Burak. Polityk
Świat polityki przyzwyczaił już nas, do nieoczekiwanych zwrotów akcji. Obecnie jesteśmy świadkami kolejnego. Oto narodził się nowy polityk - burak. Okazuje się, że wizyta Prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy przyniosła namacalne efekty. Otóż obnażyła i ukazała w pełnej krasie, kim jest przewodniczący lewicy Grzegorz N. Zacznijmy jednak od początku. Grzegorz N. okrzyknięty został mianem „buraka” przez Władysława F. Dlaczego? Podczas spotkania z Prezydentem USA w Pałacu Prezydenckim pokazał brak elementarnych zasad savoir - vivre i…zrobił prezydentowi Obamie zdjęcia komórką! Jakby tego jeszcze było mało, pochwalił się fotkami na Facebooku! Cóż, bądźmy szczerzy, zaiste nie wypada przewodniczącemu trzeciej pod względem wielkości partii zasiadającej w sejmie, zachowywać się jak sztubak.
Jak pokazuje historia naszego parlamentu, niejedno już widzieliśmy. Każda partia w swych szeregach posiada „buraka”. Były i takie partie, które miały samych „buraków”, na szczęście ich dni świetności, to już przeszłość. Jak mawiał Andrzej L, że Wersalu w sejmie nie ma, stwierdzić możemy, że i nie ma obycia wśród wielu zasiadających na Wiejskiej. Za to, że tak się dzieje w dużej mierze odpowiedzialni jesteśmy my - wyborcy. W końcu ktoś przecież tych ludzi na posłów wybiera. Swojego czasu Radosław S. mówił, że powinna powstać szkoła dyplomacji. Racja, powinna. Jednym z przedmiotów wykładanych w tej szkole, winna być trudna sztuka jaką jak widać jest dla polityka, sztuka savoir - vivre. Zanim jednak taka szkoła powstanie, należy jakoś przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się na arenie politycznej „buraków”. Z rolniczego punku widzenia mamy trzy rodzaje buraka: cukrowy, pastewny i ćwikłowy. Każdy z nich jest pod względem odżywczym - wyjątkowy i do czego innego służy. Może, by spróbować podzielić polityków pod względem „buraczanym”, wyselekcjonować tych najmniej „buraczanych” (czyt. kompromitujących siebie i nas) i ich wysyłać na zagraniczne wyjazdy, oraz oddelegowywać, by znajdowali się w gronie polityków przyjmujących zagranicznych gości. Pozostałe „buraki” zaś trzymać z dala od świateł jupiterów. Na pewno nie będzie to łatwe. Zwłaszcza teraz w przededniu wyborów parlamentarnych. Ciężkie czasy nadchodzą dla partii i ich członków. Być może potrzebne będzie zatrudnienie specjalisty od PR. No cóż, nawet jeżeli to kosztowne, trzeba coś zrobić, skórka jest warta wyprawki. Kolejne cztery lata w parlamencie, a kto wie może i w rządzie, to jest coś.
Warto wykorzystać ten „buraczany” news. Pojawienie się nowej partii zapewne ożywiłoby scenę polityczną. Partia „Burak”, brzmi ciekawie. Zasiadanie w takiej partii miałoby swoje plusy. Można by było popełniać gafy i nie ponosić w związku z nimi żadnych konsekwencji.
Pokusić się można również o założenie elitarnego „Stowarzyszenia Burak”. Bycie członkiem takiego stowarzyszenia wiązałoby się nie tylko z dużym wpisowym, ale i full gafą jakiej musiałby się dopuścić kandydat na członka, by w ogóle móc ubiegać się o członkostwo. Burak jest łatwy w uprawie, nie ma szczególnych wymagań glebowych. To tak na marginesie.