Upalne lato - opowiadanie cz. 6

Autor: 
Katarzyna Redmerska

W drzwiach sklepu natknął się na Zofię.
- Piotr? - odezwała się zaskoczona.
- Dzień dobry - pocałował ją w policzek.
- Świeże bułeczki zapewne dla Ani? - spojrzała na jego zakupy.
- Zgadza się.
- No tak, o młodą żonę trzeba dbać. Na długo przyjechałeś?
- Na weekend.
- To trochę krótko, aby zadbać o żonę należycie - poklepała go po ramieniu.
- To się zmieni - zaśmiał się na widok jej miny.
* * *
- Śpiochu, pobudka - postawił przed nią tacę ze śniadaniem.
- Zawstydzasz mnie - oparła się o poduszki. - To ja powinnam się o ciebie troszczyć. W końcu ciężko pracujesz.
- Młodą żonę trzeba rozpieszczać.
- Czyżbyś widział się z panią Zofią? - ogarnął ją niepokój.
- W rzeczy samej.
- O czym rozmawialiście?
- O dbaniu o młodą żonę - wybuchnął śmiechem.
- W ramach rewanżu, mów co chcesz dzisiaj robić. Zgadzam się na wszystko.
- Na wszystko?- nachylił się do jej ust.
- W granicach rozsądku, rzecz jasna - odwróciła głowę i szybko wstała z łóżka.
- Wybierzmy się do kopalni uranu - kolejny raz zdziwiło go jej zachowanie, szybko jednak odgonił głupie myśli.
- Nigdy tam nie byłem. Potem możemy zatrzymać się gdzieś na obiad.
* * *
Siedzieli na tarasie „Karczmy Puchaczówka” w Siennej.
- Jak praca? - zapytała.
- Do końca sierpnia zakończymy. Do kiedy chcesz być w Idzikowie?
- Dopóki nie wrócisz do Wrocławia. W pracowni radzą sobie beze mnie.
- Nie nudzisz się?
- Wcale.
- No tak, jest tajemniczy sąsiad z psem - spojrzał wymownie.
- Marcin jest kolegą z dzieciństwa - starała się nie patrzeć mu w oczy.
- Nie najeżaj się. Przecież o nic cię nie posądzam - uśmiechnął się do niej.
- Ładnie tutaj - zmieniła temat.
- Bardzo - przyglądał się jej, oparty o poręcz krzesła. Od przyjazdu nie mógł pozbyć się uczucia, że jest jakaś obca. Może nadal się gniewa, że tak wypadły te wakacje? - Myślałem o nas - odezwał się.- Masz rację, poświęcam ci za mało czasu. Zrozumiałem, że tak się nie da dłużej żyć. Mam pozycję w firmie, mogę sobie pozwolić siedzieć już teraz tylko za biurkiem - nachylił się do niej bliżej.
- Chcę się tobą cieszyć i stworzyć prawdziwy dom. Wiem, że pragniesz dziecka, ja również - przymknęła powieki. - Co ci jest? - usłyszała jakby z oddali jego głos.
- Głowa mnie rozbolała. Wracajmy.
Gdy wrócili do domu, poszła się położyć. Skuliła się na łóżku w kłębek. - Co mam robić?- myślała z przerażeniem. Słowa Piotra wstrząsnęły nią do głębi. Ukryła twarz w poduszce, bojąc się, że zacznie krzyczeć.
* * *
Zamykała bramę, gdy podjechał Marcin.
- Po minie wnioskuję, że wizyta była udana - chciał ją pocałować, ale odsunęła się.
- Daruj sobie - burknęła. - Chodź do domu, idzie to wstrętne babsko - spojrzała z niechęcią w kierunku pani Krystyny. - Brakuje, żeby zaczęła plotkować.
- Rozchmurz się - objął ją, gdy weszli do domu.
- Czuję się jak szmata.
- Bo chcesz swojego szczęścia?
- muskał ustami jej szyję.
- Ale kosztem szczęścia innej osoby.
