Idą chłody

Autor: 
Jan Pokrywka

Miało być inaczej a wyszło jak zawsze. Chodzi o referendum w kwestii odwołania władz kłodzkich, które okazało się nieważne wobec braku wymaganej liczby głosujących. Polem do popisu dla socjologów jest kwestia, dlaczego tak się stało: czy są to przyczyny subiektywne, że np. ludzie nie bardzo interesują się tym co na własnych śmieciach wyprawiają ich wybrańcy i mają to głęboko gdzieś, czy też są to względy obiektywne, np. zawyżona liczba mieszkańców Kłodzka a tym samym uprawnionych do głosowania, lub że zrobiło się zimno. Może być wreszcie tak (i ku temu się skłaniam), że ludziska dojrzeli pewną hipokryzję organizatorów referendum, reprezentujących, powiedzmy to otwartym tekstem, interesy Platformy Obywatelskiej, która chce usunąć rządzącą opcję PiS-owską i zająć jej miejsce. Oczywiście po to, żeby nam nieba przychylić.

Anatomia zadłużeń
Rzecz w tym, że głównym zarzutem wobec rządzących miastem jest rozrzutność, zadłużenie gminy i szereg chybionych inwestycji. Zarzuty są w znacznej mierze prawdziwe, ale cóż z tego, skoro to samo, tyle że na dużo większą skalę robi ta sama PO zadłużając państwo już na bilion złotych, a w rządzonych przez nią samorządach wcale nie jest lepiej. Być może więc obywatele nie chcieli wziąć udziału w tym wyganianiu Diabła Belzebubem i woleli pozostać z boku.
A tak w ogóle, to lansowana jako jedynie możliwa alternatywa między PO a PiS to jak wybór między dżumą a tyfusem.
Inna sprawa to przyczyny zadłużenia, którymi są unijne dotacje. Sedno sprawy leży w tym, że dotacje przyznaje się kwotowo w ramach określonych programów pomocowych, mogących pokryć nawet większą część kosztów. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że dotacje przyznają, a beneficjentami także są urzędy różnych szczebli i jak to zwykle w takich przypadkach bywa, pieniądze wydawane są w najmniej sensowny sposób na zasadzie: skoro są, to trzeba coś wymyślić aby je zdobyć. I zdobywa się wymyślając a to gondole, a to jakieś inne makagigi, nie bacząc, czy dla danej społeczności jest to potrzebne i w jakim stopniu. A do projektu trzeba wnieść swój wkład, którym najczęściej są bankowe kredyty i tak powstaje spirala zadłużenia. Mamy więc z jednej strony pożyteczne inwestycje infrastrukturalne, ale z drugiej – różne „misie”, będące wypadkową kompleksów i aspiracji miejscowych włodarzy.

