Pożegnanie lata w Paryżu
Zagraniczne koncerty dziewcząt z Państwowej Szkoły Muzycznej w Bystrzycy Kłodzkiej to już niemal obowiązująca tradycja. Po Danii, Włoszech, Czechach, Belgii – przyszła kolej na Francję. W daleką podróż do Paryża pojechaliśmy autobusem. W cieplutkie popołudnie 16 września, pan Marian w nieskazitelnie białej koszuli otworzył schowki na bagaż i drzwi autobusu, by wraz ze sprzętem nagłaśniającym, instrumentami i bagażami chórzystek powieźć nas w daleką podróż. Cierpliwie znosił nasze pojękiwania, że chcemy na siusiu, że ciepłą herbatkę, że plecy bolą od całonocnego siedzenia... Wreszcie po szesnastu godzinach męczącej jazdy dojechaliśmy do La Ferte.
Zatrzymujemy się w Domu Polskiej Misji Katolickiej przy rue d’Hugny. Zadbane, czyste pokoje, jadalnia, piękny ogród. Szybkie zakwaterowanie, toaleta, przejście ok. jednego kilometra do stacji kolejowej zajęło nam zaledwie czterdzieści minut!!! To dopiero wynik!!! We Francji sobota i niedziela to dni wolne od pracy. Na dworcach też. Bilety do kupienia wyłącznie w au-tomacie i to za monety. Nie mamy gdzie rozmienić pieniędzy. Bilet na cały dzień i na wszystkie środki lokomocji od pierwszej do piątej strefy komunikacyjnej czyli po Paryżu i okolicy kosztuje 14 euro. Musimy kupić czterdzieści dwa bilety. Skąd wziąć tyle monet w zupełnie pustym i cichym o tej porze miasteczku? Daliśmy radę! Pustoszymy osobiste konta pani Dyrektor, pani Dyrygent i pani Doktor. Po czterdziestu pięciu minutach jazdy szybką kolejką wysiadamy na Gare de I’Est. Czekają na nas fantastyczni młodzi ludzie z Parafii Świętej Genowefy Dominik Kołodziej i David Konior.
W wielkim pośpiechu udajemy się metrem do Luwru. Właśnie tego dnia muzea paryskie stoją otworem dla wszystkich obywateli Unii Europejskiej. Przed wejściem do Luwru wielka kolejka. Nasi młodzi przewodnicy sprawnie odbierają dla nas darmowe wejściówki i wprowadzają nas do muzeum. Prawie wszyscy jesteśmy tam po raz pierwszy w życiu. Mnóstwo zwiedzających, ciasno, duszno, bolą nogi. Ogromna ilość dzieł sztuki znanych nam jedynie z książek i filmów poraża i mami. Stajemy przed Moną Lisą zadziwieni niewielkimi rozmiarami dzieła. Przy ekspozycji egipskiej wszyscy rozglądają się za ławeczką do posiedzenia choćby i minutkę, przy starożytnej Grecji nerwowo rozglądamy się za toaletami. Po kilku godzinach chodzenia po salach wystawowych Luwru z ulgą wdychamy rześkie wieczorne powietrze paryskich ulic.
Niedziela to dzień święty ale dla nas pracowity. Dziewczęta śpiewają dwa koncerty w polskich kościołach. Pierwszy koncert w kościele Świętej Genowefy przy rue Claude Lorrain. Ksiądz Józef Musiał, proboszcz parafii, niezwykle miły i spontaniczny, wita nas jak starych przyjaciół. Pan Tadeusz Piotrowski sprawnie i szybko rozstawia sprzęt nagłaśniający przy pomocy męskiej części naszej ekipy. Kościół zapełnia się wiernymi. Zadziwiająco dużo rodzin z małymi dziećmi. Dziewczynki w białych bluzkach i granatowych spódniczkach. Chłopcy w białych koszulach i ciemnych spodniach. Dorośli ubrani starannie, żadnych dżinsów ni kolorowych koszulek. Przy wejściu do kościoła prawie wszyscy witają się serdecznie jak starzy znajomi. Ksiądz Musiał rozpoczyna mszę powitaniem naszego chóru i modlitwą za nas. Jest nam bardzo miło. Póżniej, w czasie mszy zwraca się do nas:
- Nasi młodzi przyjaciele, jak daleko idziecie do swojego kościoła na mszę świętą? Niektórzy tu obecni parafianie przejechali dziś 80 a nawet i 100 kilometrów, by uczestniczyć w dzisiejszym nabożeństwie.