- Nie przesadzaj - całował jej usta. Znowu ogarnęło ją uczucie bezwolności. Zawsze tak się czuła w jego ramionach. Zarzuciła mu ręce na szyję i oddawała pocałunki. Powoli rozpinał jej bluzkę. - Ależ cię pragnę - szepnął podniecony.
- Jestem jeszcze mężatką - odepchnęła go, opamiętując się nagle.
- No i co z tego?
- Mam zasady w przeciwieństwie do ciebie.
- Nie rozumiem?
- Naprawdę nie miałeś romansu z Izą?
- Nie! - zirytował się. - Co cię ugryzło, że nagle o to pytasz?
- Jeżeli mamy być razem, chcę szczerości.
- Wychodzę. Zadzwonię wieczorem, może wtedy będziesz miała lepszy nastrój.
* * *
Nie mogła spać. Zeszła na taras i usiadła na schodach. Czuła się okropnie. Jej ustabilizowane życie rozsypało się jak domek z kart. Najgorsze było to, że nie wiedziała, czego chce. Do tego jeszcze ten jutrzejszy przyjazd rodziców. Dobrze wiedziała, że to nie wizyta podyktowana tęsknotą, tylko inspekcja.
* * *
- Zmizerniałaś - Barbara przyglądała się jej bacznie.
- Daj jej spokój - wtrącił Wojtek.- Ślicznie wygląda - przytulił ją do siebie.
- Powitanie mamy za sobą. Przejdźmy, więc do meritum sprawy - odezwała się do nich chłodno.
Spojrzeli na nią zdziwieni.
- Nie udawajcie - prychnęła.- Przyjechaliście sprawdzić, czy nie łajdaczę się z Marcinem.
- Aniu!- oburzył się Wojtek.
- Przyjechaliśmy z ojcem, by wyperswadować ci głupie myśli. Zofia…- zaczęła.
- Powinnam się była domyślić, kto jest kablem - przerwała jej.
- Ona martwi się o ciebie, tak jak my.
Usiedli na tarasie. Wbiła się w siedzenie, zła jak osa.
- O twoim zachowaniu plotkuje już wieś - odezwała się Barbara.
- A niech sobie plotkuje. Mam to gdzieś.
- Chcesz zostawić Piotra?
- Jeszcze nie wiem.
- Wojtek powiedz coś, przecież ona oszalała!
- Uszanujemy twój wybór - mrugnął do żony, by milczała. - Powiedz tylko nam, czy nie jesteś szczęśliwa z mężem? - popatrzył na nią z troską.
- Jestem.
- Więc o co chodzi bączku?
Nie odpowiedziała, bo oto na taras wszedł Marcin.
- Nie wiedziałem, że masz gości.
- Przysiądziesz się do nas? - zaproponował Wojtek, którego pod stołem kopnęła żona.
- Chętnie - usiadł przy stole. Ania czuła, że serce wyskoczy jej zaraz z piersi. Zadzwonił telefon. Udawała, że go nie słyszy, ale on jak na złość nie przestawał dzwonić.
- Nie odbierzesz? - Barbara spojrzała na córkę. - Jakim prawem wchodzisz z buciorami w jej życie! - odezwała się, gdy zostali sami.
- Bo ją kocham.
- I dlatego zdradzałeś ją z inną?
- Nigdy mnie nie lubiliście.
- I tu się mylisz - wtrącił Wojtek.- Zawiodłeś jednak nasze zaufanie. Nie pozwolimy, by ktoś skrzywdził nasze dziecko.
- Domyślam się, że maczaliście palce w tym, że nie odwołała ślubu.
- Miałeś swoją szanse i jej nie wykorzystałeś. Gdy zaś dotarło do nas, że romansujesz, musieliśmy zareagować.
- Ania nie wierzy w ten romans.
- Jeżeli będzie potrzeba, to uwierzy - Barbara była coraz bardziej zirytowana.
- Decyzja należy do niej, czy chce być ze mną - odezwał się wyzywająco.
- Coś ci powiem chłopcze - Wojtek nachylił się do niego.- Nie igraj ze mną, możesz pożałować.
- Gdzie Marcin? - zapytała wszedłszy na taras Ania
- Musiał pójść - odpowiedzieli jednocześnie. C.d.n.

Wydania: