Felieton Redaktora Naczelnego: Nieobecni nigdy nie mają racji
... ponad 4,5 tys. głosów mieszkańców to za mało, aby przywołać do porządku Burmistrza i Radę Miejską w Kłodzku. Większość nie poszła do urn wyborczych w trakcie referendum odwoławczego Burmistrza i Rady Miejskiej w Kłodzku, którym inicjatorzy referendum (przy poparciu prawie 3 tys. mieszkańców) zarzucali - ogólnie rzecz biorąc - niewłaściwe zarządzanie Kłodzkiem, co w konsekwencji zagraża stabilnemu jego rozwojowi.
„Zwycięstwo” władz samorządowych Kłodzka poprzez zaniechanie udziału
w referendum („idź na grzyby”), to zgniłe zwycięstwo. Przecież ci ludzie pełniący dzisiaj obowiązki burmistrza, radnego - swoje pozycje uzyskali właśnie w kampanii wyborczej głosami mieszkańców Kłodzka. Wydawałoby się zatem najwłaściwszym, że gdy jakaś grupa Kłodzczan jest niezadowolona z dotychczasowej pracy „swoich wybrańców”, ci – przekonani o słuszności swoich działań powinni nawoływać swoich wyborców, aby potwierdzili, że dobrze wybrali. Po prostu powiedzieliby „sprawdzam” i spokojnie robiliby swoje dalej bez oglądania się na „malkontentów”. Zdecydowali się pójść po najmniejszej linii oporu - czyli zniechęcać ludzi do pójścia do urn wyborczych poprzez lekceważenie inicjatorów referendum i tych bez mała 3 tys. popierających. Zwolennicy obecnej władzy kolportowali fałszywki, wreszcie sam pan Burmistrz nie odcinał się od zagrywek poniżej pasa obiecując jednocześnie , że „już sprzedaży (czy cesji) Wodociągów Kłodzkich nie będzie „bo są w doskonałej kondycji”, nie będzie także nowych supermarketów (jakby to od Burmistrza zależało), a sama kasa miejska ma 8 mln zł nadwyżki (?).
Dzięki czemu taki wynik był możliwy? Pozwoliła na to ordynacja wyborcza w dziale „referendum lokalne”. Tak została źle skonstruowana, że aktywni mieszkańcy (słusznie bądź nie) naprzeciw siebie mają biernych wyborców, którym proponuje się zamiast głosowania „pójście na grzyby”. A człowiek to już taki jest - wybiera łatwiejszą drogę. Nie jest łatwo skłonić ludzi do działania na rzecz społeczności (bliższe grzyby, ryby czy grill niż pójście do urn wyborczych).
A już łatwe jest przekonanie niezaangażowanych, kiedy nakłaniają na „grzyby, ryby” władze... Zatem proszę ustawodawców o zastanowienie się i zmianę ordynacji wyborczej w tej kwestii: 1/ o ile dojdzie do ogłoszenia referendum lokalnego, to OBOWIĄZKIEM mieszkańca jest pójść do głosowania, 2/ prawnie zabronić kampanii negatywnej, tak jak prawnie jest zabronione prowadzenie kampanii tuż przed głosowaniem), 3/ lub uznać, że tak jak w wyborach planowanych, bez względu na ilość osób idących do głosowania uznać wyniki głosowania. Nieobecni nigdy nie powinni mieć racji! Inaczej po prostu niszczymy demokrację, szczególnie na poziomie lokalnym. Czy widzicie Państwo udane referendum w dużej gminie typu Wrocław? Toż samo „porwanie się na jego zorganizowanie” zakrawa na ponury żart.
A przypadek Łodzi tylko potwierdza regułę. Tak skonstruowana ordynacja wyborcza w kwestii referendów lokalnych, to po prostu lekceważenie głosu wyborczego.
Wracając - po tej nieco długiej dygresji - do referendum w Kłodzku. Według mnie - udanego - choć z mocy prawa nieważnego. Już niedługo absolutorium za 2012 rok dla burmistrza miasta Kłodzka Bogusława Szpytmy. Jego słowa zweryfikuje Regionalna Izba Obrachunkowa pod względem gospodarności Gminy, a wyszkolone służby innym poczynaniom (np. kto stał za fałszywką „Kuriera Hrabstwa Kłodzkiego”) i czy rzeczywiście nastały czasy nepotyzmu i korupcji w gminie miejskiej Kłodzko...