Miś zasypia na zimę
Na szczęście zbliżające się chłody zakończyły kwestię naszego nowego gadżetu, stadionu narodowego, takiego misia za 2 miliardy złotych na dzień dobry, który miał być chlubą a jaki jest koń – każdy widzi. Aby jednak zadowolić gawiedź, na winnego wytypowano głównodowodzącego Narodowego Centrum Sportu i zastąpiono go innym. A ponieważ do wiosny na „misiu”nic się nie będzie działo, przez kilka miesięcy trwać będzie spokój aż do kolejnej wpadki.
Ta bowiem jest nie do uniknięcia z tego prostego powodu, że stadion wybudowało państwo i państwo nim zarządza, musi być więc źle.
Weźmy występ naszych olimpijczyków w Londynie przygotowujących się za państwowe pieniądze w porównaniu z robiącym ostatnio karierę Jerzym Janowiczem. Jego sukces na paryskich kortach odbył się nie tylko bez pomocy państwa, ale nawet może wbrew temu właśnie. W jego talent uwierzyli rodzice, którzy sprzedali co mieli, aby syna finansować, ale i on sam świadom tego, a także własnych wyrzeczeń, pracował nad sobą w dążeniu do celu. Warto wspomnieć, że pomogło mu też kilka firm, ale nie państwo i nie Polski Związek Tenisa, który teraz chętnie do sukcesu by się przytulił.
Jak działa państwo przekonali się także na własnej skórze wykonawcy autostrad na Euro, którzy do dziś nie dostali za swoją pracę pieniędzy.
Jak państwo szasta pieniędzmi widać na przykładzie „nowego Amber Gold”.
Program, zaprezentowany w tzw. kolejnym expose premiera Tuska ma nosić wdzięczną nazwę „Inwestycje Polskie”, a jego operatorem ma być Bank Gospodarstwa Krajowego. Jego kapitał składać się ma z akcji państwowych firm jak Orlen, PGE, KGHM, Tauron, PGNiG, co dla zmylenia nazwano „prywatyzacją”! Jakby tego było mało, powoła się specjalną spółkę celową, którą BGK będzie finansował. Do 2015 r. kapitał BGK ma wynieść 40 mld zł. Kwotę tę pozyska się ze spółek i rynków kapitałowych a dodatkowo rząd przekaże BGK akcje jakichś spółek o wartości 10 mld zł.
Stanisław Michalkiewicz uważa, że jest to okup płacony przez premiera za możliwość dalszego piastowania tej funkcji, składany tym, którzy mogą go jej pozbawić, czyli „siłom wyższym”. Czy tak jest, pewności mieć nie można, poza tą jednak, że Inwestycje Polskie będą żerowiskiem dla różnych trutniów.
A skoro o trutniach mowa, warto zastanowić się nad ich rolą w roju. Trutnie to samce pszczół, których rola w roju sprowadza się do zapłodnienia, po czym żyją dalej kosztem innych, stąd przenośne znaczenie trutnia jako darmozjada i pasożyta. Krótko mówiąc – trutnie zginą gdy zginą pszczoły a te masowo wymierają. Nie tylko w przenośni, ale w realu. Ponieważ pszczoły, podobnie zresztą jak inne owady, opylają trzecią część światowych upraw, znajdują się na czele globalnego łańcucha pokarmowego.
Sydney Cameron, entomolog z uniwersytetu w Illinois prowadził badania nad ośmioma gatunkami pszczół i stwierdził, że populacja czterech z nich zmniejszyła się o 96%, a pozostałych od 23% do 87% w ostatnim dwudziestoleciu. Podobne zjawisko, choć z różnym nasileniem, obserwuje się w innych krajach. Wśród jego przyczyn wymienia się środki owadobójcze, infekcje wirusowe i bakteryjne, a nawet fale radiowe i telefoniczne. Jednak za najważniejszą uznaje się używanie pestycydu produkowane-go na bazie nikotyny – jak napisał
w 2010 r. publicysta Tom Philpott – przez koncern farmaceutyczny Bayer, pomimo sprzeciwu części własnych ekspertów oraz organizacji pszczelarskich. W grę jednak wchodzą duże zyski a o ich skali niech świadczy fakt, że na tym właśnie Bayer tylko w 2009 r. zarobił 262 mln $. Podobne środki tego i nie tylko tego producenta używane są masowo na całym, świecie.
Niebezpieczeństwo wyginięcia pszczół polega nie tylko na tym, że nie będzie miodu, kitu i mleczka pszczelego, tak istotnych w medycynie naturalnej, ale i na tym, że łańcuch pokarmowy znajdzie się w rękach wielkich koncernów chemicznych z trudnymi do przewidzenia skutkami.
Tak samo jest gdy tę alegorię zastosować w skali ogólnoludzkiej. Coraz to nowe obciążenia fiskalne nakładane na produktywne warstwy społeczne dają pożywkę dla pasożytów, ale w efekcie prowadzą do zagłady. Tak jednych jak drugich. Ale to już jest inna historia.

Wydania: