Własność warunkowa
Teoria konwergencji ogłoszona swego czasu przez sekretarza stanu USA Henry Kissingera zakładała powolną ale stałą ewolucję systemu socjalistycznego w kierunku kapitalizmu i kapitalizmu w kierunku socjalizmu. Na końcu tej drogi oba systemy miały się ujednolicić zachowując pewne cechy z każdego z nich.
Trudno odmówić jej racji, bo jak gołym okiem widać w zasadzie do tego doszło. Dziś, poza nielicznymi wyjątkami, mamy do czynienia z kapitalizmem socjalistycznym, czy jak kto woli – socjalizmem kapitalistycznym. Cała Europa, ba, USA, stają się coraz bardziej socjalistyczne. Niestety, Kissinger nie przewidział, że to podobieństwo zacznie się początkowo różowić, a później nabierać coraz mocniejszych odcieni czerwieni.
Zachwiana została podstawa naszej cywilizacji opartej na trzech filarach: greckiej miłości prawdy, rzymskiego prawa i chrześcijańskiej moralności.
Ot, weźmy przykład pierwszy z brzegu, stosunek do własności. W systemie kapitalistycznym, tym typowym, własność była rzeczą świętą, a oznaczała, zgodnie z prawem rzymskim, prawo do nieograniczonego korzystania z rzeczy i rozporządzania nimi we własnym interesie. Czyli, że nikt inny poza właścicielem nie mógł cudzą własnością dysponować.
Od tego czasu wiele się zmieniło.
W systemie socjalistycznym właścicielem wszystkiego był lud pracujący miast i wsi, a zarządzała nim awangarda onego ludu, czyli partia (PZPR). Własność więc była społeczna, czyli wspólna, ale biada temu, kto chciałby z niej wyjąć swój kawałek. Nawet w kwestii ziemi własność zastąpiono „wieczystą dzierżawą” na 99 lat. Za panowania Gierka w spółdzielniach mieszkaniowych wprowadzono tzw. „własnościowe prawo do lokalu” co nie oznaczało prawa własności. Do dziś wielu członków spółdzielni nie wie dokładnie, na czym ta różnica polegała.
Obecnie, czyli niby w kapitalizmie mamy własność tylko właściciel nie może korzystać z niej wedle swojej woli. Np. nawet we własnym samochodzie, nie może jeździć jak chce, tylko w pasach, musi się ubezpieczać, musi go rejestrować, zapłacić za tablice, itp. Jeśli ktoś kupił sobie płytę, książkę, itp. to nie może sobie z nich dowolnie korzystać, tylko w takim zakresie, w jakim pozwala mu na to „prawo autorskie”. Oznacza to, że niezauważenie prawo rzymskie odchodzi do lamusa, a właściciele przeobrazili się co najwyżej w warunkowych posiadaczy.