki. Pokrewieństwo dalsze jak: ciotka-siostrzeniec, dwa stołki. Związki rodzinne typu: teść- swatowa lub teściowa- zięć mogłyby liczyć na jeden stołek. Na rozdzieleniu „stołków” problem się nie kończy, zasadniczo dopiero się zaczyna. Przecież stołek, stołkowi nierówny, prawda? Czyli należy stworzyć kolejny regulamin. I wszystko zaczyna się od nowa, burmistrz lepsze stanowiska, wiceburmistrz mniej lepsze i tak schodzimy aż do układów rodzinnych typu: teściowa- zięć, którym pozostaje stołek sprzątaczki, konserwatora albo stróża. I co? No i oczywiście rada nie różni się od tej bez powiązań rodzinnych, bo jak się zapewne Państwo domyślacie przy tworzeniu regulaminu już wzięto się za łby. Warto również dodać, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu i to po- środku, by nie wycięto.
I bądź tu mądry, a wybory tuż, tuż.