Wielkie próbowanie destylatów i palinek domowych

Autor: 
Henryka Szczepanowska

„Kdo chce vědět, jakou pálí, at‘s s půllitrem na košt valí!”- tak zachęcały martinkovickie „Hraběnky” do przybycia na „Páty Martínkovický košt pěsti-telských destilátů czyli wielkie próbowanie destylatów i palinek domowych ze zbiorów 2010 roku. W Martinkovicach, zaledwie kilka kilometrów za Tłumaczowem, w ostatnią sobotę odbył się otwarty konkurs domowych destylatów. W kategorii śliwowice, jabłkowe, gruszkowe i mieszane wystawiono do publicznej oceny łącznie 69 alkoholi domowej produkcji. Wstęp na miejscową salę gimnastyczną, gdzie odbywała się impreza, to 130 koron od osoby z prawem do próbowania destylatów i ich oceny, a 40 koron za wstęp „towarzyski”. Za 10 koron można było zjeść pyszne podsmażane kartofelki, a za 20 koron talerz salami, szynek i serów kozich. Na stołach leżały sterty mini kanapek z chleba z domowym smalcem i piramidy ciast i ciasteczek. Wszystko własnymi rękoma uwarzyły i upiekły martinkovickie „Hraběnky” – takie eleganckie koło gospodyń wiejskich. One też serwowały miarki destylatów do próbowania, zorganizowały szatnię, kuchnię
i sprzątanie. Dzielne dziewczyny!!! Na tegoroczne próbowanie stawił się tłum. Kilkuset gości kłębiło się między długimi stołami z konkursowymi butelkami a jeszcze dłuższymi stołami, przy któ-rych zmęczeni koneserzy podjadali smakołyki w przerwach pomiędzy kolejnymi kieliszkami śliwowicy lub grusz-kówki. Do słuchania, a w miarę wypijanych trunków, do tańca, przygrywała kapela Klapedo. Szemrzący dźwięk kontrabasu doskonale zgrywał się z pomrukiwaniem tłumu a solista już po godzinie dorobił się niezłych chórków na podrygującej tanecznie sali. Cudownie było patrzeć na przyjacielsko pogadujących starszych, eleganckich panów z młodymi odzianymi w skóry z dredami na głowie i kolczykami w nosie. Nikt nikogo nie mierzył wrogim wzrokiem, a kitki, koki, grzywki w różowe pasemka, strąki i mocno przerzedzone srebrne fryzury mieszały się z wdziękiem starych znajomych robiących powitalnego „misia”. Nasze wejście powitało ogólne... hooooo... a szczególne zainteresowanie wzbudził mały, niedawno urodzony Staś niesiony na rękach swojego taty. Hraběnky rozpływając się w zachwytach dały Stasiowi przywilej bezpłatnego kosztowania bez ograniczeń wszelkich trunków, co wywołało powszechną wesołość na sali. Ale i tak nic nie przebije przysięgi Wielkiej Komisji Oceniającej składanej przed organizatorami "kosztu". Po słowach przyrzekających uczciwość i bezstronność, wygłoszono taką oto przysięgę: ... i przynajmniej jeden z członków komisji do samego końca pozostanie trzeźwy, by mógł przeczytać werdykt!!!! Czyż nie piękne???? Po trzech godzinach wychodziliśmy z uczuciem zazdrości, że nasi sąsiedzi tak ładnie potrafią bawić się, używać alkoholu z wdziękiem i umiarem. Jeden z polskich gości zapytał mnie po drodze – wyobrażasz sobie taką imprezę u nas, by po kilku godzinach możliwości picia praktycznie bez ograniczeń, nie było ani jednego zataczającego się faceta?
Przypomniałam sobie motto tej imprezy "Kazdá slivovice je cítit stromem, na kterém vyrostla, rokou, která ji sbírala a kotlem, v němz byla vypálena”, co mniej więcej znaczy - Każda śliwowica jest drzewem, na którym wyrosła, ręką która ją zebrała i kotłem w który została wypalona. No, czysta poezja.

Wydania: