Lewicowa utopia pochłania
Na pytanie: z jakimi krajami kojarzy się socjalizm, większość ankietowanych wymieniłaby kraje Europy Środkowowschodniej. Gdyby takie pytanie padło np. w „Familiadzie”, ktoś mógłby z tego zbioru wskazać kraj mający najwięcej punktów. Mało kto jednak, o ile w ogóle, wskazałby na Stany Zjednoczone. Nie całe, oczywiście, ale niektóre miasta czy stany dryfują w tę stronę ostro i mamy już pierwsze ofiary.
Na kilku portalach prawicowych, np. na www.dolnoslazacy.pl pojawił się tytuł: „Syndrom Wałbrzycha” a w nim odnośnik do zamieszczonego na YouTube reportażu „Detroit: lewicowa utopia”. Autor linku zauważył zapewne pewne analogie obu tych miast jak walące się budynku, zaniedbane ulice, wzrost przestępczości i demoralizacja społeczna spowodowana pakietami socjalnymi.
I jakkolwiek analogia tych dwóch miast wydaje się nieco naciągana, to pomijając różnice spowodowane historią, położeniem geograficznym i politycznym, pewne analogie istnieją, ale najciekawszy jest sam mechanizm niszczenia.
Prawie milionowe Detroit znane jest przede wszystkim z przemysłu samochodowego. Tu produkowano główne marki aut stanowiących symbol Ameryki: chrysler, ford, GM. Kiedyś było to miasto o największym średnim dochodzie na rodzinę, dziś jest pośmiewiskiem kraju, zajmując 66 miejsce na 68 możliwych. Ale, o czym nie wszyscy wiedzą, od ponad 50 lat rządzą tu socjaliści. I to jest przyczyna, że Detroit stało się miastem uprawnień socjalnych.
Efekty przyszły szybko, a zaczęło się od programu „Modelowe miasta” - miasta zarządzane centralnie. 400 mln $ wpompowano w jedną dzielnicę, aby stworzyć miasto wzorcowe.
W efekcie powstało miasto programów socjalnych. Zamiast modelowego miasta (cokolwiek by to miało oznaczać) powstało miasto całkowicie zależne od państwa. Rząd zaczął decydować o tym jakie, gdzie i kiedy mogą tam powstać firmy. W zamian mieszkańcom obiecano edukację, szkolenia, służbę zdrowia i wiele programów pomocowych.
Wyszło jak to zwykle u socjalistów, drogo i byle jak.
W szkolnictwie na ucznia w Detroit przypada 11100 $ podczas gdy średnia krajowa wynosi 9600 $, a mimo to szkoły tam kończy zaledwie 25% uczniów. Uczeń w Detroit ma większe szanse skończyć w więzieniu niż skończyć szkołę. Sytuację pogarszają związki nauczycielskie, sprzeciwiające się uzależnieniu płacy od wyników i możliwości wyboru szkoły.
Jeszcze większe znaczenie miały związki zawodowe w zniszczeniu przemysłu samochodowego.Np. Chrysler kilkakrotnie otrzymał wielomilionowe dotacje na oddłużenie, pracownicy otrzymali 7 tygodni płatnego urlopu w roku, powstały banki zatrudnienia gwarantujące zwalnianym pracownikom pensje za nic-nie-robienie, stawkę 74 $ za godzinę pracy (przy średniej płacy w USA 26 $/godz.). W rezultacie samochody amerykańskie były za drogie, przynajmniej w porównaniu z analogicznymi choćby produkcji japońskiej.
Upadek fabryk spowodował wzrost bezrobocia do 50%, wzrost biedy i przestępczości i dla równowagi – spadek cen nieruchomości. Średnia cena domu to 5700 $ co nie może dziwić, gdyż w wyniku spustoszenia całych dzielnic, w mieście pojawiły się niedźwiedzie. Nie trzeba dodawać, że porządni ludzie wyprowadzili się do innych miast.
Co dalej – nie wiadomo, pewne jest, że taki jest efekt wszystkich lewicowych utopii, o ile tego nie powstrzymamy.