Koncert zaczynał duet gitarowy Kasia Rychlicka i Adaś Jankowski, uczniowie pana Witolda Kozakowskiego. Dziewczęcy Chór Kameralny w silnej grupie ponad dwudziestu utalentowanych i pięknych panien pod dyrekcją pani Renaty Fiałkowskiej-Dumy wykonał piosenki francuskie, polskie pieśni ludowe i sakralne oraz standardy jazzowe. Dziewczętom towarzyszyły pianistki Natalia Olczak i Ania Kołt. Ponad półgodzinny koncert nagrodzono głośnymi brawami. Podziękowania, gratulacje, zaproszenia... Po koncercie ksiądz Musiał zabiera nas na obiad ugotowany przez panią Agatę i jej pomocnice w przykościelnej kuchni. Absolutnie fantastyczna zupa ogórkowa!!! Rewelacyjna kapustka modra z jabłkiem, gruszką i rodzynkami!!! Kotlet mielony i bardzo dobry sos pieczeniowy. Pycha! No wszystko było smaczne, świeże i podane nam ze szczerego serca. Po obiedzie mimo goniącego nas czasu - przecież o piętnastej musimy być w następnym miejscu koncertowania - nie możemy „nagadać” się z przemiłymi gospodarzami, nauczycielami z parafialnej polskiej szkoły, serdecznym i uroczym proboszczem Józefem Musiałem.
Pakujemy się szybciutko do autokaru i jedziemy na Concorde, przy rue Saint-Honoré do kościoła polskiego. Po serdecznej i rodzinnej atmosferze u Świętej Genowefy, tutaj stajemy w obliczu mizerii życia polskiej emigracji. Na szerokich, kamiennych schodach kościelnych kwitnie życie towarzyskie bezdomnych, poszukujących pracy, darmowego posiłku czy jakiegokolwiek zajęcia a nawet darmowego powrotu do Polski. Monumentalny, szary, kamienny budynek świątyni przytłacza. W powietrzu unosi się bezmiar cierpienia, beznadziei i żarliwych próśb o wsparcie Wniebowziętej Maryi Panny. Zadziwia nas bar i sklep z polskimi produktami tuż za ścianą dzielącą od ołtarza głównego świątyni. Pan Tadeusz zajmuje się sprzętem nagłaśniającym, dziewczęta ćwiczą ustawienia do koncertu a pani dyrektor Aleksandra Tarchała troskliwie ogarnia całe to rozśpiewane towarzystwo. Każdy ma swoje zadania do wykonania.
W czasie mszy dziewczęta z naszego chóru śpiewają liturgię. W kościele pełno wiernych. Wszystkie miejsca zajęte, trudno przecisnąć się przez tłum stojących przy wejściu. Po mszy zaczynamy koncert jak poprzednio, występem bardzo stremowanej młodziutkiej Kasi i Adasia. Dalej już program prezentuje Dziewczęcy Chór Kameralny. Przy polskich pieśniach sakralnych i ludowych, starsze panie na widowni ocierają łzy. Wzruszamy się wszyscy. Duże brawa na zakończenie i zaproszenie na podwieczorek do przykościelnej salki.
Jeszcze tylko spakować sprzęt do autokaru, poskładać stroje i czas wolny!!!. Dziewczęta śpiewają gdzie się da i jak im w duszy zagra. W autokarze, pod autokarem, pod kościołem, na dworcu, w stacji metra. Nawet następnego dnia, zaprowadzeni przez przemiłego przewodnika, Pana Eda, na paryski znany cmentarz Pere-Lachaise, nad grobem Chopina zaśpiewały zadziornie „Hej bystra woda” wzbudzając ogromne zainteresowanie i gromkie brawa zwiedzających.
Pożniej był interesujący objazd autokarem z dowcipnym i pełnym ciekawostek komentarzem pana Przewodnika po paryskich ulicach, Sacré-Coeur, wzgórza Montmartre, wieża Eiffla, rejs po Sekwanie. No i oczywiście upragnione buszowanie po straganach i sklepikach starego Paryża w poszukiwaniu pamiątek i prezentów. Ależ to był morderczy program ale daliśmy radę!!! Nikt nie zgubił się w paryskim zgiełku, właściwie oprócz drobnych katarów i bóli brzucha dzięki pani doktor Dorocie Ligęzie i jej troskliwej opiece, wszyscy wrócili
w dobrym stanie do domu.
I ja tam byłam i wszystko opisałam co widziałam.